niedziela, 23 grudnia 2012

Rozdział III


  Hermiona zamknęła oczy i zsunęła ręcznik z mokrych włosów. Bała się efektu swojej dwugodzinnej pracy i wolała nie paść na zawał więc najpierw powoli otworzyła jedno oko i ostrożnie spojrzała w lustro. Jej usta rozciągnęły się w uśmiechu, a ona z zadowoleniem otworzyła drugie oko. Z lustra patrzyła na nią wysoka, opalona dziewczyna o długich ciemnogranatowych włosach i złotych oczach. Od jej prawego biodra aż do kostki wił się piękny kwiat róży, a na lewym nadgarstku widniał napis Aeternum*. Nie pamiętała żeby go sobie kiedykolwiek robiła ale był ładny, więc nie narzekała.
Była 3 w nocy, a ona obudziła się o 1 i postanowiła zmienić kolor włosów na granatowy, bo poprzedni był nudny i pospolity. Wstała więc, wyjęła mugolską farbę do włosów i przefarbowała się. Była bardzo zadowolona z efektu więc wysuszyła się zaklęciem, zaplotła warkocz i położyła się z powrotem spać. Tym razem była to noc bez snów.

                     _____*_____*_____*_____*_____*_____*_____


   W dużym, ciemnym pomieszczeniu siedziała samotna postać o wąskich czerwonych oczach i  bladoniebieskiej skórze. Patrzyła się na zdjęcie dwóch kobiet - jednej,  wysokiej o mlecznej cerze, długich, kręconych czarnych włosach i fioletowych oczach, a drugiej niższej o prostych, czarnych włosach, ciemnej karnacji i złotych oczach. Coś w jego sercu drgnęło i nagle poczuł niewyobrażalny ból. Ciemność wokół niego zgęstniała i zasłoniła jego wijącą się w agonii postać. Po kilku minutach dym zniknął tak nagle jak się pojawił i odsłonił postać skuloną na podłodze, która po chwili wstała. Był to wysoki mężczyzna wyglądający na około 36 lat o gęstych, prostych brązowych włosach i złotych oczach podobnych do oczu niższej kobiety na fotografii. Potrząsnął głową, przeciągnął się i spojrzał na stojącą na biurku fotografię, a po jego policzku spłynęła samotna łza.

-Nie martw się córeczko jeszcze cię znajdę...-wyszeptał i zabierając fotografię wyszedł z pomieszczenia.
Szedł długim korytarzem zmierzając do ponurego salonu gdzie jedynym źródłem światła był rozpalony  kominek - cel jego podróży. Mężczyzna schował zdjęcie i sypnął szczyptę proszku Fiuu do kominka
-Zabini Manor, salon - powiedział wyraźnie i zniknął w płomieniach.

                       _____*_____*_____*_____*_____*_____*_____


   Złotooka dziewczyna obudziła się wraz z pierwszymi promieniami słońca i mocno  przeciągnęła. Rozejrzała się po komnacie, która została jej przydzielona. Był to dość duży, surowo urządzony pokój - gołe ściany z czarnej cegły, pochodnie pod sufitem, szary dywan na podłodze i dość duże okno. Na przeciwko wejścia stało duże, małżeńskie łóżko z baldachimem w kolorze dywanu, a przy nim mała szafeczka nocna. Przy ścianie stała pokaźnych rozmiarów szafa obok, której ustawiono półkę zawaloną książkami o czarnej magii. Ogólne wrażenie było dość ponure i przytłaczające, jak cały zamek zresztą... Na biurku leżała niedbale rzucona torba, która przyciągnęła jej wzrok ze względu na wystającą z niej tajemniczą kartkę. Hermiona podeszła do torby i wyciągnęła z niej pergamin. Był czysty. Dziewczyna zmrużyła oczy próbując coś sobie przypomnieć o takich zjawiskach. Po chwili uśmiechnęła się i pamiętając przestrogę Dumbledora napisała:


Witaj, nazywam się Malefica** ale to nie jest ważne. Ważne jest kim TY jesteś?


Słowa momentalnie zniknęły lecz odpowiedź się nie pojawiła. Zrezygnowana dziewczyna odłożyła kartkę na komodę i podeszła do szafy chcąc coś wybrać gdy do jej okna zapukała sowa. Granatowowłosa szybko wpuściła ptaka do komnaty i odwiązała list. Był od Ginny więc gryfonka z radością zatopiła się lekturze. W miarę czytania wyraz jej twarzy się zmieniał... Teraz była wściekła na Harry'ego! Jak on mógł coś takiego zrobić?! Przecież taki nie był - nie zabawiał się dziewczynami jak np. Malfoy... W przypływie szału chwyciła pierwszą rzecz jaka nawinęła się jej pod rękę i rzuciła w drzwi, które nagle się otworzyły. Stał w nich Blaise, który gdy zobaczył lecącą w jego kierunku książkę popisał się zręcznością i szybkością  i błyskawicznie padł na ziemię. Zaraz potem wstał i  spojrzał na, pobladłą ze strachu, dziewczynę z pretensją.

-No wiesz co? Człowiek do ciebie przychodzi na śniadanie cię zabrać, a ty  rzucasz w niego książką? Myślałem, że się pogodziliśmy... - dodał już ciszej.
Właściwie miał nadzieję, że nawet się zaprzyjaźnili ale jak się okazało był w błędzie... Już się odwracał by wyjść gdy usłyszał jej głos.
-Nie Diable, stój! To nie było w ciebie. Ja w drzwi rzucałam... W sumie to nawet nie wiem co mnie napadło ale ja już nie wyrabiam...  - ostanie słowa praktyczne wyszlochała, a na jej policzkach pojawiły się łzy. Brunet odwrócił się w jej stronę i podszedł do niej zamykając drzwi. Objął ją niepewnie ramieniem i przytulił do siebie, a dziewczyna wtuliła się w niego rozluźniając mięśnie. Westchnęła głęboko i zaczęła opowiadać o tym czego się dowiedziała od Ginny. Gdzieś w połowie jej opowieści chłopak poprowadził gryfonkę do fotela i usiadł na nim sadzając sobie Hermionę na kolanach. Kilka  minut później złotooka skończyła mówić, a on zamyślił się na trochę.
-Czekaj chwilę, bo czegoś nie kumam...Jeśli Potter ją zdradzał to znaczy, że jej nie kochał co wiąże się z tym, że ją ignorował więc Weasley powinna się zorientować.
-No niby tak ale to jest bardziej skomplikowane niż się wydaje...
Westchnęła ciężko i znów zaczęła opowiadać, tym razem całą swoją historię od początku do końca. Nie wiedziała czemu to robi ale ufała temu przystojnemu ślizgonowi i była przekonana, że ją zrozumie. Bo ona potrafiła czytać między wierszami i wiedziała, że powrót do Hogwartu będzie o wiele mniej przyjemny niż się spodziewała. Chłopak usadowił ja wygodniej na sobie, rozsiadł się w fotelu i słuchał...

                       _____*_____*_____*_____*_____*_____*_____


   Wieczorem siedzieli razem nad jeziorem wesoło rozmawiając. Widok był piękny : słońce już się schowało i w gładkiej tafli odbijały się gwiazdy tworząc efekt drugiego  nieba. Błonia przy Durmstarngu były mniej zadbane od tych w Hogwarcie. Większość powierzchni pokrywała wysoka szara trawa, która zniżała się tylko przy zamku, jeziorze i lesie. Podczas rozmowy poruszyli temat porannego zdarzenia i Blaise poczuł się trochę niezręcznie, że ona opowiedziała mu o sobie praktycznie wszystko, a on nic.

-Słuchaj Mionka, jak ty mi dzisiaj o sobie opowiadałaś to ja tak poczułem, że  muszę odwdzięczyć ci się tym samym tylko, że będzie to długa i skomplikowana opowieść więc...
-Spoko Diable rozumiem - przerwała mu - opowiesz mi w jakichś bardziej sprzyjających warunkach, może w Hogwarcie?
-Nie ma problemu mała, masz to jak w banku. Poznasz takiego Blaise'a Zabiniego jakiego nie poznał jeszcze nikt! Nawet Draco. - powiedział uroczyście.
Gryfonka roześmiała się i szturchnęła go łokciem pod żebro, a on zgiął się w pół. Hermiona uśmiechnęła się przebiegle i połaskotała go po żebrach, a chłopak wybuchnął śmiechem i przewrócił się na plecy. Dziewczyna usiadła na nim i zaczęła łaskotać. Brunet wił się i rzucał ale niebieskowłosa była nieugięta. Na jego szczęście po kilku minutach tej tortury przestała jako, że nie była szczególnie wredna...No może czasami...
-Boże dziewczyno skąd wiedziałaś gdzie mam łaskotki? To moja tajemnica... - wykrztusił zdumiony.
Mówił prawdę : nikt nie wiedział gdzie miał łaskotki. Nawet młody Malfoy ( a właściwie szczególnie on ), który znał go od dzieciństwa, a ta niezwykła gryfonka odkryła to po dniu znajomości
-W sumie to nie wiem Diable... Jakoś tak poczułam, że to właśnie tam - przyznała.
Ona też mówiła prawdę : kilka razy w ciągu tych dwóch dni miała takie przeczucia dotyczące Zabiniego, które zawsze się sprawdzały. Niestety nie mogła nad tym dłużej rozmyślać, bo Blaise przypuścił kontraatakt i po chwili to ona leżała pod nim i była torturowana łaskotkami. Wybuchnęła głośnym śmiechem i zaczęła błagać chłopaka by przestał. To był długi i wesoły dzień.

               _____*_____*_____*_____*_____*_____*_____*_____


     Mistrz Eliksirów Hogwartu Severus Snape siedział w swoim gabinecie ze szklanką Ognistej Whisky w ręku i rozmyślał. Miał dylemat, przyjaciel poprosił go o pomoc i z jednej strony bardzo chciał mu jej udzielić ale z drugiej...bał się. Na prawdę bał się kolejnego spotkania z nim wiedząc, że ON może zawsze zaatakować, a wtedy... Prawdopodobnie oberwałby Avadą. Zastanawiał się już 2 godziny i dalej do niczego nie doszedł. Zrezygnowany wstał, zgasił światło i poszedł do swoich prywatnych komnat nie zapominając zabrać ze sobą Whisky. Wszedł do dużego, mrocznego pomieszczenia utrzymanego w zielono-srebrnej kolorystyce i dołożył do dużego kominka. Po chwili ogień na nowo rozświetlił pokój. Był to salon pełniący jednocześnie funkcję holu jego komnat. Na stoliku przy zielonej kanapie leżał stary album z czasów jego edukacji w tej szkole. Spojrzał na niego zdumiony, nie przypominał sobie by go szukał czy kładł w tak dostępnym dla innych miejscu lecz nie zastanawiał się nad tym zbyt długo, bo jego wrodzona ciekawość zwyciężyła i otworzył księgę. Na pierwszej stronie było duże nieruchome zdjęcie przedstawiające słynną siódemkę Hogwartu : jego, jego przyjaciela, Lucka, Raph'a, Rud'a, James'a i Syr'a. Tak to były czasy kiedy nikt go nie prześladował i nie gnębił, a największym zmartwieniem był zbliżający się sprawdzian z transmutacji czy ponowne wezwanie do dyrektora...To był pierwsza w historii Hogwartu przyjaźń gryfońsko - ślizgońska - ich siódemka...Tęsknił za tamtymi czasami gdy wszystko było takie proste, a przyjaciele znali go na wskroś i niczego nie musiał udawać...Brakowało mu zrozumienia drugiego człowieka więc założył maskę pt. "Zimny Skurwiel" i już jej nie zdejmował. Uczniowie się go bali, a on czerpał sadystyczną przyjemność z gnębienia innych. Widząc strach na obliczach tych dzieciaków aż się uśmiechał... Wtem z końca albumu wypadło zdjęcie. Severus podniósł je i z zaciekawieniem obejrzał. Gdy tylko to zrobił zamarł, a do jego oczu napłynęły łzy. Z fotografii machała do niego dwójka chłopców, umorusanych ziemią i stojących przy wielkim dole wykopanym w ogrodzie. Mężczyzna westchnął, mięli wtedy po pięć lat i byli z nim, żywi i okropnie denerwujący. Mimo wszystko ich kochał najmocniej na świecie i wtedy nie wyobrażał sobie bez nich życia...Teraz musiał...Przed jego oczami pojawiły się niechciane wspomnienia...


   "Czarne zaglisza będące kiedyś piękną willą powoli dogasały, a w sercu czarnowłosego mężczyzny pojawiła się rozpacz. Mimo wszystkich znaków na ziemi i w niebie maił nadzieję, że jednak udało im się przeżyć... Wtem podszedł do niego śmierciożerca, już nawet nie pamiętał jak miał na imię, i powiedział cichym, współczującym głosem : 
-Niestety nikomu nie udało się przeżyć wszyscy spłonęli...
Z jego trzewi wydobył się ryk rozpaczy. Stracił ich, był teraz sam...Upadł na kolana i płakał jak dziecko nie wstydząc się swoich łez. Był pusty..." ***

Stracił wtedy jedyne osoby, które po JEJ odejściu na prawdę kochał. Od tamtego dnia był zimny, ironiczny i okrutny. Zepchnął wspomnienia o synach głęboko w najczarniejsze zakamarki serca, bo to za bardzo bolało. Miał jednak jedną słabość - dzieci. Tylko przy nich wracał ten dawny Severus Snape - roześmiany nastolatek i kochający, ciepły ojciec, którego stracił gdzieś w tym okrutnym życiu i nie potrafił odzyskać...

 . Przeglądał zdjęcia przypominając sobie okoliczności w jakich zostały zrobione. Nagle w oczy rzuciło mu się jedno zdjęcie - on i jego przyjaciel obdrapani, zakrwawieni ale szczęśliwi wychodzili z Zakazanego lasu trzymając bardzo rzadkie, lecznicze rośliny. Przypomniał sobie ta,ten dzień...

   "- Bruno mam sprawę.. - powiedział niepewnie czarnooki chłopak wchodząc do dormitorium Prefekta Naczelnego.
-Cholera Sev mówiłem ci żebyś mnie tak nie nazywał, bo mnie szlag trafia! - wysoki, brązowowłosy nastolatek spojrzał na przybysza z pretensją, siadając na łóżku.
-Na twoim miejscu bym się przyzyczaił wszyscy tak do ciebie mówią. - Severus nie przewjmując się postawą przjaciela siadł wygodnie na fotelu i spuścił wzrok. Bruno zaniepokojony zachowaniem zazyczaj oewnego siebie chłopaka podniósł się z łóżka siadając naprzeciwko niego.
-No dobra Sev mów o co chodzi. I nie wciskaj mi kitu, że nic, bo za dobrze cię znam żeby się nabrać.
-Masz rację...Chodzi o moją siostrę Kathrin... Ona jest bardzo poważnie chora i niewiadomo czy przeżyje, chyba że znajdę składniki i przyżądzę odpowiedni eliksir.
Czarnowłosy był załamany - nie mógł jej starcić, bo zostałby sam. Poza tym straszliwie ją kochał...
-Okej rozumiem i bardzo mi przykro z jej powodu ale nie ogatniam po co ci jestm ja.
-No bo te rośliny rosną tylko w  Zakazany Lesie, a ty najlepiej znasz sie na czarnej magii i wiesz jak pokonać te stwory więc chciałbym cię prosić żebyś...
-Żebym poszedł z tobą i ci pomógł. - przerwał mu złotooki i zamyślił się na chwilę. Severus obserwował go z niepokojem. Był świadom, że prosi przyjaciela o wielką rzecz ale miał nadzieję, że ten jednak się zgodzi... Milczenie przedłużało się, a czarnowłosy już miał się podnieść i wyjść gdy nagle...
- Zgadzam się. - głos Bruno był pewny - Pójdę z tobą do lasu i ci pomogę - na jego twarzy pojawił się uśmiech zarezerwowany tylko dla najbliższych przyjaciół..." ***

Severus uśmiechnął się do siebie. Bruno bardzo dużo ryzykował - życie, posadę Prefekta Naczelnego, możliwość uczenia się w Hogwarcie...Mimo to zaryzykował, przyjaźń okazał się ważniejsza od tego wszystkiego...Jego wzrok nagle stwardniał, a on podjął decyzję. Miał tylko nadzieję, że właściwą... Przywołał pergamin i napisał na nim dwa słowa i dwie litery po czym szybko wysłał sowę. Nie oglądając się na ptaka zamknął okno i dolał sobie Ognistej. Musiał odreagować.


                       _____*_____*_____*_____*_____*_____*


    Brązowołosy mężczyzna przeglądał właśnie papiery gdy do jego okna zastukała sowa. Otworzył je na oścież, a piękny, ciemnogranatowy puchacz rzucił list i odleciał. Szatyn z duszą na ramieniu otworzył list, a gdy go przeczytał z westchnieniem ulgi opadł na fotel. Treść była krótka lecz wiele wyrażała.


                                     Zgadzam się.

                                                                                 S.S
                                _____*_____*_____*_____*_____*_____


*Aeternum - (łac. na zawsze)

**Malefica - (łac. czarownica)
*** - wspomnienia Severusa Snape'a ( wymyślone na potrzeby opowiadania przez autorkę)

Po pierwsze wiem, że notki już długo nie było ale ten czas był okropny i na nic nie miałam czasu. Przepraszam ale kolejne rozdziały będą się pewnie pojawiały w takich właśnie odstępach czasu. Inaczej nie wyrobię, a nie lubię niedorobionych i pisanych na szybko rozdziałach. Notka niestety nie sprawdzona, bo Justine zepsuł się laptop.

Pozdrawiam
Kath<3

niedziela, 9 grudnia 2012

Rozdział II


"Potentiuio Donebris Passum - czarnomagiczna klątwa, jedna z najpotężniejszych i najtrudniejszych jaką kiedykolwiek wymyślono. Stworzona przez Donhanait Darcness. Zaklęcie to miało obudzić w osobie trafionej ogromną potęgę czarnej magii. Do końca nie wiadomo jakie są inne skutki tej klątwy lecz w założeniu człowieka trafionego zaklęciem miał opętać demon, który pomagał tej osobie  rozwinąć swe czarnomagiczne umiejętności.

UWAGA!!! Zaklęcie należy do bardzo skomplikowanych, a osoba rzucająca jak i trafiona musi być czystej krwi. Czarodziej półkrwi lub pochodzący z mugolskiej rodziny ugodzony klątwą umiera w ogromnych katuszach przez kilka dni.


   Rzucający musi skupić się na bólu, ciemności i ogromnej władzy, a w pomieszczeniu powinno być ciemno (ułatwia to demonowi opętanie i odciąża rzucającego). Nie spotkano jednak jeszcze osoby, która przeżyłaby po trafieniu ową klątwą. Najczęściej czarodzieje umierali krzycząc, że on jest zbyt potężny lub, że chce przjąć władzę. Po dokładnej analizie zwłok stwierdzono, że ciało zostało rozerwane od środka niewyobrażalną siłą."


   Hermiona z trzaskiem zamknęła księgę i gwałtownie wstała od stołu. Od początku wiedziała, że nie powinna czytać tej książki, ale ciekawość zwyciężyła. Teraz żałowała, bo to co przed chwilą przeczytała strasznie nią wstrząsnęło : "(...) ciało zostało rozerwane od środka (...)". Nie rozumiała jak można zrobić coś takiego tylko po to, by zdobyć władzę czy potęgę...Porzuciła jednak rozmyślania i podniosła księgę, aby odłożyć ją na miejsce gdy zobaczyła na podłodze kartkę, która musiała wypaść zza stron. Zdziwiona odniosła księgę i ostrożnie podniosła kartkę, lecz ku jej rozczarowaniu była ona pusta. Jednak nagle na papierze pojawiły się słowa:


"Witaj, nazywam się Tom. Kim jesteś?"


Hermiona cicho krzyknęła i prawie upuściła kartkę, kiedy ochłonęła i przyjrzała się słowom. Po chwili namysłu schowała kartkę do torby między książki i pewnym krokiem wyszła z biblioteki. Szła ciemnymi, ponurymi i opuszczonymi korytarzami nie patrząc przed siebie. Nagle na kogoś wpadła i wylądowała na podłodze obok rozsypanych książek. Podniosła głowę i z pretensją spojrzała na tajemniczą postać, która jak się okazało, wyciągnęła rękę aby jej pomóc. Zmrużyła oczy i przyjrzała się uważniej stojącemu przed nią chłopakowi. Miał piękne zielone oczy, gęste czarne włosy i dość ciemną karnację. Nagle przyszło olśnienie...

-Zabini?! - jej krzyk rozniósł się po zamku.
-Granger?! - chłopak był równie zdziwiony lecz opanował emocje i powiedział już normalnie :
-Przepraszam, nie zauważyłem cię...No co się patrzysz? Wstawaj, przecież nie będziesz tak leżeć.
Hermiona dalej patrzyła się na niego jak na kosmitę. Przecież on był ze Slytherinu! Nienawidził szlam i niemi gardził, a teraz jej pomaga? Gdy zobaczyła, że nadal się na nią patrzy trzymając rękę wyciągniętą otrząsnęła się i podała mu swoją dłoń pozwalając się podnieść. Oczekiwała, że gdy ich ręce się zetknął na jego twarzy  pojawi się grymas pogardy lub obrzydzenia lecz miło się rozczarowała. Blaise uśmiechnął się do niej jakoś tak...miło i pozbierał rozrzucone książki. Dziewczyna spojrzała na niego zdziwiona i niepewnie zapytała:
-Zabini ty się dobrze czujesz? Pomagasz szlamie gdybyś nie zauważył...
-Granger nie mów tak o sobie w mojej obecności! J nie używam tego słowa i nie lubię gdy ktoś inny to robi. - był widocznie wkurzony ale po chwili uśmiechnął się do oniemiałej dziewczyny. - Naprawdę nie zauważyłaś, że nigdy tak cię nie nazywałem? Uważa, że nikt nie jest gorszy i, że prawdziwemu arystokracie nie przystoi wyzywać innych.
Hermiona popatrzyła na niego uważnie i przypomniała sobie, że rzeczywiście on nigdy jej nie wyzywał i dość często ganił Malfoya za wyzywanie jej. Uśmiechnęła się do niego delikatnie i przyznała z lekkim wstydem :
-Właściwie to nie zwracałam na ciebie uwagi, bo byłam za bardzo zajęta odcinaniem się tej tlenionej fretce. Chociaż... rzeczywiście nigdy mnie nie wyzywałeś...No więc nie mam do ciebie żalu. - uśmiechnęła się do niego jeszcze szerzej i wyminęła go uznając temam za zamknięty.
 Chłopakowi jednak spodobała się rozmowa z tą upartą gryfonką, więc podbiegł do dziewczyny i zdecydowanym ruchem odwrócił ją twarzą do siebie. Hermiona spojrzała na niego zaskoczona, bo myślała, że pozwoli jej odejść. Zabini jednak uśmiechnął się do skołowanej dziewczyny i przyjaznym tonem powiedział : 
-Słuchaj Granger, jakoś dziwnie dobrze mi się z tobą rozmawiało, bo jesteś inteligentna, zabawna i nie masz w głowie pustki jak moi znajomi więc postanowiłem, że jeszcze z tobą pogadam.
Hermiona w pierwszej chwili spojrzała na niego jak na idiotę ale po chwili uśmiechnęła się do niego promiennie. Jej też dobrze się z nim rozmawiało i bardzo ucieszyła się, że chłopak postanowił spędzić z nią trochę czasu.
-Wiesz Zabini, że mi też dobrze się z tobą rozmawia? Proponuję więc zacząć od początku. Co ty na to?
-A ja na to jak na lato mała! Blaise Zabini dla przyjaciół Diabeł. Miło mi. - powiedział z rozbrajającym uśmiechem wyciągając rękę.
-Hermiona Granger dla przyjaciół Miona. Mi również miło. - odpowiedziała szczerząc się do niego i uścisnęła jego dłoń.
-No to skoro oficjalne przywitanie mamy za sobą może wyjdziemy z tego upiornego zamku i pójdziemy na błonia?
-Bardzo chętnie ale mam nadzieję, że znasz drogę, bo ja tak jakby się zgubiłam... - przyznała ze wstydem spuszczając wzrok.
-No proszę panna Granger się zgubiła? nie no żartuję przecież... Choć ja też trochę się nie orientuję w tym zamku, bo niby jest mniejszy niż Hogwart ale zgubić się jest łatwiej. - Blaise uśmiechnął się i obejmując ją ramieniem ruszył w stronę wyjścia. 
Gdy szli przez kilometry korytarzy pogrążyli się w rozmowie. Co chwilę wybuchali śmiechem opowiadając sobie zabawne historyjki, które przydarzyły się im lub ich znajomym. Po 20 minutach w końcu wyszli na słoneczne błonia. Szli razem jeszcze przez chwilę, aż doszli do jeziora gdzie Hermiona wyrwała się z uścisku chłopaka, wepchnęła go do wody i odskoczyła na bezpieczną odległość. Kilka sekund później z wody wynurzył się wściekły Zabini i spojrzał na tarzającą się ze śmiechu dziewczynę. Zmrużył oczy i powoli zaczął płynąć do brzegu lecz gryfonka go nie zauważyła zajęta śmiechem. Chłopak uśmiechnął się złowieszczo i zgrabnie wyszedł z wody, a dziewczyna widząć zbliżającą się, mokrą postać przestała się śmiać i szybko wstała.
-Blaise co ty robisz? Jesteś cały mokry...Nie! Zabini nie zbliżaj się...no przestań... - wydukała, a brunet nie przejmując się jej słowami złapał ją w pasie, przerzucił sobie przez ramię, podbiegł do  jeziora i wskoczył do wody razem z uroczym ciężarem. Po chwili po błoniach rozniósł się wściekły, dziewczęcy wrzask :
-ZABINI!!! Zamorduję cię! Abo nie..wybebeszę, zabiję, zakopię, odkopię i znowu zabiję! - Hermiona rzucała się w wodzie patrząc na duszącego się ze śmiechu ślizgona. Po kilku minutach opanowała jednak złość, a na jej twarzy wykwitł złośliwy uśmieszek. Szybko sięgnęła po różdżkę i przyłożyła ja do krocza Blaisa, który momentalnie przestał się śmiać.
-Wiesz co? Wpadłam na lepszy pomysł...Wykastruję cię! - wysyczała i zaniosła się złowieszczym śmiechem. Brunet zbladł, popatrzył na nią i niepewnie spytał :
-M-miona czy ty się nie minęłaś z powołaniem? Powinnaś być ślizgonką, przejawiasz co raz więcej cech Salazara...
-Co ty pieprzysz Diable? Ja w Slytherinie? No błagam, przecież jestem dobrą, honorową i uczciwą gryfonką...
-Taaa, a ja jestem matka Teresa z Kalkuty. - ironizował chłopak.
Granger spojrzała na niego wzrokiem bazyliszka na odwyku od ludzkiego mięsa i chowając różdżkę wyszła z wody.
-Wyłaź błaźnie, bo już się ściemnia, zaraz się przeziębimy i nici z turnieju. - powiedziała wysuszając sie zaklęciem. Blaise wyskoczył z wody, osuszył się i podając Monie ramię ruszył w kierunku zamku.
                                    _____*_____*_____*_____*_____

                                                    Droga Hermiono!

   To już tydzień odkąd wyjechałaś, a ja z każdym dniem czuję się co raz bardziej samotna. Pewnie teraz myślisz : " Co ona wygaduje? Przecież ma Harry’ego..." No cóż rozczaruję cię, niestety (albo na szczęście) nie jestem już z Harrym. Dziwne nie? No ale pewnie jesteś ciekawa wszystkiego więc opowiem ci w skrócie co się stało.
   Trzy dni po tym jak wyjechałaś szłam sobie spokojnie do dormitorium (znaczy wracałam ze szlabanu u Snape'a ale mniejsza o to) gdy usłyszałam coś dziwnego. Rozejrzałam się i zobaczyłam lekko uchylone drzwi jakiejś opuszczonej klasy, z której wydobywały się dość...jednoznaczne odgłosy (jeśli wiesz co mam na myśli). Niby to nie ładnie, ale wiesz jaka jestem ciekawska, więc cichutko podeszłam, spojrzałam przez szparkę i zamarłam. Na biurku Harry kochał się z Cho Chang! Rozumiesz to?! Zdradzał mnie! Nie wiem co mnie naszło ale jak burza wpadłam do sali i zaczęłam się na niego wydzierać. Harry w ogóle się tym nie przejął tylko zaczął mi robić wyrzuty jak ja mogłam mu w tym momencie przerwać! Rozumiesz to! Ten zasrany Chłopiec-Który-Przeżył-Żeby-Pieprzyć-Się-Z-Dziwką robił mi wyrzuty gdy przyłapałam go na zdradzie!!! Odwróciłam się i wybiegłam z sali ale o dziwo nie płakałam... Byłam wściekła!!!
   No ale o tym już koniec, ogólnie jest strasznie ciężko, bo nauczyciele dają nam popalić, Ron jest straszliwie rozdrażniony i nikt nie wie dlaczego, a Malfoy jakby przycichł... Nie wiem o co chodzi ale resztę opowiem ci ja wrócisz. Mam nadzieję, że dajesz jakoś radę sam na sam z Zbinim i jeszcze się nie załamałaś. Życzę ci powodzenia i turnieju i pozdrawiam.

                                                                                                                  Ginny


Rudowłosa dziewczyna zwinęła pergamin i przywiązała go do nóżki czekającej sowy.

-Do Hermiony Granger , wiesz gdzie - powiedziała i patrzyła jak ptak znika w mroku. Westchnęła i odwróciła się w stronę łóżka. Potrzebowała snu.

                                  _____*_____*_____*_____*_____


Witam, wiem, że już dawno nie pisałam ale na swoje usprawiedliwienie mogę powiedzieć, że miałam strasznie dużo nauki. Notka wyszła trochę długa ale mam nadzieję, że się spodobała.

Pozdrawiam
Kath<3

wtorek, 27 listopada 2012

Rozdział I


 "Mała, czarnowłosa dziewczynka siedziała na parapecie okna w dużym, ciemnym pokoju. Miała na oko 5 lat lecz z jej szklistych, złotych oczu można było wyczytać siłę, zaciętość i ogromny smutek. Na jej kolana wdrapał się mały, czarny kotek - podarunek od taty - i zaczął cicho mruczeć. W jej głowie pojawiły się wszystkie, piękne chwile spędzone w te wakacje z rodzicami i mimo jej wielkich starań po jej mlecznobiałych policzkach spłynęły łzy. Płakała, bo musiała zostawić wszystko co kochała na całe 10 miesięcy, bo musiała opuścić swojego przyjaciela i wrócić do życia, które było jedną wielką grą pozorów.

   Nagle do drzwi jej pokoju gwałtownie się otworzyły i do pomieszczenia wpadli bliźniaczy bracia, w jej wieku, o czarnych jak smoła włosach-po tatusiu-i niesamowitych, fioletowych oczach-,na które będą w przyszłości łapać panienki. Jak zawsze radośni podbiegli do siedzącej na parapecie dziewczynki i zrzucając kota porwali ją na ręce. Ona zaskoczona krzyknęła, i zapominając o łzach, roześmiała się radośnie gdy zobaczyła kim byli napastnicy.
-Serpens, Anguis zostawcie mnie, przecież nic wam nie zrobiłam!-wrzeszczała jakby ją torturowali. Chłopcy spojrzeli po sobie porozumiewawczo i nie zwracając uwagi na jej krzyki wynieśli dziewczynkę na dwór.
-Widzisz Księżniczko...-zaczął Serpens.
-Tydzień temu obudziłaś nas wielkim wiadrem lodowatej wody...-ciągnął Anguis
-Więc dzisiaj my...-dodał jego brat.
-Zmoczymy ciebie!-zakończyli triumfalnie obaj.
Dziewczyna słysząc to zaczęła mocniej szarpać i krzyczeć próbując się uwolnić. Chłopcy czują, że niedługo im się wyrwie podbiegli ostatni kawałek i z rozpędu wrzucili ją do lodowatej wody w jeziorze. Po posiadłości rozniósł się wrzask, a zaraz potem głośny śmiech. Dziewczynka powoli odwróciła się do roześmianych braci, spojrzała na nich złowieszczo i powiedziała:
-Mój tata o wszystkim się dowie i powie waszemu tacie, a on da wam karę!Już ja się o to postaram...-dodała mściwym tonem, który usłyszała kiedyś u taty. Była wyraźnie zadowolona i pewna siebie, bo chłopcy nagle zamilkli i straszliwie zbledli. W końcu po długim milczeniu odezwał się Serpens:
-Księżniczko to był tylko żart...chyba nie jesteś aż taka zła...?Przecież tata cię uwielbia i jak się mu poskarżysz to nas chyba zamknie w piwnicy...-jego głos był drżący, a chłopak mocno się trząsł zupełnie jak jego brat. 
Dziewczyna poczuła nagły przypływ satysfakcji. Bali się jej! Nareszcie to ona była górą i mogła decydować co się stanie. Nagle dostała oświecenia! To były geny jej taty, który zawsze gdy ktoś się go bał wyglądał na usatysfakcjonowanego. Uspokoiła się jednak i powiedziała mściwym głosem:
-No wiem, że wujek..."
                            _____*_____*_____*_____*_____

   Dziewczyna obudziła się gwałtownie siadając na łóżku. Rozejrzała się po pokoju ale na szczęście wszystko było tak jak wcześniej, a ten sen... Nie wiedziała co to było, bo zdążyło się jej po raz pierwszy. Miała wrażenie jakby to było jakieś dziwne, odległe wspomnienie ale zaraz odrzuciła tą myśl. Przecież to niemożliwe, jej życie było zupełnie inne, poza tym ona nie miała czarnych włosów tylko czerwone. Rozmyślała jeszcze chwilę lecz poczuła, że robi się senna więc opadła na poduszki, a przed jej oczami rozegrała się kolejna scena...

                             _____*_____*_____*_____*_____

   "Piętnastoletnia dziewczyna stała w ciemnym korytarzu, a za jej plecami ustawili się kolejno: wysoki brunet o zielonych oczach, szczupły złotooki blondyn, niski szatyn i długiej grzywce przysłaniającej szafirowe oczy i znajomi czarnowłosi bliźniacy z fioletowymi oczami. Na tą grupkę z wyraźną nienawiścią spoglądali dwaj chłopcy-przyjaciele. Jeden, jasnowłosy stał na przedzie z wyciągniętą różdżką mierząc w  bursztynooką dziewczynę, a drugi-rudzielec w okularach trzymał się z tyłu lecz wyglądał jak rozjuszony byk. Większ grupa osób patrzyła na to obojętnie uśmiechając się kpiąco. W końcu okularnik nie wytrzymał:

-I co?! Jak zwykle potraficie tylko gadać kanalie! Nawet różdżek nie wyciągniecie!-jego krzyk odbił się echem w korytarzu. Zielonooki brunet blondas popatrzyli po sobie porozumiewawczo, a najniższy z grupy powiedział z cynizmem i spokojem:
-Po pierwsze Fork jest nas więcej więc walka byłaby nie fair. Po drugie nie widzę potrzeby wyciągania różdżki gdyż z dzieciakami walczyć nie będę.-jego głos był zimny i obojętny, a on sam nawet nie drgnął.
-Jesteśmy w tym samym wieku gadzie więc się nie wywyższaj!-okularnik prawie wybuchł.
-Mathemu nie chodziło o wiek tylko o umiejętności matole. I ja się z nim w pełni zgadzam.-po raz pierwszy odezwała się czarnowłosa dziewczyna aksamitnym lecz pełnym pogardy głosem. Różdżka trzymana przez jasnowłosego drgnęła niebezpiecznie, a jego towarzysz spojrzał na niego z niepokojem. Wiedział, że wszystkie przytyki odnośnie jego umiejętności strasznie denerwują jego przyjaciela, a jeszcze wypowiedziane przez TĄ dziewczynę...
-Jak śmiesz ty dzi*ko! Jaśnie Pani oczywiście może wszystko, bo jej tatuś pozwala! Powiedz jak to jest mieć takiego ojca?-zakpił chłopak. Towarzysze dziewczyny spojrzeli na nią ze strachem, bo wszystkie żarty i kpiny z jej ojca bardzo ją raniły. Bali się, że za chwilę nie wytrzyma i rzuci Avadę. Nic takiego się jednak nie stało. Czarnowłosa odpowiedział na kpinę spokojnie zimnym głosem.
-Widzisz Penderson jak nisko upadłeś? Skończyły cie się riposty więc obrażasz mojego nieobecnego ojca. Nie wiesz, że nie obraża się nieobecnych? Nikt cię kultury nie nauczył?-jej głos był kpiący i wręcz lodowaty, a po plecach dwójki przyjaciół przeszły dreszcze. Dziewczyna zaśmiała się w duchu gratulując sobie. Mimo jawnej i dość bolesnej prowokacji udało się jej zachować spokój i zimną twarz. Jej tata byłby dumny.
Jasnowłosy pozbierał się jednak dość szybko i powiedział kpiąco z wyraźną nienawiścią:
-No oczywiście bo wielka..."
                                 _____*_____*_____*_____*_____

   Tym razem dziewczyna obudziła się ze wściekłym krzykiem. Była mokra od potu i straszliwie wściekła choć nie wiedziała dlaczego. Spojrzała na zegarek, była 5:40. Westchnęła głęboko wiedząc, że już nie zaśnie więc wstała i podeszła do okna otwierając je. Słońce już wstało i świeciło teraz jasno oświetlając las. Westchnęła po raz drugi i podeszła do szafy wyciągając ubrania. Musiała przygotować się do lekcji. W Durmstrangu wstawał nowy dzień.

                               _____*_____*_____*_____*_____

Akcja się powoli rozkręca ale spokojnie będzie ciekawiej w następnych rozdziałach. Mam nadzieję, że się wam podobało i piszcie proszę komentarze, bo to one napędzają mnie do dalszej pracy

Pozdrawiam
Kath<3

piątek, 23 listopada 2012

Prolog


  Był środek nocy,wiał wiatr, a niebo ciskało piorunami. Zanosiło się na ogromną nawałnicę.W starym,pięknym dworze słychać było podniesione głosy. Na środku salonu stała roztrzęsiona kobieta trzymająca małe zawiniątko. Po jej mlecznobiałych policzkach spływały łzy, a nogi drżały. Do pokoju wszedł wysoki, przystojny mężczyzna o ciemnych włosach i przytulił ją mocno.
-Karin uspokój się proszę, przecież wiesz, że nie mamy wyjścia.-jego głos był głęboki, ciepły i bardzo łagodny, a oczy spoglądały na kobietę z miłością.
-Wiem a-ale t-to trudne...-szlochała ledwo stojąc na własnych nogach. Mężczyzna przesunął ręce tak, że teraz ją podtrzymywał, a po jej ciele mimo sytuacji w jakiej się znajdowali rozeszło się przyjemne ciepło.Opanowała się trochę i powiedziała już normalnie:
-Wiesz, że musimy ją oddać prawda?Oni ją znajdą i zabiją, a wtedy...-głos się jej załamał i znowu wybuchnęła płaczem.
-Posłuchaj kochanie, naszej córeczce nic się nie stanie obiecuję ci to, a ON już dawno się  nie odzywał więc nie mamy się czym martwić.-mężczyzna mówił pewnie lecz w głębi duszy bardzo się martwił. Wiedział, że ON może zaatakować w każdej chwili, a wtedy wszystko by przepadło.
Zebrał się w sobie i delikatnie odebrał kobiecie dziecko, które spojrzało na niego z ufnością.Pocałował żonę w czoło i teleportował się z cichym trzaskiem.Karin stała jeszcze przez chwilę w salonie, a potem podeszła do rozpalonego kominka, wzięła proszek Fiuu i wypowiadając adres zniknęła w płomieniach.

                                _____*_____*_____*_____*_____*_____

   Znajdował się w mugolskim Londynie w dzielnicy pięknych i bogatych willi*. Podszedł do tej stojącej na końcu ulicy i otworzył zaklęciem bramę. Po krótkim spacerze dotarł do okazałych drzwi, pod którymi położył ostrożnie dziecko. Obok zawiniątka opadła koperta, a mężczyzna spojrzał jeszcze raz na dziecko wyszeptał:"Pamiętaj, że oboje  z mamą bardzo cie kochamy i zawsze będziemy" po czym zadzwonił do drzwi i błyskawicznie się teleportował.

                               _____*_____*_____*_____*_____*_____

   Młode małżeństwo właśnie kładło się do łóżka gdzy podszedł do nich lokaj Stanford i uprzejmym głosem poinformował o dwonku do drzwi. Para spojrzała poi sobie zdziwiona po czym szybkim krokiem udała się na dół i otworzyła drzwi. Na schodach pod kolumną leżało dziecko zawinięte w szary kocyk. Kobieta z cichym okrzykiem doskoczyła zawiniątka i wzięła je na ręce. Była to dziewczynka o kruczoczarnych włosach i pięknych ciemnozłotych oczch. Mąż kobiety sprawdził okolicę w poszukiwaniu jej rodziców czy kogokolwiek kto mógłby je tutaj zostawić lecz gdy nikogo nie znalazł podszedł do żony i podniósł kremową kopertę. Spojrzał zdziwiony na kobietę po czym oboje udali się do środka. Po krótkiej naradzie ustalili, że ona ułoży dziecko do snu, a on otworzy kopertę.
Gdy kobieta rozwijała kocyk zobaczyła dziwną fiolką z czarnym płynem. Zdziwiona dokładnie ją obejżała po czym odożyła na komodę i wróciła do przebierania dziecka. Gdy już wszystko zrobiła położyła dziewczynkę do łóżeczka, wzięła dziwne naczynie i wyszła gasząc światło. Idąc do salonu gdzie czekał na nią mąż zaczęła rozmyślać o tym co się stało. Była szczęśliwa, ponieważ znowu mogli mieć dziecko. Już raz była w ciąży lecz została potrącona przez samochód i poroniła, a podczas operacji gdy lekarze próbowali naprawić szkody wyrządzone przez samochód niechcący uszkodzili jajniki. Była bezpłodna... Długo rozpaczała siedząc nocami w gotowym dziecięcym pokoju i błagała los o drugą szansę. Teraz gdy już zupełnie straciła nadzieję na szczęście ktoś podrzucił im dziecko. Ta tajemnicza i niesamowita dziewczynka sprawiła, że jej bezbarwny świat znów nabrał kolorów. Była szczęśliwa tak jak wtedy gdy dowiedziała się, że jest w ciąży. Wiedziała, że teraz za żadne skarby świata nie oddałaby tego dziecka. Musieli tylko przeczytać ten dziwny list i dowiedzieć się co to za substancja. Miała nadzieję na szczęśliwe zakończenie.

                        _____*_____*_____*_____*_____*_____

   Przed wielką, ponurą twierdzą zmaterializował się wysoki mężczyzna w czarnym płaszczu. Z ciemnego lasku na posiadłości wyłoniła się postawna postać w ciemnej opończy. Podeszła do mężczyzny i zdjęła kaptur.
-Witaj Tom udało ci się?-zapytał cicho przybysz. Mimo wszystko obawiał się,  że jego przyjaciel nie dał rady w końcu tak się cieszył, że będzie miał dziecko.
-A co miało się nie udać Raph?Moja córka jest bezpieczna.-zimno odpowiedział mężczyna. Jego ton był udawany, bardzo cierpiał lecz wiedział, że teraz musi nałożyć maskę obojętności.Inaczej nie wygrają.
-Ale jakim kosztem...?-były to ostatnie słowa, które padły pomiędzy mężczyznami.
   Nocną ciszę przerwał potworny huk. Z chmury dymu wyłaniały się kolejne postacie w czerwonych szatach i różdżkami w rękach. Za plecami mężczyzn materializowały się kolejne osoby. Podeszła do nich smukła kobieta w czarnej sukni ze śladami łez na policzkach.
-Wszystko się udało, jest bezpieczna.-powiedziała cicho zachrypniętym głosem wyjmująć różdżkę. Za jej przykładem poszła reszta postaci, a du trójki stojącej na przodzie podszedł wysoki, szczupły mężczyzna o długich paltynowych włosach. Położył kobiecie rękę na plecach aly dodać jej otuchy i skinął głową w kierunku  mężczyzn.
-Waszeżony tu są, nie udało mi się ich przekonać.-powiedział, a na jego twarzy mimo wszystko wykwitł kpiącu uśmieszek.Mężczyźni skinęli głowami i odwrócili się w stronę postaci w czerwonych szatach. Padło pierwsze zaklęcie:
-Sectumsempra!

                           _____*_____*_____*_____*_____



Prolog mam za sobą i mam nadzieję, że się wam spodobał. Mam do was wielką prośbę-Jeśli już czytacie zostawcie komentarz, bo nie wiem czy mam to kontynuować. Jeśli coś wam się nie podoba-piszcie, a ja postaram się to zmnienić. To moje pierwsze opowiadanie w tej tematyce więc nie wymagajcie ode mnie za dużo. 
UWAGA!!!Poszukuję bety, bo niestety mogę trochę błędów przeoczyć, a ortografia nie jest moją mocną stroną.
Pozdrawiam
Kath<3

czwartek, 22 listopada 2012

Witajcie!


 Na tym blogu będę pisała historie Dramione. Wiem jest to częsty temat blogów i właściwie można już się tym znudzić...ale ja nie jestem znudzona i postanowiłam napisać własnego bloga.Zakładam go dla własnej, chorej satysfakcji ale jestem otwarta na propozycje i mam nadzieję,że takowe się pojawią.
 Co do "zawartości"bloga to nie trzymam się zbytnio kanonu.Oczywiście Draco będzie zimny i ironiczny, Snape okrutny i cyniczny,a Dumbledor mądry i ciepły ale to w sumie tyle. Hermionie napiszę całkiem inną historię,a jaką przekonacie się później. W moim opowiadaniu Lucjusz jest zupełnie inny, Lorda Voldemorta pewnie nie poznacie, a Harry Potter nieźle was zaskoczy, choć w sumie o to mi chodzi. Notki będę dodawała zależnie od ilości mojego wolnego czasu i weny lecz wiem jak to jest czekać na nn więc zbyt dużych przerw pewnie nie będzie.Na spam macie miejsce oddzielne i bardzo proszę nie pisać komentarzy typu:"Jaki gniot, to bez sensu,usuń bloga", bo ja piszę dla siebie i tych co chcą czytać.Jeśli uważasz, że blog jest beznadziejny to zamknij stronę.
 Jeju ale się rozpisałam...No cóż kończę na teraz i do napisania
Pozdrawiam
Kath<3