środa, 5 sierpnia 2015

Rzecz o zbłąkanej duszy

"Najmądrzejsza czarownica stulecia martwa!!!

25 lipca, na DarkForrest Street 46, w Londynie znaleziono martwe ciało Hermiony Jean Granger, uczennicy Hogwartu i najmądrzejszej czarownicy od czasów Roweny Ravenclaw. Młoda kobieta została zamordowana Avadą Kedavrą lecz nie wiadomo kto to zrobił. Pogrzeb odbędzie się 20 lipca, w Londynie, a jej bliscy opłakują stratę, tak wspaniałej przyjaciółki. Wszczęto dochodzenie odnośnie owej tragedii ale sprawca, kimkolwiek był, nie zostawił żadnych śladów i podejrzewamy, iż znalezienie go będzie zadaniem trudnym i pracochłonnym. Wszyscy łączymy się w bólu, z przyjaciółmi i bliskimi panny Granger, która na zawsze zostanie w naszych sercach.

...więcej na stronie 8..."

Zszokowany Draco odłożył Proroka na stół. Grager nie żyła? To był szok i to nawet dla niego. Po wojnie nic się nie zmieniło, dalej się nienawidzili ale nigdy nie życzył jej śmierci. Nigdy. A tu nagle wiadomość, że jest martwa... Westchnął ciężko wyobrażając sobie reakcje Wiewiórki, która była jej najlepszą przyjaciółką i zarazem dziewczyną Blaise'a, więc musiał spędzać z nią trochę czasu. Pewnie była załamana, a Diabeł pewnie przy niej siedział. Wzruszył ramionami i wspiął się po schodach, do swojego pokoju. Gdy zamknął za sobą drzwi usłyszał jakby szept...
- Nosz cholera jasna, ja wiele rozumiem ale czemu ta fretka?
Zatkało go, bo tylko jedna osoba miała taki głos i tak o nim mówiła. Granger. Tylko, że ona była martwa więc nie mogła się odzywać... Potrząsnął głową uznając, że mu się przesłyszało i szybko skierował się do łazienki. Wskoczył pod prysznic i puścił ciepłą wodę ale mimo tego poczuł przeraźliwe zimno.
- Fretko, do jasnej cholery odpowiedz mi! - wrzasnął głos, zadziwiająco podobny do głosu Granger.
Draco podskoczył z przeraźliwym krzykiem i wyskoczył z kabiny. Zaczął rozglądać się szaleńczo wokół siebie.
- Zwariowałem, to się nie dzieje naprawdę, to niemożliwe... - mamrotał do siebie szarpiąc się za włosy.
- Malfoy debilu, uspokój się! - rozległ się kobiecy wrzask i młody arystokrata jeszcze raz podskoczył.
- Lalalalalalala, to się nie dzieje naprawdę! - krzyczał na cały dom Draco zatykając uszy.
- Dobra mam dość.  - usłyszał wnerwiony głos i nagle zobaczył przed sobą bladą postać.
Odskoczył z dzikim wrzaskiem i wzrokiem szaleńca, ale mimowolnie przyjrzał się istocie. Była to Hermiona Granger, tylko prawie zupełnie przezroczysta i bladoniebieska. Emanowała jakimś światłem, które w dziwny sposób rozświetlało półmrok łazienki i była w sumie... ładna. Trochę dziwna i upiorna ale ładna. No i strasznie wkurzona. Tak dziewczyna była zdenerwowana i nawet tego nie ukrywała, zaciskając pięści i strzelając Avadami z oczu. Draco  i patrzył na nią zszokowany i dopiero po chwili zorientował się, że stoi przed nią nago, a ona taksuje go wzrokiem. Chwycił ręcznik i szybko się nim owinął ale nie zobaczył u niej żadnych emocji.
- Ogarnąłeś się już? - spytała w  miarę spokojnie siadając na podwyższeniu.
- Tak. Ale jakim prawem oglądasz mnie nago Granger?! - krzyknął z pretensją.
Ku jego zdziwieniu duch roześmiał się radośnie, a gdy się uspokoił powiedział krztusząc się ze śmiechu : 
- No nie wierzę. Widzisz mnie jako ducha, który na dodatek do ciebie mówi, a i tak przejmujesz się tylko tym, że widziałam cię nago?
Dopiero gdy to powiedziała uświadomił sobie jak głupio się zachował i aż lekko się zarumienił, co nie umknęło uwadze dziewczyny.
- Dobra panienko, nie rumień się już tak tylko kończ mycie i wychodź, musimy pogadać. - zarządziła pewnym głosem i wyszła przez ścianę.
Dalej zdezorientowany Ślizgon potrząsnął głową i szybko dokończył toaletę, by po chwili, w samym ręczniku wejść do sypialni. Hermiona stała przy komodzie i przeglądała zdjęcia z jego dzieciństwa. Wkurzony podszedł do niej i zasłonił fotografie swoim ciałem, wskazując jej łóżko.
- Czego chcesz Granger? - zapytał, gdy już usiadła.
- Widzisz Malfoy, to dość skomplikowana sprawa. Nikt mnie nie widzi, ani nie słyszy, oprócz ciebie. - powiedziała w końcu, a chłopak zdębiał.



________________________________________________________________


Sama nie wierzę, że to robię ale w sumie cel tego nie jest do końca mi znany. To jest początek czegoś, co zaczęłam pisać jakiś rok temu? No cóż, dawno to było i nawet nie pamiętam jak miała rozwijać się fabuła. Dlatego stawiam parę pytań, do was moi kochani : 

  1. czy ktoś ma może pomysły jak to rozwinąć
  2. czy ktokolwiek ma ochotę samemu to NAPISAĆ i opublikować tutaj bądź na swoim blogu ale ze swoim podpisem
  3. czy ktokolwiek jeszcze tu wchodzi aby zobaczyć moje wypociny
Jeśli jest tutaj ktoś, komu czasem zdarzy się zajrzeć na moje stare śmieci, błagam, NIECH SKOMENTUJE, bo możliwe, że wrócę do pisania? Nie chcę nikomu robić nadziei ale coś zaczyna kiełkować w mojej głowie i może to jest to...

Kocham was wszystkich i błagam o wybaczenie ze porzucenie tego opowiadania
Wasza Kath <3

czwartek, 23 października 2014

Jedno wielkie I'M SORRY

Na początek chciałabym was przeprosić za tak długą nieobecność. Coś TAK długiego jeszcze nigdy mi się nie zdarzyło dlatego większośś z was pewnie wie jaki będzie tego koniec,

Straciłam serce do Dramione, zaczęłam interesować się nieco innymi rzeczami i nagle napisanie rozdziału stało się niemożliwe. Tak po prawdzie, to nie jest nawet zaczęty...

Jest mi tak strasznie przykro, ponieważ jesteście i byliście czytelnikami o jakich nawet nie marzyłam. Zaczynając tego bloga nawet nie myślałam, że zdobędę tak niesamowitych i motywującyh czytelników. Czas spędzony na pisaniu tego z wami był piękny i pełen wzruszeń, za  co ogromnie dziękuję <3

Szczególnie mojej XoXoXo, która już pewnie dawno o mnie zapomniała ale i tak zrobiła dla mnie bardzo dużo. Mogłabym wymieniać tak długo ale myślę, że za chwilę zacznę płakać, a obiecałam sobie, że nie będę...

Dlatego po prostu dziękuję WSZYSTKIM, którzy kiedykolwiek zajrzeli na tego bloga. Jesteście moim sercem kochani <3


Ze spraw technicznych, jeżeli ktokolwiek ma ochotę kontynuować to opowiadanie albo publikować na nim jakieś opowiadania... Na dole podam swojego maila i czekam na wasze pytania/propozycje ^^ Poza tym, jeżeli ktoś chce znać moją wizję tej historii i rozwiązanie tej dziwnej tajemnicy... Czekam na wasze wiadomości :P Jestem jak najbardziej otwarta i mam nadzieję, że ktoś się o to pokusi.

Jeszcze raz bardzo dziękuję i przepraszam za wszystko co zrobiłam.

Kocham was wszystkich niesamowicie mocno,
Wasza Kath <3

niedziela, 16 lutego 2014

Uratujcie autorkę...

Witam wszystkich bardzo serdecznie.

Mam do was prośbę i propozycję zarazem. Mianowicie... Dzisiaj, gdy już napisałam to coś co dodałam niżej, uznałam, że mam dość. Wen jakby jest, a jednak go nie ma i doprowadza mnie tym do szału. Czerpiąc inspirację z kochanego tumblera, postanawiam założyć otwartą skrzynkę. Chodzi o to, że podam wam swojego maila, bądź GG i chciałabym ( to tylko propozycja), byście wrzucili mi tam parę pomysłów. Mogą to być wasze przemyślenia dotyczące głównego opowiadania, czyli co uważacie, że się tak naprawdę stało, tożsamość tajemniczego Bruno czy cokolwiek chcecie. Mogą być też propozycje miniaturek. Metodą promptów. Wy piszecie o czym byście chcieli miniaturkę lub cokolwiek, a ja wybieram sobie pomysły, które mi podpasują i piszę do nich. Parringi jakiekolwiek oprócz Hermiona+Ron bo chyba sobie strzelę jak coś takiego zobaczę :) Niemniej jednak piszę na każdy temat i możecie prosić o cokolwiek. Nie krępujcie się, że pomysł jest serio dziwny bo tylko mnie to ucieszy. Mam nadzieję, że coś się pojawi, bo jestem naprawdę zdesperowana i ciekawa zarazem. 

Błagam wrzućcie coś, ja serio nie gryzę i nie kąsam...

MÓJ EMAIL : kathlessblack@gmail.com
MOJE GG : 31186878

Zlitujcie się nad biedną autorką, chciałabym już coś wam dodać...


Kocham was wszystkich i z góry dziękuję :)


Kathless <3

You say, you love me too...



Mówisz, że kochasz deszcz...

Burzowe chmury zebrały się nad Hogwartem. Uczniowie w pośpiechu zbierali swoje rzeczy i uciekali do zamku ale ona trwała nadal. Uśmiechnęła się miękko i szybko przeskoczyła na kolejny parapet. Wiatr przybierał na sile, w powietrzu szybował zapach czegoś elektryzującego, a ona wytrwale i z gracją wspinała się co raz wyżej. Nagle rozległ się potężny grzmot i z nieba lunęła struga deszczu. Uśmiechnęła się jeszcze raz, prostując się na stromym dachu zamku i zdejmując bluzę. Zimna woda natychmiast przemoczyła jej ubrania i włosy, wywołując jej śmiech. Rozłożyła szeroko ręce i zamknęła oczy, a błyskawice raz po raz rozświetlały niebo. Mijały minuta, a ona czekała. Pamiętała co powiedział parę dni temu. Że kocha deszcz. Wysłała więc patronusa, by spotkał się z nią na dachu nad wejściem, bo zaczęło padać. Była pewna, że przyjdzie. Przecież kocha deszcz... Czekała aż do końca burzy. W końcu, gdy zza chmur wyjrzało słońce, a ona bez słowa i uśmiechu zeskoczyła na ziemię. Cały czas milcząc weszła do Pokoju Wspólnego i ignorując wszystkich weszła do swojego dormitorium. Nie wszyła z niego aż do rana.

... a rozkładasz parasolkę, gdy zaczyna padać.

Spotkali się następnego dnia na śniadaniu.
- Czemu nie przyszedłeś? - spytała miękko i smutno.
Chłopak spojrzał na nią ze zdziwieniem i zarzucił ręce na jej talię.
- Przecież padało.
- Mówiłeś, że kochasz deszcz. - przypomniała spokojnie, patrząc w jego szare oczy.
- Tak, ale... Nie będę stał i moknął bez powodu. - mruknął ze śmiechem i pociągnął ją za sobą do stołu.
Nigdy więcej nie rozmawiali o deszczu.


Mówisz, że kochasz słońce...

Umówili się w południe na Błoniach, przy ich kamieniu. Słońce świeciło mocno i nagrzewało wszystko i wszystkich. Uczniowie rozmawiali na trawie, chlapali się przy jeziorze i czytali na ławkach. Uznała, że będzie wolał słońce, w końcu nie lubił moknąć. Miała na sobie krótkie spodenki i podkoszulek, była boso, a włosy związała w niedbałego koka. Nagle ktoś złapał ją od tyłu i pociągnął za sobą. Zaskoczona spojrzała na Ślizgona, który kierował się w stronę rozłożystego drzewa. Przystanęła nagle.

...a chowasz się w cieniu, gdy zaczyna świecić.

- Przecież kochasz słońce. - szepnęła jak zwykle spokojnie.
- Tak ale nabawię się poparzenia. - odpowiedział radośnie i pociągnął ją dalej w cień.
Nigdy więcej nie wspominała o tym wydarzeniu.



Mówisz, że kochasz wiatr...

Chciała zrobić mu niespodziankę, tak jak on jej zrobił dzień wcześniej. Zawsze utożsamiał się z wiatrem, mówił jak bardzo lubi wietrzne dni. Postanowiła więc, zabrać go na spacer po Zakazanym Lesie, podczas dość dużej wichury. Myślała, że się ucieszy. Dostała patronusa. Powiedział, że jest wariatką i ma wracać do zamku. Bez słowa ruszyła do szkoły, a wiatr szarpał jej długie włosy. Siedział w jej dormitorium i właśnie ryglował okno.

...a zamykasz okno, gdy zaczyna wiać.

- Może lubię wiatr ale przeziębiłbym się, gdybyśmy gdzieś poszli. To wichura stulecia! - wykrzyknął, wiedząc co zaraz nastąpi.
Uśmiechnęła się jedynie smutno i usiadła obok niego na łóżku. Kolejny incydent do unikania.



Właśnie dlatego boję się...

Uprzejmie podziękowała pani dyrektor odbierając dyplom i szybko skierowała się do swojego pokoju. Wszystkie rzeczy już dawno spakowała, więc tylko chwyciła torbę, zmniejszyła kufer i założyła koszulę. Na łóżku zostawiła krótki liścik przeprosinowy, a sową wysłała wiadomość do Ślizgona.

...kiedy mówisz, że mnie kochasz"

Szybkim krokiem weszła pomiędzy drzewa i podbiegła na polanę do teleportacji. Z jej oczu popłynęły łzy ale zniknęła, nie oglądając się za siebie.



"Przecież miłość często boli..."

_________________________________________________________________

Nie mam bladego pojęcia co to jest. Serio. Napisałam to w jakieś 20 minut i nawet nie wiem po co. Może żeby coś dodać? Żeby znaleźć w sobie chęć do pisania? Chyba się udało, aczkolwiek nie jestem z tego dumna... Oceńcie sami.

Kocham
Wasza
Kath<3

poniedziałek, 25 listopada 2013

Rozdział X

Obudziła się czując potworny ból głowy i suszenie w gardle. Ostatnim co pamiętała były zawody w piciu wódki z Blaisem, Harrym i jakimś kolegą, które nawiasem mówiąc wygrała, a potem była ciemność. Leżała na czymś miękkim, a tuż obok niej coś oddychało. Z trudem otworzyła oczy i jęknęła gdy ostre światło uderzyło jej w oczy. Głowę przeszyła szpila bólu ale dziewczyna dzielnie zignorowała go i już po chwili rozejrzała się po pomieszczeniu. Leżała na łóżku, w swoim dormitorium, które ledwo poznała. Pościel ktoś zawiesił w oknach, firanki ciągnęły się do łazienki, dywan leżał zrolowany, a z tego 'naleśnika' wystawały czyjeś nogi. Wszędzie walały się pusta butelki po różnorakim alkoholu, na ścianie ktoś namalował jakieś bohomazy i Hermiona chwilę spędziła podziwiając geniusz nieznanego artysty, nim zainteresowała się czym granatowym, co leżało obok niej na łóżku i z pewnością nie było sukienką.
- Ooo, wykluł się. - zauważyła przytomnie, wpatrując się w niedużego, granatowego smoka.
Jej otępiały kacem umysł nie reagował normalnie, więc zamiast zacząć panikować, dziewczyna niezgrabnie zlazła z łóżka i złapała równowagę. Na szczęście była boso, więc nie zrobiła sobie krzywdy. Włożyła dłoń we włosy i wyciągnęła ją ze zdziwieniem, trzymając niezwykle rzadki okaz lilii tygrysiej. Wzruszyła ramionami, wsadziła kwiat na miejsce i ruszyła przez pokój, chcąc dotrzeć do łazienki. Tam zignorowała chrapiącego w wannie chłopaka i podeszła do lustra. Jej makijaż zupełnie się rozmazał i mogła z powodzeniem udawać zombie, włosy upięte były jakąś wstążką i przyozdobione pięknym kwiatkiem, a oczy miała przekrwione. Odkręciła wodę i ochlapała nią twarz i kark, czując się nieco bardziej przytomna. Makijaż zupełnie spłynął, zostawiając na policzkach ciemne smugi, ale Hermionę mało to w tej chwili obchodziło. Mechanicznie nalała wody do stojącego na umywalce kubka i podeszła do wanny. Obojętnie przekręciła naczynie nad głową zielonookiego chłopaka, który chwilę później poderwał się z piskiem i natychmiast złapał za głowę.
- Cokolwiek Zabini miał w barku, było w chuj mocne. - wręcz wyszeptał Wybraniec i nieprzytomnie rozejrzał się po pomieszczeniu.
- Miona? - spytał niepewnie, skupiając na niej wzrok. - Co się stało ostatniej nocy i gdzie są moje okulary? - dodał niemal niewinnie, przypominają dziewczynie zagubione dziecko.
- Liczyłam, że ty mi powiesz. - odpowiedziała zrezygnowana i wyszła z łazienki.
Omiotła wzrokiem zdemolowane pomieszczenie i po chwili z triumfalną miną chwyciła wystającą z książki różdżkę. Zaklęciem przywołała do siebie eliksir na kaca i wypiła całą buteleczkę duszkiem, czując jak wracają jej siły. Kolejnym zaklęciem odwinęła tajemniczego osobnika z dywanu i uśmiechnęła się, widząc Blaise'a Zabiniego z fioletowymi włosami. Jego również obudził strumień wody, ale w przeciwieństwie do Gryfona nie poderwał się w krzykiem, tylko leniwie przeciągnął.
- Dawno się tak nie bawiłem. - powiedział z niejakim podziwem i otworzył oczy.
- To znaczy, że coś pamiętasz? - spytała z nadzieją dziewczyna, przywołując kolejną buteleczkę.
- Nie i to jest najlepsze. - opowiedział po prostu, a Hermionie opadły ręce.
Podała chłopakowi fiolkę ze zbawiennym eliksirem i podeszła do łóżka, na którym nadal spał smok. Przekrzywiła lekko głowę i po chwili przykryła go leżącą na ziemi firanką. Zaraz po tym z łazienki, prawie wyczołgał się Harry, który spojrzał na nią błagalnie, bez słowa. Gryfonka przewróciła oczami, ale podała mu eliksir i już po chwili siedzieli na porwanej kanapie, próbując przypomnieć sobie minioną noc. Po kilku minutach bezowocnego myślenia, doszli do wniosku, że to nie ma sensu i cokolwiek się stało, było niesamowite. Ze zgodnym milczeniem uznali, że Harry i Blaise zeszli z wojennej ścieżki i udali się na śniadanie, jak stali. Stanowili śmieszny, ale nie odosobniony widok : zupełnie rozmazana i zmęczona dziewczyna idąca boso, po jej jednej stronie wysoki Ślizgon z fioletowymi włosami, bez marynarki i w rozpiętej koszuli, a po drugiej rozczochrany Wybraniec, bez okularów, w samych spodniach i butach, umazany po łokcie w farbie. Narobili wiele szumu, siadając przy pierwszym lepszym stole i jak gdyby nigdy nic, zbierając się za jedzenie, zwłaszcza, że pociąg odjeżdżał za niecałą godzinę, a oni nigdzie się nie spieszyli. Spokojnie się pożegnali i wyszli z Wielkiej Sali, podążając w sobie tylko znanym kierunku. Hermiona szła szybkim krokiem do swojego zdemolowanego dormitorium, zastanawiając się co się stało z jej współlokatorem. To nie tak, że się martwiła, była tylko zaciekawiona, bo na balu widziała go tylko przelotem, a w pokoju go nie było. Jednak gdy tylko weszła do sypialni porzuciła temat Ślizgona i chwyciła różdżkę. Paroma sprytnymi zaklęciami przywróciła dormitorium do dawnego stanu, sprowadzając wszystkie nowe przedmioty na środek. Większość z nich odesłała w niebyt, a na podłodze zostawiła jedynie spory kawałek zielonego sukna. Z zaciekawieniem podniosła materiał i dopiero po chwili zorientowała się, że był to fragment sztandaru Domu Węża, który wisiał w Wielkiej Sali. Zagadką było co robił w jej pokoju, ale nie zaprzątała tym głowy, tylko położyła go na kanapie w formie kapy i z zadowoleniem skierowała się do szafy. Smok nadal spał na łóżku, tym razem przykryty kocem, więc nie zwróciła na niego zbytniej uwagi i chwyciła parę ciuchów, by niknąć z nimi w łazience. Tam, z małą pomocą magii wyplątała się z sukni i z ulgą zanurzyła w gorącej, pachnącej wodzie. Zamknęła oczy, a wtedy w jej umyśle pojawiło się lekko niewyraźne wspomnienie.

"Stała w Wielkiej Sali, obok Blaise'a i oboje zastanawiali się co zrobić z niewygodną sytuacją. Nad nimi wesoło dyndała się jemioła, a żadne z nich nie miało najmniejszej ochoty na pocałunek. To byłoby niewłaściwe i wręcz obrzydliwe, bo byli prawie jak rodzeństwo. Na jej szczęście przyplątał się do nich narąbany jak autobus Malfoy, więc dziewczyna z cierpiętniczą miną chwyciła go za krawat.
- Nie mogę uwierzyć, że to robię. - wymamrotała do siebie i przycisnęła usta do jego warg.
Smakował mocnym alkoholem i czymś słodkim, jak karmel, czy czekolada, ale oderwała się od niego jak tylko gałązka zniknęła. Przymknęła oczy, chcąc się uspokoić i puściła lekko oszołomionego chłopaka.
- I tak nie będzie nic pamiętał. - powiedział pocieszająco Blaise i podał jej pełną szklankę.
Warknęła tylko i na raz wypiła połowę kolorowego drinka. Świat powoli zaczął wirować."

"Śmiejąc się wisiała na magicznej linie i z zapałem odcinała sporą część sztandaru Domu Węża, a chłopcy stali pod nią i jej kibicowali, lekko pijanym głosem. W końcu, z triumfalną miną zamachała odciętym materiałem i z piskiem poleciała w dół, gdy lina zniknęła. Na szczęście, nawet po pijaku jej kocia strona była czujna, więc z gracją wylądowała na lekko ugiętych nogach. Blaise i Harry zaczęli bić jej brawo, a po chwili wychodzili z Wielkiej Sali śmiejąc się głośno. Zielony materiał zarzuciła sobie na ramiona jak pelerynę, a buty trzymała w ręku, gdy schodzili po schodach do lochów, by wyciągnąć alkohol z barku Ślizgona. Spotykali wielu pijanych uczniów, a na tę krótką noc krew, dom i status społeczny nie miały znaczenia. Blaise wszedł do Pokoju Wspólnego Slytherinu, a Harry razem z nim ale ona poszła głębiej, szukając czegoś, choć nie miała pojęcia czego. Z irytacją rzuciła buty w kąt i zawiązała materiał pod szyją. Włosy opadały jej na twarz, więc zaczęła szukać czegoś, czym mogła je związać i po kilku minutach trafiła na otwarte drzwi. Nie zastanawiając się długo weszła do mrocznego pomieszczenia i prawie od razu uderzył ją znany zapach. Niestety, przez procenty we krwi nie mogła dopasować osoby do zapachu, więc beztrosko podeszła do wiszącej na fotelu szaty. Jej pomalowane paznokcie zmieniły się w ostre szpony, które bez problemu przecięły czarny materiał. Wycięła sobie długi, wąski pasek i związała nim włosy, rozglądając się tym samym po pomieszczeniu. Na masywnej ławie leżał piękny, prążkowany kwiat i rozpoczęta butelka ciemnego alkoholu. Hermiona wplotła kwiat we włosy, łyknęła z butelki i wyszła, biorąc ją ze sobą."


- O Merlinie...  - jęknęła z rozpaczą, gdy uświadomiła sobie czym była wstążka na jej włosach. - Obrabowałam Snape'a.
Szybko jednak otrząsnęła się z ponurych rozmyślań i zanurzyła wraz z głową w ciepłej wodzie. Musiała zmyć z siebie całą noc picia i balowania, by móc w normalnym stanie pożegnać przyjaciół. Gdy tylko przypomniała sobie o pociągu wyskoczyła z wody i zaczęła w ekspresowym tempie wciągać na siebie ubrania. Założyła ciemne jeansy, szary sweter i zwykłe kozaczki, a na to narzuciła płaszcz, w biegu szepcząc zaklęcie na wysychanie włosów, których nawet nie spięła. Wypadła na dwór w ostatnim momencie i z rozpędu rzuciła się Blaisowi na szyję. Po ostatniej nocy nikogo  już to nie dziwiło, z czego Hermiona była bardzo zadowolona.
- Przypomniałeś coś sobie? - spytała mu do ucha, gdy już odstawił ja na ziemię.
- Tak. I chyba wolałem nic nie pamiętać. - odpowiedział ze zbolałą miną, a dziewczyna wybuchła śmiechem.
- No nic, mam nadzieję, że napiszesz. - powiedziała z lekkim smutkiem i jeszcze raz go uścisnęła.
Ślizgon po prostu ja przytulił, a chwilę później odwrócił się i odszedł. Hermiona w tym czasie zaczęła szukać Wybrańca i po chwili podeszła do niego niepewnie. Nadal nie wiedziała co wydarzyło się na balu i miała do niego żal, że zachował się tak chamsko w stosunku do Ginny. Jednak bawiła się tej nocy świetnie i jakoś nie przeszkadzało jej towarzystwo, więc teraz nie wiedziała jak się zachować. Na szczęście chłopak podjął decyzję za nią i już po chwili tonęła w znajomym uścisku.
- Przepraszam. Za wszystko. - wymruczał jej do ucha i spojrzała na nią tymi swoimi zielonymi oczami.
Były inne niż te Blaise'a. Oczy Ślizgona przypominały kamienie szlachetne, zieleń ciemną i głęboką, a oczy  Harry'ego miały kolor świeżej trawy i lśniły jasnym światłem. Uśmiechnęła się delikatnie i ścisnęła jego rękę, a potem długo mu machała, gdy odchodził wraz z Ronem. Nie mogła nigdzie znaleźć Ginny, więc ze smutkiem odwróciła się w stronę zamku, gdy nagle wyczuła czyjąś obecność. Instynktownie ustawiła się w pozycji ochronnej i dosłownie w ostatnim momencie złapała rzucającą się na nią Ginny. Nie mogąc zapanować nad odruchem, przerzuciła ja przez ramię i mocno docisnęła do ziemi, nim zdała sobie sprawę co robi.
- No nieźle Miona, ja tu zostaję w Hogwarcie żebyś nie czuła się samotna, a ty mnie o ziemię rzucasz? - spytała z udawaną pretensją rudowłosa, podnosząc się z puchu.
- Cholera, wybacz Ginny, to był odruch. - wyjaśniła skruszona dziewczyna, nim dotarł do niej sens jej słów. - Jak to zostajesz w zamku?!
- Normalnie. Jestem dużą dziewczynką i uznałam, że nie zostawię cię samej na święta. - wyjaśniła Gryfonka, otrzepując się ze śniegu.
- Dziękuję.- powiedziała po prostu Hermiona i objęła przyjaciółkę ramieniem. - Teraz idziemy do mnie do dormitorium i urządzimy sobie damskie pogaduszki.
Po chwili stały już w ciepłym dormitorium, a Ginny z szokiem wpatrywała się w łóżko.
- Hermiona? Co to jest? I co się stało na wyjeździe? Co przed nami ukrywasz? - wyrzuciła z siebie na jednym wydechu i spojrzała na przyjaciółkę z pretensją.
- Czeka nas dłuższa rozmowa. - wymamrotała dziewczyna i wyczarowała dwie gorące czekolady.


                                                                             *

Milczały. Ginny przetwarzała wszystko czego się dowiedziała, a Hermiona po prostu czekała na reakcję przyjaciółki. To było bardzo dużo dziwnych informacji, więc rozumiała, że mogą się od siebie oddalić, była na to przygotowana.
- Jeszcze bardziej żałuję, że mnie tam nie było. - powiedziała w końcu rudowłosa Gryfonka, a Miona wytrzeszczyła na nią oczy. -  Nie patrz tak na mnie. Jesteś moją przyjaciółką i kocham cię nawet, gdyby okazało się, że wolisz kobiety. - wyjaśniła z rozbrajającą szczerością, a starsza dziewczyna rzuciła się jej na szyję.
- Kocham cię. - mruknęła po prostu i uśmiechnęła się do niej radośnie.- A teraz zaczniemy się bawić. - dodała ze złośliwym uśmieszkiem i pociągnęła dziewczynę w stronę wyjścia.

                                                                                *

Siedziały w Wielkiej Sali, pod ogromną choinką i rozpakowywały prezenty. Niebo przybrało barwę ciemnego granatu, a gwiazdy migotały radośnie. Takich świąt zawsze brakowało Hermionie, która każde Boże Narodzenie świętowała w domu, wraz ze swoją 'kochającą rodziną'. W praktyce, jej rodzice byli gdzieś w Ameryce, na wielkiej gali, a ona siedziała w pustej willi i czytała książki. Tym razem jednak, czuła się szczęśliwa. Wielką Salę wypełniał zapach cynamonu, imbiru, czekolady, jabłek i pomarańczy, wszyscy z zapałem przeglądali prezenty, a kolorowe światełka migotały pod sufitem i na choince. Z transu wyrwał ją dopiero pisk Ginny, która z blaskiem w oczach wpatrywała się w piękną, złotą bransoletkę wysadzaną szmaragdami. Gdy spojrzała na wewnętrzną stronę biżuterii zobaczyła wygrawerowany delikatny napis : Tu es belle. Widząc to Hermiona uśmiechnęła się delikatnie i spytała z ciekawością : 
- Od kogo to?
- Od Billa i Fleur ale nie wiem co to znaczy... - odpowiedziała niepewnie, wciąż wpatrzona w bransoletkę.
- Jesteś piękna. - wyjaśniła starsza ale rudowłosa spojrzała na nią bez zrozumienia. - To oznacza  Jesteś piękna. - powtórzyła z uśmiechem.
Ginny zarumieniła się delikatnie i od razu zapięła błyskotkę na nadgarstku.
- Teraz ty coś rozpakowujesz. - rozkazała pewnym głosem dziewczyna i ponagliła przyjaciółkę gestem.
Złotooka prychnęła pod nosem ale sięgnęła po pierwszy pakunek. Był on wielkości sporej książki ale grubszy niż normalna, więc z ciekawością rozerwała papier. Pierwszym prezentem był prosty, czarny album oprawiony w skórę, bez żadnych napisów. Gdy otworzyła na pierwszej stronie zaparło jej dech w piersi. Patrzyła na samą siebie, leżącą na ziemi wśród książek z rozwianymi włosami i dość oszołomioną miną. Na samym dole znajdował się dopisek : 

" Tak się to wszystko zaczęło..."

Ginny spojrzała na niego bez zrozumienia ale Hermiona roześmiała się głośno i czule pogłaskała szkic. Już wiedziała od kogo była ta paczka. Mimo tego zaczęła przeglądać rysunki, z zafascynowaniem wpatrując się w swoją przemianę.

Strona trzecia...
Ona z łukiem w ręku, tak bardzo naturalna, rozluźniona, i strzała wbita w niewielki sęk na drzewie po drugiej stronie polany.

Strona piąta.
Zupełnie pokiereszowana rozgląda się po wielkich pomieszczeniach tajemniczego domu.

Strona dziesiąta.
Ona w pomiętej i zakrwawionej koszuli, brudnymi rękami i błyskiem w oczach wchodzi do domu w świetle nowo wstającego dnia.

Strona piętnasta.
W skupieniu miesza skomplikowany eliksir, jej długie kręcone włosy wyślizgują się z koka, a para wiruje w powietrzu...

Wzruszona zamknęła album i ostrożnie odłożyła go na ziemię, po czym sięgnęła po drugą księgę. Była to księga zaklęć z gatunku iluzji i mącenia w umyśle więc tylko prychnęła i sięgnęła po kolejną paczkę. Była podłużna ale niebyt długa więc nie była pewna co się tam znajduje. Była to Ognista Whisky, a obok niej wyślizgnęła się niewielka koperta. Z pewnymi podejrzeniami wyciągnęła list i natychmiast parsknęła śmiechem.

" Udław się tym Granger. Wesołych świąt.
                                                      D.M."

- Nie spodziewałam się tego. - mruknęła rozbawiona Ginny, rozpakowując kolejne prezenty.
Dostała jeszcze sweter od pani Weasley, paczkę słodyczy i horror od Harrego, śliczną bluzkę od przyjaciółki i gitarę od rodziców. Była zaskoczona, że w ogóle pamiętali na  czym gra i postanowili kupić jej nową. Za to Ruda patrzyła na nią z zaciekawieniem i pretensją w oczach.
- Nie mówiłaś, że grasz. 
- Nie pytałaś. - mruknęła obojętnie dziewczyna i szturchnęła przyjaciółkę w bok.
W świetnych humorach zebrały wszystkie rzeczy, odsyłając je do dormitoriów i ruszyły w stronę błoni. Tam zaczęły rzucać się śnieżkami, krzyczeć i wpadać w zaspy, a otrząsnęły się dopiero gdy stało się całkiem ciemno.
- No moja droga, wydaje mi się, że powinnyśmy już wracać. - powiedziała zdyszana Hermiona, wtrząsając śnieg z włosów.
Zgodnie wróciły do dormitorium i dopiero wtedy złotooka przypomniała sobie o smoku, który leżał na dywanie przed kominkiem i spał. Wbrew pozorom Ginny zareagowała na niego dość spokojnie, a jej krzyk wcale nie był bardzo głośny...

                                                                     *

Nim się obejrzały, był już 31 grudnia, kiedy Hermiona chciała zrobić przyjaciółce niespodziankę. Gdy tylko wstały rzuciła się do szafy i zaczęła przeglądać stroje. W końcu zadowolona wyciągnęła dwie pasujące sukienki i rozłożyła je na kanapie.
- Możesz mi powiedzieć po co nam te kiecki? - spytała podejrzliwie Ginny, a złotooka uśmiechnęła się przebiegle.
-Idziemy na imprezę. - oświadczyła spokojnie i z radością przyglądała się wyrazowi twarzy swojej przyjaciółki.
- Gdzie... Jak... - wykrztusiła dziewczyna, po czym rzuciła się jej na szyję. -  Merlinie Miona, nie poznaję cię! Łamiesz regulamin po raz kolejny i jeszcze się z tego cieszysz!
- Ludzie się zmieniają. - powiedziała  tajemniczo. - Dobra moja droga, musimy być na miejscu około 14 więc musimy wziąć się do roboty. - zarządziła energicznie i już po chwili obie szykowały się do tajemniczej imprezy.
W końcu, tuż po 13 stanęły przed kanapą i chwyciły za sukienki. Ta dla Ginny była fioletowa, obcisła i marszczona, z paroma diamentami nad prawą piersią i jakby nakładką na przylegający do ciała materiał.


Ta Hermiony była cała złota : góra składała się z samych cekinów, a od talii zaczynały się warstwy tiulu, wyszywane paroma cekinami. Spódnica delikatnie się rozszerzała, a złoto stroju idealnie pasowało do oczy dziewczyny.


Szybko dobrały buty, torebki i były gotowe do wyjścia. Hermiona wrzuciła jeszcze do torby klucze od domu i gotówkę, a także Ogniską Whisky z barku Malfoy'a po czym ruszyły w stronę Zakazanego Lasu, przykryte zaklęciem ogrzewającym. Stamtąd teleportowały się do mugolskiego Londynu.

                                                                              *

Wszystko pokryte było białym puchem, a nieliczni ludzie spieszyli się do swoich rodzin, więc niezauważonae wyszły ze ślepej uliczki, podążając w stronę domu Hermiony. Gdy już tam dotarły, Ginny zaniemówiła. Nie miała pojęcia jak mieszka jej przyjaciółka, ale na pewno nie spodziewała się tego. Stały przed dużą, kremową willą, utrzymaną w renesansowym stylu, z pięknym, zadbanym ogrodem i wielkim podwórkiem.
- Nie patrz się tak. - mruknęła Miona gdy szły długim podjazdem i mijały piękne rzeźby lodowe. - To tylko na pokaz... - wyszeptała pod nosem i przyspieszyła.
Już po chwili stały w przestronnym, eleganckim holu z marmurową posadzką i rzeźbionymi poręczami. Hermionaa poprowadziła przyjaciółkę po schodach na górę, do swojego pokoju. Był on utrzymany w kontrastujących kolorach : białym i czarnym. Pod oknem stało ogromne łóżko z delikatnym, białym baldachimem, na czarnej podłodze leżał puchaty dywan, a jedną ścianę zajmowały lustra. Pod  innymi ścianami stały regały z magicznymi książkami, artefaktami i przedmiotami, a przy biurku leżała miotła, na którą Ginny patrzyła wręcz z szokiem.
- Kiedyś ci opowiem. - mruknęła pod nosem dziewczyna i podeszła  do wgłębienia w ścianie, przykrytego czarnym materiałem.
Pod nim siedział nieduży sokół wędrowny o czarnych, przenikliwych oczach. Hermiona delikatnie chwyciła go na ręce, a ten szybko usiadł na jej ramieniu.
- To jest Slade. Zaniesie wiadomości do mojego znajomego i przyniesie odpowiedź, bo nie wiem gdzie przenieśli siedzibę. - wyjaśniła skrobiąc coś na kartce.
- Do Altair'a. - wyszeptała do ptaka, który natychmiast poderwał się do lotu i zniknął z oknem.
- Kim jest Altair? - spytała Ginny, raczej z nudów niż faktycznej ciekawości.
- Mój znajomy. Jest czystokrwisty, ale jego rodzice robią interesy z moimi i w sumie znamy się całe życie. Chodzi do szkoły do Francji, więc widujemy się tylko w wakacje i Nowy Rok. - odpowiedziała rzucając się na łóżko.
Slade przyleciał parę minut później, z listem, za co dostał ciastko, Hermiona szybko przeczytała wiadomość.
- Czyli tradycyjnie... - zanuciła i chwyciła przyjaciółkę za rękę. - Idziemy, bo zaraz się spóźnimy...
Po kilku minutach stały pod podobną willą, ale dobiegała z niej głośna muzyka i śmiechy ludzi. Brama była otwarta, więc Miona bez krępacji podeszła do drzwi i szybko je otworzyła. Jej wrażliwe uszy uderzyła głośna fala dźwięków ale szybko się przyzwyczaiła i pociągnęła Ginny w stronę kanapy. Tam przedstawiła wszystkich sobie. Zabawa rozkręcała się bardzo szybko, Ruda bez problemu odnalazła się w nowym towarzystwie, aż nagle Arktur zaproponował grę w Never I Have Ever. Już lekko wstawione towarzystwo z aprobatą przyjęło pomysł i chwilę później wszyscy siedzieli w kółku na podłodze z kilkoma butelkami alkoholu i kieliszkami obok. Jako, że nie wszyscy znali zasady Hermiona wzięła się za wyjaśnianie.
- Jedna osoba wyznaje czego nigdy nie robiła, na przykład " Nigdy nie biegałam nago po ulicy" i każdy kto kiedykolwiek coś takiego zrobił, wypija kieliszek alkoholu. Chodzi o to żeby być szczerym, bo wtedy serio się bawimy.
Ginny roześmiała się radośnie i zaczęła się gra.
- Nigdy nie biegałam pijana po Londynie.
Hermiona, Altair, Akrtur i jeszcze parę osób wypiło kieliszek.
- Nigdy nie ukradłam samochodu. - mruknęła niska blondynka, patrząc znacząco na Mionę i Altair'a, którzu tylko jęknęli i wypili.
Ginny spojrzała na Hermionę z lekki zdziwieniem i uśmiechnęła się przebiegle.
- Nigdy nie całowałam się z dziewczyną. - powiedziała lekko nieśmiało, a wszyscy chłopcy poza przyjacielem Miony, sama Hermiona i blondynka wypili.
 W końcu przyszła kolej złotookiej, która przez chwilę się zastanawiała.
- Nigdy się z nikim nie kochałam. -  wyznała w końcu, a tu i ówdzie rozległy się gwizdy, nim znaczna część grających wypiła swoją porcję.
Po następnej godzinie większość była już dość mocno wstawiona, znała się prawie na wylot i miała bardzo dobre humory.
- Dobra moi drodzy, teraz gramy w Truth or Dare! - krzyknęła pewnie Ginny, za co została nagrodzona pomrukami i krzykami aprobaty.
Kieliszki wylądowały na podłodze, a grający chwycili pustą butelkę.
- Ten kto zaproponował kręci. - oznajmił Andy przekazując naczynie rudowłosej, która z zapałem zakręciła.
Następna godzina mijała na śmiechach, głupich wyzwaniach typu "Biegaj półnagi po ulicy śpiewając We are the Champions" lub wyznaniach typu " W jakiej pozycji straciłaś dziewictwo". W końcu butelka zatrzymała się na Hermionie, która odważnie wybrała wyzwanie. Altair uśmiechnął się przebiegle i spojrzał na Ginny.
- Jako, że nasza mała koleżanka nie całowała się jeszcze z dziewczyną... Wyzywam się być ją pocałowała!   - powiedział triumfalnie, a Hermiona tylko wzruszyła ramionami i wstała.
Dzieki alkoholowi Ginny nie była spięta więc gdy przyjaciółka pociągnęła ją w górę bez sprzeciwu dała się podnieść. Spojrzała w te błyszczące złote oczy, poczuła jej ręce na swojej talii, a już po chwili jej usta znalazły się na wargach Wesley'ówny. Miona smakowała mocnym, dobrym alkoholem, czekoladą i truskawkami, a jej usta były miękkie i delikatne. Odrzucając myśl, że to jej przyjaciółka, oddała pocałunek. Wkoło rozlegały się gwizdy i  krzyki, ale one przerwały dopiero gdy zabrakło im powietrza.
- Wow. - mruknęła lekko oszołomiona Ginny. - Już wiem co traciłam. - oznajmiła i oblizała wargi.
Wszyscy, łącznie z nią samą wybuchli śmiechem i gra toczyła się dalej, aż do 23:30, kiedy wszyscy poderwali się z miejsc i ruszyli na podwórko. Tam, bardziej trzeźwi ludzie ustawiali fajerwerki i wtedy zaczęło się odliczanie.

5...

4...

3...

2...

1!

W niebo wystrzeliły oszałamiające, różnokolorowe sztuczne ognie, tworzące niesamowite kształty i rozświetlające niebo. Przyjaciółki stuknęły się wysokimi kieliszkami i szybko wypiły musującego szampana. Potem zabawa rozpoczęła się na nowo i trwała aż do 5 rano, kiedy słońce stało pewnie na niebie. Wtedy Gryfonki pożegnały się z towarzystwem i aportowały do Hogwartu. Gdy wracały przez Błonia, Ginny wyciągnęła różdżkę i sama wystrzeliła w niebo fajerwerki, śmiejąc się niekontrolowanie.
- NAJLEPSZE ŚWIĘTA W ŻYCIU!!! - wykrzyczała w przestrzeń i rzuciła Hermionie na szyję....

_________________________________________________________________

Tym rozdziałem zaczynamy akcję właściwą. Kanon pójdzie się kochać, tak zupełnie poważnie i proszę o tym pamiętać. Musicie mi wybaczyć tą scenę z pocałunkiem itp. ale po prostu nie mogłam się powstrzymać. :) Mam jakiś taki nastrój ;) Mam nadzieję, że się podobało, a nazwy gier podałam specjalnie w języku angielskim. Bardziej mi pasują :) Jednak tą pierwszą - Never I Have Ever można przetłumaczyć, bardzo niezależnie, jakoś Nigdy Przenigdy, a ta druga to po prostu Prawda Czy Wyzwanie :) Proszę wyrażać swoje opinie, może następny rozdział będzie szybciej :)
Całuję
Kath<3