środa, 17 lipca 2013

Rozdział VI

  Złote oczy wpatrywały się w nadgarstek chłopaka siedzącego obok. Ten tatuaż...Miała identyczny, w tym samym miejscu...To musiał być ON. Chłopak z jej snów. W sumie, wyglądali identycznie, mięli ten sam głos i jeszcze ten napis... Po chwili dotarło do niej co powiedziała i jej oczy rozszerzyły się w przerażeniu. Jeszcze nie mogła nic mówić, było za wcześnie. Poza tym sama nie była pewna co te wszystkie sny i wizje oznaczały. Musiała się powstrzymać i jeszcze poczekać. Potrząsnęła głową i uśmiechnęła się do skołowanego chłopaka.
- Przepraszam, dziwnie się czuję, głowa mnie boli i co się tak właściwie stało?
Blaise spojrzał na nią podejrzliwie; nie wierzył jej ale nie chciał naciskać. Sam miał parę tajemnic i szanował jej prywatność. Wzruszył więc ramionami i uśmiechnął się delikatnie. Wstał. podniósł ją z ziemi i rozejrzał się po okolicy. Byli na polanie w świerkowym lesie. Zaczęło się ściemniać więc musieli dość długo być nieprzytomni.
- Nie mam pojęcia gdzie jesteśmy ale musieliśmy stracić przytomność bo już wieczór.
-Dobra, choć dalej, musimy się w końcu wziąć za zadanie.
Brunet skinął głową i ruszyli w las.

                                        _____*_____*_____*_____*_____*_____

   Zaczynało świtać, promienie oświetlały małe obozowisko i dwójkę młodych ludzi czytających książki w bardzo dziwnych pozach. Hermiona podniosła wzrok znad grubego tomu " Nieznanych Eliksirów " i spojrzała na Blaise'a pogrążonego w lekturze. Siedzieli w tym lesie już drugi tydzień i w sumie polubiła to. Książki, które znajdowali były bardzo rzadkie i bardzo ciekawe. Okazało się, że oboje kochali uczyć się i czytać. Zabini był mistrzem w numerologii, runach i zaklęciach. Były świetnym łamaczem zaklęć w przyszłości. Siedział teraz przy ognisku i czytał praktycznie niedostępną księgę o runach zapomnianych. Po chwili, jakby czując jej wzrok na sobie podniósł głowę i spojrzał na nią nieprzytomnie.
- Diable jest 4 rano, mamy trochę czasu więc może się prześpimy? Musimy zebrać siły na ćwiczenia i polowanie.
Od dwóch tygodni poznawali siebie, swoje umiejętności, broń, przyrodę i zwierzęta. Ich zmysły węchu, słuchu, wzroku i dotyku znacznie się wyostrzyły i z każdym dniem co raz trudniej ich było zaskoczyć. W ciągu dnia szukali ksiąg, kopert, ćwiczyli z bronią, polowali, chodzili i poznawali nowe tereny, a w nocy siadali przy ognisku i zagłębiali się w lekturze starych ksiąg i woluminów. W sumie ten wyjazd nie był aż taki zły jak myślała... Blaise skinął głową, schował księgę do plecaka, ułożył się na posłaniu i rozłożył ramiona. Od czasu pierwszej nocy zawsze spali razem aby utrzymać ciepło i pozbyć się koszmarów. Hermiona uśmiechnęła się, odłożyła stary wolumin i zeskoczyła ze skały podchodząc do chłopaka. Ułożyła się w jego ramionach i chwilę później spali oboje.


Obudzili się kilka godzin później gdy słońce świeciło już wysoko na niebie. Zebrali się szybko, zatarli ślady obozowiska i wyruszyli dalej. Z każdym dniem oddalali się od morza, a przynajmniej tak im się wydawało. Mogli być na półwyspie,  a wtedy i tak doszliby do morza. Zbliżali się do wysokich, stromych skał wystających wysoko ponad drzewa, bo kilka dni wcześniej Blaise zaproponował żeby wspiąć się na nie i zobaczyć gdzie się znajdują. Teraz zbliżali się do nich co raz bardziej i usłyszeli szum. Brunet spojrzał na dziewczynę z głupią miną i zapytał : 
- Eeeeee... No ja nie ogarniam, co tak cholera szumi?!
- Znaczy, to brzmi trochę jak spadająca woda. - odpowiedziała mu niepewnie dziewczyna.
- Wodospad! No tak, przecież tu są wysokie skały i rzeczywiście widać tam bladą wstęgę. Pewnie na tej górze płynie rzeka i tutaj się kończy i spada! Więc będzie tam jezioro! Nareszcie się normalnie wykąpiemy...
Hermiona uśmiechnęła się do niego i przyspieszyła. Po jakiś 20 minutach ich oczom ukazał się niesamowity widok. Z gładkiej, ciemnej skały spadał wodospad jasnoniebieskiej, czystej wody, która wpadała do dużego i głębokiego jeziora. Tuż przy skale z wody wystawały ostre, kamienne szpikuce wyrzeźbione przez wodę, a drzewa wokół nich mieniły się zielenią i srebrem. To wszystko dawało niesamowity, wręcz bajkowy efekt. Czarodzieje rzucili ekwipunek na ziemię i błyskawicznie zaczęli się rozbierać. Gdy Blaise zdjął koszulkę Hermiona w całej okazałości zobaczył to co męczyło ją od tygodni. Po całej jego lewej ręce, barku i obojczyku wił się ciernisty krzak, tworzący niesamowite wzory. Brunet widząc jej wzrok na swoim ciele roześmiał się i zadziornie powiedział : 
- Mam się bać? Tak zachłannie na mnie patrzysz, że się peszę i czuję bardzo niepewnie...
- Jasne Diable, ty i peszenie się dobry żart. A tak na poważnie to skąd masz ten tatuaż? - zapytała zachłannie.
W końcu była, jak to mówił Snape, Panną - Ja - Wiem - To - Wszystko więc kochała nowe informacje. Poza tym była strasznie ciekawska ( a jak wiadomo ciekawość to pierwszy stopień do piekła ) i nie potrafiła nie zadać pytania jeśli coś ją interesowało. Zabini roześmiał się, szedł do wody i położył się na plecach mrużąc z rozkoszą oczy.
- Kilka lat temu mój stary kumpel postanowił zrobić sobie mugolski tatuaż, a ja nie chcąc być gorszy walnąłem sobie krzak cierniowy. Nie żałuję, bo wszystkie kobietki reagują tak samo jak ty więc... - poruszył sugestywnie brwiami.
Gryfonka zaśmiała się radośnie i wskoczyła do wody. Bawili się tam kilka godzin co chwilę wybuchając śmiechem. Dopiero po kilku godzinach, gdy słońce zaczęło zachodzić, wyszli na brzeg. Hermiona ociekając wodą wdrapała się na płaską skałę wystającą ponad powierzchnię, podciągnęła nogi pod brodę i objęła je rękami. Wszystko przykryła ciemność...
" Ciemna, deszczowa noc. Przez gęsty las przedzierała się mała, czarnowłosa dziewczynka. Całe jej ciało było zakrwawione, z oczu wyzierał ból, a ona sama poruszała się nieco niezgrabnie. Nie płakała choć ból był prawie nie do zniesienia. Musiała by silna, przecież to ostatni dzień nieobecności jej taty. Z impetem wpadła na polankę przy wodospadzie i ostrożnie usiadła na płaskiej skale podkulając nogi pod siebie. Deszcz spływał strugami po jej ciele, zmywając krew i ochładzając organizm. Już nic jej nie groziło, była bezpieczna. Dopiero po 10 minutach bezczynnego siedzenia uspokoiła się i ból uderzył w nią ze zdwojoną siłą. Westchnęła i pozwoliła łzom płynąć. Szlochała prawie bezgłośnie nad swoim 8 letnim życiem, które było ciągiem cierpienia. Jedynymi jasnymi chwilami był czas spędzony z tatą i przyjaciółmi. Ale tydzień temu tata wyjechał zostawiając ją z okrutną siostrą jej zmarłej mamy. Od kiedy skończyła 4 lata  czas każdego wyjazdu jej taty i obecność jej ciotki był dla niej najgorszym koszmarem. Rany zadane sztyletem i klątwami tnącymi paliły ją żywym ogniem, a organizm osłabiony zaklęciami torturującymi nie miał siły walczyć. Po jej policzkach popłynęły kolejne łzy gdy drżącym  głosem wyszeptała : 
- Tatusiu, błagam wróć do mnie... Ja już nie mam siły...
Zaraz po tych słowach przyszedł jednak palący wstyd. Nie mogła być słaba, nie teraz... Ale chwilę później przypomniała sobie słowa profesora Maksymiliana, który gdy płakała na pogrzebie matki powiedział do niej piękne zdania, które utknęły w jej pamięci : " Łzy nie znaczą, że jesteś słaba. Oznaczają tylko, że byłaś silna zbyt długo. "Tak miała pełne prawo płakać, bo wytrzymała cały tydzień i nie uroniła ani jednej łzy udając twardą i niezłomną osobę. Ale miała tylko 8 lat, była dzieckiem. Nagle huknęło i w środek jeziora uderzyła piękna, srebrna błyskawica, która odbiła się w rozszerzonych ze strachu, złotych oczach dziewczynki. Światło zniknęło, a po gładkiej tafli wody tańczyły srebrne iskierki. W tamtym momencie coś się w niej złamało. Powoli otworzyła zamknięte w międzyczasie oczy,w których błyszczała teraz stal. Postanowiła, że już nigdy nie zapłacze przez tą kobietę, a ona zapłaci. Za wszystko. " 
Hermiona błyskawicznie stanęła na nogi zaciskając pięści. Na jej policzkach błyszczały łzy, a z oczu wyzierała determinacja. Podbiegła do pozostawionych do wyschnięcia rzeczy i zaczęła wciągać je na siebie.
- Blaise zbieraj się, szybko! Już!! Musimy iść... - krzyczała bez sensu ale ze zdecydowaniem.
Brunet spojrzał na nią i szybko ubrał się w lekko wilgotne ubrania. Podnieśli ekwipunek i dziewczyna ruszyła między drzewa, a jej towarzysz nie wahając się ruszył za nią. Szli dość szybko,a teren wznosił się z każdym krokiem ale dziewczyna nie wracała uwagi na zmęczenie kierowana jakąś dziwną siłą. Ślizgon po kilku godzinach energicznego marszu uznał, że gryfonka powinna mu jednak wyjaśnić o co w tym wszystkim chodzi. Podbiegł więc do do niej, odwrócił do siebie, przycisnął gwałtownie do drzewa i potrząsnął mocno. 
 - Hermiona, o co do cholery chodzi?! Idziesz jak jakaś nawiedzona i nic mi nie mówisz. Ja ci ufam ale weź mi powiedz gdzie do cholery idziemy?!
Dziewczyna wyglądała jakby dopiero się przebudziła. Patrzyła na niego ze zdziwieniem ale po chwili jej spojrzenie stwardniało. Zupełnie nie wiedziała o co chodzi ale była pewna, że tam na górze coś jest. Coś bardzo ważnego...
- Nie wiem gdzie idziemy. Po prostu czuję, że musimy. Za tym wzniesieniem coś jest.
- Co?  - zapytał zdezorientowany Zabini.
- Nie mam zielonego pojęcia Diable ale musimy tam pójść. Koniecznie!
Chłopak spojrzał na nią i zobaczył desperację na jej twarzy. Westchnął głęboko, puścił ją i na powrót chwycił, tym razem za rękę. Widząc jej pytające spojrzenie uśmiechnął się łobuzersko i powiedział : 
- No co maleńka? Ty teraz idziesz ze mną za rączkę bo jeszcze coś sobie zrobisz.
Hermiona spojrzała na niego wilkiem, fuknęła i spróbowała się wyrwać lecz lata grania w Quidditch'a dały o sobie znać i chłopak niewzruszenie zacisnął rękę i szedł dalej. Dziewczyna westchnęła zrezygnowana i dała sobie spokój strzelając przykładowego focha. Szli już dość długo, a teren był co raz bardziej stromy. Powoli zapadał zmrok i robiło się nieprzyjemnie, a gryfonka robiła się co raz bardziej niepewna, w końcu to ona ich tu zaciągnęła. Nagle oboje usłyszeli ciche warczenie i miękkie kroki drapieżnika. Jak na komendę odwrócili się i zobaczyli ogromną bestię wyglądającą na skrzyżowanie tygrysa, niedźwiedzia i smoka. Stwór patrzył na nich czerwonymi ślepiami, a z jego pyska kapała ślina. W myślach młodych czarodziejów pojawiła się jedna i ta sama myśl : " Uciekaj! ". Zaczęli biec przez siebie nie zwracając uwagi na gwałtownie podnoszący się teren. Drzewa rosły tu jakby rzadziej i kończyły się gwałtownie kilka metrów przed nimi. Oczy Hermiony rozszerzyły się ze strachu. Tam była przepaść. Spojrzała na chłopaka, który również zauważył spadek lecz zdeterminowany biegł dalej. Byli już metr przed dołem, niebieskowłosa zamknęła oczy i straciła grunt pod nogami. Jak się okazało brzegi nie były bardzo strome ale porośnięte krzewami i ostrymi trawami. Hermiona turlała się w dół raniąc ciało o ostre kamienie i kolce leżących gałęzi. Nagle znalazła się w powietrzu, leciała przez chwilę po czym z impetem uderzyła w ziemię. Z wielkim trudem podniosła się i rozejrzała uważnie po okolicy. Kilka metrów od niej leżały ich plecaki, a Blaise oglądał swoje rany siedząc na ziemi.
- Hej mała, żyjesz? - zapytał z figlarnym uśmiechem.
- Tak Diable ale wszystko mnie boli... - wyjęczała z pretensją.
Zabini roześmiał się i powrócił do oglądania ran, a dziewczyna spojrzała na siebie i załamała ręce. Cały dekolt, ramiona, ręce i biodra miała w ranach, a krew płynęła wartkim strumieniem plamiąc jej spodnie i buty. Westchnęła, podniosła plecak i przeszła kawałek próbując zorientować się w sytuacji w jaką ich wpakowała. Na pierwszy rzut oka wszystko było normalne : ogromna dolina otoczona stromymi wzniesieniami, pełna gołych drzew, ciemnego piasku i wyschniętej trawy. Ale gdy gryfonka przyjrzała się temu dokładniej zauważyła lśniącą, złotą linię wytyczającą ogromny krąg iluzyjny. Czyli to co widzieli nie było prawdziwe... Usłyszała jakiś szmer za sobą i zobaczyła Blaise'a w równie opłakanym stanie, który chyba też zauważył anomalię.
- Jak myślisz, o co w tym chodzi? -zapytał patrząc cały czas przed siebie.
- Nie mam bladego pojęcia ale jakaś siła mnie tu przyciągnęła więc warto sprawdzić. - powiedziała lekko niepewnie.
Brunet skinął głową i podszedł do bariery biorąc po drodze gruby kij. Stanął jakieś 1,5 metra przed kręgiem i rzucił patyk z całej siły. Iluzja zabłysła złotym światłem i odrzuciła obcy przedmiot, a przyjaciele spojrzeli na siebie zrezygnowani i westchnęli. Blaise oparł się zdrowym ramieniem o barierę, która po prostu stała się widoczna, a Hermiona podeszła do niego chcąc pójść w jego ślady ale całe ramiona, biodra i plecy miała w ranach. Stała przez chwilę nieruchomo po czym machnęła ręką i oparła się zakrwawionym biodrem tuż obok Zabiniego. Nagle krąg zabłysł karmazynowym światłem i po prostu zniknął. Czarodzieje pozbawieni oparcia znowu runęli na ziemię,ale błyskawicznie wstali rozglądając się po czym zdębieli patrząc przed siebie. Przed ich oczami stał wielki, piękny dwór z białego marmuru. Widać było, że od dawna nikt tam nie zaglądał, bo zasłony w oknach były zakurzone, a dachówki zniszczone i całe w igłach. Tutaj świat był niesamowity : wysoka trawa porastała całą wolną powierzchnię, srebrnoniebiestkie świerki dumnie górowały nad budynkiem, a gęsty, iglasty las zaczynał się kilkanaście metrów za posiadłością. Do willi prowadziła droga wykładana białymi płykami, które długo nie czyszczone utraciły swój blask. To wszystko sprawiało niesamowite, ale smutne wrażenie. Blaise podszedł bliżej zaciekawiony napisem wyrytym na dużej płycie, na początku drogi. Szybko przebiegł litery wzrokiem; o ile się orientował, był to język hiszpański, lecz zauważył też zwroty z frnacuskiego, którego niestety nie znał. Ale Hermiona może znać - przeszło mu przez myśl.
-  Miona, możesz na moment? - zawołał nawet się nie odwracając. - Mam dla ciebie zadanie.
Zaintrygowana dziewczyna podeszła do pochylonego towarzysza i obrzuciła spojrzeniem napis. W  jej oczach najpierw pojawiło się zdziwienie, potem strach, a na końcu nadzieja.
- I co? Co tam jest napisane? - dopytywał się jak małe, uciążliwe dziecko.
- To wyjaśnienie... Znaczy coś jak wyjaśnienie. Jeśli chcesz to słuchaj : " To miejsce zabezpieczone zostało okręgiem iluzyjnym, jednej z najpotężniejszych, czystokrwistych rodzin magicznych. Jedynym sposobem na tymczasowe zdjęcie bariery jest krew z krwi. Raduj się więc, albowiem w towich żyłach płynie najczystsza krew czarodziejska."
Po jej słowach zapadła cisza, oboje próbowali zrozumieć jakim cudem krew Hermiony złamała tak potężne zaklęcie. W końcu była szlamą... Chociaż może nie? Przecież...
- Wiesz co Diable? To jest w jakimś stopniu możliwe, żebym była czystokrwista. - powiedziała zamyślona Gryfonka.
Blaise spojrzał na nią ale nagle go oświeciło. Ona była podrzutkiem!
- No z tobą to wszystko jest możliwe Księżniczko...
Dziewczyna drgnęła i przestała słuchać. Księżniczko? Tak ją nazywali chłopcy z jej snu, więc to chyba prawda.
- Jak mnie nazwałeś? - przerwała mu drżącym głosem.
- No, Księżniczką... - Zabini sam wyglądał na zdziwionego własnymi słowami. W sumie to nie wiedział czemu tak ją nazwał, ale coś go zmusiło... To było niezależne od niego. - Jeśli cię to uraziło, czy coś, to przepraszam.
- Nie, spoko Diable, wszystko OK. Możesz tak do mnie mówić, to nawet miłe. - uśmiechnęła się delikatnie.  - No to jest Księżniczka i Diabeł, całkiem niezły duet. 
Blaise uśmiechnął się i dodał pod nosem : 
- Jeszcze lepszy to Księżniczka i Smok, ale to niemożliwe...
Po chwili spoważniał, odwrócił z powrotem do willi, spojrzał na Hermionę i razem ruszyli do wejścia.

                                                               _____*_____*_____*_____

Drzwi były ogromne i pięknie rzeźbione, lecz wyraźnie zaniedbane. Gryfonce zrobiło się smutno, że takie piękne miejsce zostało opuszczone i zapomniane przez ludzi. Tknięta jakimś przeczuciem wyciągnęła rękę i delikatnie pogładziła stare drewno. W jej głowie pojawiło się zdanie : 

Damnat quod non intellegunt*

Jak pod wpływem jakiegoś uroku, położyła całą dłoń na wrotach i wypowiedziała zdanie krążące w jej głowie. Jej głos był czysty, dźwięczny i miał w sobie jakąś moc, a słowa sprawiły, że drzwi stanęły przed nimi otworem. Ślizgon spojrzał na nią szeroko otwartymi oczami i chciał coś powiedzieć ale zrezygnował i odwrócił wzrok na wejście, po czym niepewnie przekroczył próg. Korytarz był pogrążony w półmroku lecz kremowe ściany rozjaśniały go. Podłoga zrobiona była z jasnego drewna i wyłożona czekoladowym dywanem. Duża szafa i kilka komódek zrobione były prawdopodobnie z dębu, a z sufitu zwisał piękny, złoty żyrandol. Brunet szedł dalej, a za sobą słyszał kroki Hermiony. Po lewej stronie było wejście do jadalni urządzonej w zielono - złotych barwach, a tuż za nią znajdowały drzwi do dość nowoczesnej, mugolskiej kuchni. Na przeciwko jadalni były dwuskrzydłowe drzwi. Dziewczyna podeszła do nich szybko, pchnęła je, weszła do pokoju i zamarła. Stali w ogromnej bibliotece wypełnionej aż po sufit półkami z książkami. W pomieszczeniu utrzymywał się półmrok,  potęgowany przez ciemne meble, brązową podłogę i ciemnoczerwone kanapy. To był raj, najprawdziwszy raj. Panna Granger przebiegła wzrokiem tytuły i aż ją zatkało. Na półkach stały dzieła zakazane, antyki, białe kruki i okazy dawno zapomniane. W głębi pomieszczenia był kącik, chyba do czytania, z kominkiem, lampami i kilkoma kanapami. Blaise widząc, że dziewczyna stoi jak wmurowana podszedł do niej, chwycił ją w pasie i wyprowadził z biblioteki. Ona zaś otrząsnęła się i zgodnie ruszyli po schodach na piętro. Tutaj panowała zupełnie inna atmosfera. Podłoga wyłożona była bardzo ciemnym drewnem, ściany pomalowane na ciemnozielony kolor, a na licznych obrazach spali czarodzieje. Starając się ich nie obudzić weszli do pierwszego pokoju, który okazał się salonem. Znajdował się tutaj kominek, dwie czarne kanapy przed nim, kilka szafek oraz liczne malowidła. Wszystko wydawało się nietknięte, oprócz jednej rzeczy. Na kanapie leżała otwarta książka i srebrny rozrzucony koc. Gryfonka podeszła tam i delikatnie podniosła książkę, a przed jej oczami rozegrała się kolejna scena...

"Stała w tym samym salonie, tylko był on zadbany, a w kominku wesoło skakał ogień. Na kanapie siedział brązowowłosy mężczyzna z małą, złotooką dziewczynką na kolanach. Czytali książkę i wesoło rozmawiali. Usłyszała słowa dziecka : 
 - Tatusiu,a do jakiej szkoły ja pójdę?
Mężczyzna roześmiał się i podciągnął córkę na swoich kolanach, przykrywając ich dokładniej kocem.
- Chyba do Hastinx kochanie, tam gdzie Sero i Angi.
Dziewczynka uśmiechnęła się radośnie i mocniej wtuliła w ojca, po czym spojrzała na niego kocimi oczami.
- Tam gdzie mama? - jej głos był smutny i bardzo cichy.
Szatyn zacisnął na moment oczy lecz po chwili pogłaskał ją po włosach i odpowiedział spokojnie : 
- Tak kochanie, tam gdzie mama..."

                                           ________*_______*__________*_________    
  
Kolejne dni mijały szybko. Czarodzieje poznawali zagadki tajemniczego domu i uczyli się nowych rzeczy. W bibliotece znaleźli księgo, o jakich im się nie śniło, a Hermiona w gabinecie odkryła puste zeszyty więc magię bezróżdżkową kopiowała co ważniejsze informacje. Blaise na poddaszu, przypadkiem wpadł na obserwatorium i miliony strych zapisków runowych, a Miona w rozległych piwnicach znalazła doskonale wyposażone laboratorium eliksirów. Dzięki kolejnym wizjom, przeczuciom i wspomnieniom doszli do wniosku, że ich przeszłość była zupełnie inna i na 100% wspólna. Dalej polowali i poznawali okolicę, a w kopertach znajdowali kolejne zadania. Blaise w końcu nauczył się przemieniać w swoją animagiczną formę. Był to ogromny czarny tygrys z zielonymi oczami i szarymi pasami. Hermiona cały czas próbowała lecz coś ją blokowało, jakby była związana linami, tam w środku. Pewnego dnia, gdy już zrezygnowała z prób przemienienia, znalazła w bibliotece czarną księgę z odciskiem ogromnej, kociej łapy. Nieznany autor pisał o Bestiach. Byli to ludzie, którzy od urodzenia mięli dar przemiany w dowolnego drapieżnika.  Było to dziedziczne ale  nie zawsze przenoszone, choć szanse były 50 na 50. Drapieżniki nie zawsze były typowymi, występującymi w przyrodzie i bardzo często zdarzały się mieszanki kilku gatunków. Uwagę Gryfonki przykuł jeden fragment.
" Bestię da się zablokować lecz wtedy dana osoba nie przemienia się nawet w swoją formę animagiczną, bo drapieżnik na to nie pozwoli. Aby uwolnić Bestię trzeba znaleźć się na dworze w porze najlepszej dla danego gatunku i po prostu puścić węzły. Jeśli jesteś taką osobą, a nie czujesz jaka pora jest dla ciebie najlepsza przeczytaj spis na stronie 38"
Podniecona dziewczyna błyskawicznie lecz z ostrożnością przerzuciła kartki i znów zatopiła się w lekturze.
"Można zmienić się w dowolny gatunek drapieżnika, niekoniecznie skrzyżowanego. Do tej pory spotykamy się z różnymi przypadkami. Oto lista każdego rodzaju wraz z wyjaśnieniem : 
 Tygrys - osoba gwałtowna i ognista, z dużym temperamentem. Silna i zdecydowana, nie ma zbyt dużej subtelności, delikatności i powściągliwości. Żywiołem jest ogień, a porą południe.
Gepard - osoba szybka i gwałtowna, łatwo zmieniająca zdanie. Zazwyczaj ma cięty język i ostry charakter. Trudna w obyciu, jest idealnym przyjacielem. Żywiołem jest światło, a porą wschód słońca.
Lew - osoba odważna, zdecydowana i bardzo wybuchowa. parta, nie zmienia zdania i jest pewna swoich racji. Rzadko analizuje sytuacje reagując instynktownie i nieprzemyślanie. Żywiołem jest wiatr, a  porą zachód słońca.
Czarna pantera - osoba cicha i spokojna, ukrywa ognisty  temperament i cięty język. Zdecydowana i uparta, analizuje sytuacje. Dobry strateg, perfekcjonista. Żywiołem jest ciemność, a porą północ."

Hermiona wstała gwałtownie czują, że znalazła odpowiedź. Była Bestią, prawdopodobnie czarną panterą... W sumie co jej szkodziło spróbować? Jeśli miała rację to zyskiwała kolejną zaletę, a jeśli nie to trudno. Poszła do Blaise'a podzielić się informacją i wspólnie doszli do wniosku, że dziś o północy dziewczyna postara się przemienić. Tej samej nocy złotooka pojawiła się w ogrodzie w bieliźnie i koszuli nie chcąc porwać sobie rzeczy. Od północy dzieliły ją minuty, a ona czuła jak coś w niej rośnie. Zamknęła oczy i już zupełnie wyraźnie poczuła więzy oplatające coś w jej wnętrzu, wiążące ją, a wraz z wybiciem północy przerwała je. Po jej ciele rozlał się ból ale dzielnie trzymała się na nogach regulując oddech. Po chwili wszystko minęło, a dziewczyna czuła się niesamowicie. Otworzyła oczy i aż westchnęła. Świat był wyraźny i pełen życia, słyszała każdy najmniejszy szmer i czuła zapachy zwierząt wokół niej. Kolejne wspomnienia wypełniły jej głowę i nagle WIEDZIAŁA. Wiedziała co ma robić, jak się poruszać i jak przywoływać Bestię. Ona i drapieżnik byli jednością, współgrali ze sobą. W jej ustach pojawiły się górne i dolne kły, a oczy stały się kocie. Podniosła rękę na wysokość twarzy, by patrzeć jak paznokcie zmieniają się w pazury. Poczuła zwierzę niedaleko - sarnę i błyskawicznie skoczyła przemieniając się w locie w panterę. Chwilę później wbijała kły w jej kark pozbawiając ją życia. Była zupełnie świadoma swoich czynów i nie czuła wyrzutów sumienia, tak po prostu musiało być. Resztę nocy spędziła biegając po okolicy i poznając na nowo swoje ciało. Wraz ze świtem wślizgnęła się do swojego pokoju i natychmiast usnęła. Czas mijał im szybko i nim się spostrzegli pojawiła się ostatnia koperta. Błyskawicznie się zebrali, pakując wszystko co potrzebne do toreb, a potem zmniejszając je za pomocą magii bezróżdżkowej, której nauczyli się przez ostatnie miesiące. Stanęli przed kopertą, która była świstoklikiem i ze smutkiem rozejrzeli się po willi. W tym miejscu zaczęła się nowa historia, która zmieni ich życie diametralnie. Chwycili kopertę i zniknęli.

                                                          *               *                 *

Chwilę później pojawili się przed niedużym, lecz ponurym zamkiem, a brunet rozejrzał się wokół siebie, by zobaczyć, że nie są sami. Obok nich pojawiały się kolejne pary, tak samo smutne jak oni. Każdy z nich się zmienił, jakby lekko dojrzał przez te 3 miesiące. Dyrektor przywołał ich do siebie i popatrzył na nich z zadowoleniem.
- Moi mili! Przez ostatnie 3 miesiące radziliście sobie sami, w dziczy, bez środków do życia. Na pewno zżyliście się ze sobą i poznaliście samych siebie. Przeszliście przez praktyczną część turnieju, a jutro napiszecie część teoretyczną. Nie ukrywam, że pytania będą trudne ale liczę iż sobie poradzicie. - uśmiechnął się do nich dobrotliwie. - Dziś mamy środę, więc w czwartek odbędzie się druga część, a w piątek wrócicie do swoich szkół. A teraz do łóżek!
Hermiona westchnęła, w duchu przyznając mu rację. Rzeczywiście bardzo przywiązała się do Zabiniego i wiedziała jak trudno będzie jej w Hogwarcie bez niego. Brunet, jakby czytając jej w myślach, objął ją ramieniem i pociągnął w stronę szkoły. Szli wolno chcąc zatrzymać czas i nigdy nie wracać do rzeczywistości, w której on jest Ślizgonem, a ona Gryfonką. Niestety minuty płynęły dalej, a oni doszli do drzwi jej dormitorium. Dziewczyna uśmiechnęła się do niego smutno i powiedziała : 
- Spotkajmy się tu jutro o 8, chyba musimy pogadać.
Blaise przytaknął jej ponuro, przytulił i odszedł z cichym 'Dobranoc'. Miona skinęła mu głową i zniknęła za drzwiami dormitorium. Już na wejściu pogorszył się jej humor, gdy zobaczyła gołe ściany i szare dodatki niedużego pomieszczenia. Zatęskniła za srebrnymi wzorami i czarnymi meblami jej pokoju w Norwegii i srebrnymi świerkami za oknem. Powiększyła bagaż i zostawiła go pod ścianą, kierując się do łazienki. Odganiając wspomnienia umyła się i przebrała w szare dresy i zielony podkoszulek. Jej uwagę przyciągnęła tajemnicza kartka, na której znów pojawiły się słowa.

Jestem człowiekiem zamkniętym w ciele potwora.

Dziewczynę lekko zatkało ale błyskawicznie chwyciła pióro i napisała kolejne pytanie.

Co masz na myśli?

Słowa znów zniknęły ale tym razem pojawiły się prawie od razu.

Dokładnie to. Wiele lat temu ktoś rzucił na mnie klątwę i uwięził w ciele demona. Od tamtej pory muszę walczyć o kontrolę nad własnym ciałem,  a gdy on nim włada ja piszę. Dlatego wtedy nie odpowiedziałem.

Hermiona przeanalizowała jego słowa i coś jej zaświtało. Małe były szanse, że to prawda ale warto spróbować...

Czy to była klątwa Potentio Donebris Passum?

Skąd to wiesz?!

Tym razem złotooka jakby wyczuła jego emocje. Był wściekły, zdziwiony i zdezorientowany.

Z książki, w której znalazłam tą kartkę. I czemu wyczuwam twoje emocje?

Na odpowiedź musiała poczekać więc wstała, chwyciła jakąś książkę i przeniosła się na łóżko. Wzięła też do ręki swoją różdżkę, spodziewając się poczuć coś niesamowitego ale nic takiego nie miało miejsca. Czegoś jej brakowało, to nie była TA różdżka. Nie wiedziała o co chodzi ale domyślała się, że kiedyś się dowie. Machnęła kawałkiem drewna, a na jej szafce nocnej pojawiła się jej ulubiona herbata. Rozsiadła się wygodnie na poduszkach, przykryła kocem i z kubkiem w ręku zapatrzyła  kartkę.

Bardzo możliwe, że zawiązałaś się ze mną emocjonalnie, nawet o tym nie wiedząc i po prostu to czujesz. Jest również inna możliwość ale nie ma racji bytu. Nie pytaj. A teraz może opowiedz mi co się działo przez te 3 miesiące?

Dziewczyna uśmiechnęła się do kartki i zaczęła pisać.

Czegoś mi nie mówisz. Gdzie była ta willa Malefico?

Hermiona już miała odpisać ale zmęczenie wzięło górę i bezwiednie osunęła się w ramiona Morfeusza.

                                                         *                 *              *

Setki kilometrów dalej, mężczyzna zamknięty w ciele potwora, czekał na odpowiedź w zakamarkach swojego umysłu. Ta rozmowa była dla niego oddechem i rozrywką, a trafiła mu się wyjątkowo inteligentna czarownica. Mimo wszystko wiedział, że nie podała mu swojego imienia, bo Malefica to z łaciny 'czarownica'. Wybaczył jej jednak i uznał, że powie mu jak będzie gotowa. No bo jak można zaufać kartce papieru? Gdy dziewczyna długo nie odpisywała zaczął się martwić ale domyślił się, że usnęła, a z tego co pisała miała bardzo intensywne miesiące. On sam, mimo, że nie potrzebował, zamknął umysł i pozwolił sobie śnić.

                                                  *                  *                * 

Serpens Thomas Snape siedział na parapecie Sowiarni, w Szkole Czarnej Magii, Legilimencji i Walki Hastinx i rozmyślał nad swoim życiem. Był wampirem. Krwiożerczym potworem, który będzie żył wiecznie, krzywdząc i zabijając. Nie mógł uwierzyć, że sam skazał się na taki los. Jak miał to powiedzieć bratu i przyjaciołom? Przecież z miejsca go znienawidzą i w sumie nawet się temu nie dziwił. On sam siebie nienawidził i całymi dniami wyrzucał sobie głupotę. Co z tego, że nie miał wyjścia?

"Umierał. Wiedział to i nawet nie walczył. Nie miał po co. Już osuwał się w kojącą ciemność, gdy przed oczami stanęła mu postać brata. Anguis, on był najważniejszy! Nie mógł go zawieść i zostawić samego, przecież to okrutne! Zebrał się w sobie i wrzasnął z całej siły : 
- Nie! Nie chcę umierać! Zrobię wszystko, tylko nie pozwólcie mi umrzeć!
Jego słowa odbiły się echem w pustym, płonącym pomieszczeniu ale nagle wyczuł czyjąś obecność.
- Jesteś gotów stać się potworem by przeżyć? - spytał aksamitny głos.
Chłopak nawet się nie zastanawiał, wciąż mając przed oczami twarz brata.
- Tak.
- Więc niech tak będzie. - powiedział stanowczo głos, stawiając go na nogi.
Poczuł ból w szyi i zaczął jeszcze bardziej słabnąć. Wtem ktoś przystawił mu nadgarstek do ust, a on instynktownie zaczął pić. Ciepła krew spływała w dół gardła, kojąc palący ból . Kilka minut później było po wszystkim, a chłopak odetchnął świeżym powietrzem. Wszystko było bardziej intensywne i żywe. Gdy otworzył oczy miał wrażenie, że świat poszarzał. Dopiero po chwili zorientował się, że jest noc, a on po prostu widzi. Znów wyczuł czyjąś obecność, więc błyskawicznie się odwrócił, by stanąć twarzą w twarz, z bladym przystojnym mężczyzną, o hipnotyzujących, czarnych oczach.
- Witamy w gronie wampirów Serpensie Snape. - powiedział z nutką rozbawienia i zniknął."

Cały czas nie mógł się z tym pogodzić i choć Anguis i inni cieszyli się jak głupi, z jego powrotu, on nie umiał się śmiać. W jego głowie zaczął formować się plan. Podniósł się i w mgnieniu oka znalazł się w dormitorium. Spakował najpotrzebniejsze rzeczy, napisał parę liter na kartce i z ciężkim sercem zniknął. Rano, tego samego dnia jego brat bliźniak znalazł zasłane łóżko i jedno słowo.

Przepraszam
                      S.S.

Dopiero później zrozumiał o co chodziło.

                                                     *             *            *

Hermiona obudziła się o 6 30, zresztą jak zwykle i pierwszym co zrobiła było odnalezienie kartki. Przebiegła wzrokiem ostatnie zdania i uśmiechnęła się delikatnie.
To już pozostanie moją słodką tajemnicą. Dziś mam testy, żyć mi szczęścia.
Naskrobała na pergaminie i poszła do łazienki, zabierając po drodze czarną, koronkową bieliznę. Szybko umyła zęby i twarz i rozebrała się do naga przed lustrem. Natychmiast wyłapała wzrokiem coś dziwnego na ramionach więc odwróciła się tyłem by spojrzeć i o mało nie wrzasnęła. Przez całe jej plecy przebiegał tatuaż przedstawiający czarną panterę, która jakby uczepiła się jej pleców. Niepewnie dotknęła wzoru i przez jej głową przeleciały wspomnienia. Katharis... Przez chwilę analizowała wszystko po czym wzruszyła ramionami, postanawiając wrócić do tego później. Szybko ubrała bieliznę i wróciła do sypialny by stanąć przed szafą. Co ona miała na siebie włożyć? W końcu uznała, że nie będzie się stroić i wyciągnęła zwykłe, czarne rurki i szary top. Z ich podróżnego bagażu wyjęła jedną z wielu koszul, które zwinęła Zabiniemu i zadowolona spojrzała w lustro. Czarno - granatowa koszula w kratę, zawiązana była pod biustem i rozpięta pod szyją, a rękawy podwinięte miała do łokci, włosy spięła różdżką w koka, a na nogi włożyła buty do kolan. Schowała jeszcze do kieszeni kartkę, pióro i tajemnicze zawiniątko, po czym wyszła na korytarz. Wyostrzyła zmysły i po zapachu dotarła do dormitorium Blaise'a. Chwilę zgadywała hasło i w końcu bezszelestnie wślizgnęła się do środka. Chłopak spał w dziwnej pozie, z głową zwisającą z łóżka i nogami na poduszce. Dziewczyna wyczarowała lodowatej wody i niewzruszenie chlusnęła mu ją w twarz. Po całym zamku rozniósł się wrzask i głośne, wymyślne przekleństwa pod jej adresem.
- Dzień dobry Diabełku, czas wstawać. - oznajmiła radośnie, ignorując jego mordercze spojrzenie.
- Czy ty kurwa wiesz, która jest godzina?! - wydarł się na całe gardło.
Hermiona uśmiechnęła się do niego niewinnie i podeszła do szafy.
- Tak wiem, jest 730, a o 8 mamy śniadanie.
Na te słowa, Blaise westchnął cierpiętniczo ale podniósł się z podłogi, na którą spadł i udał się do łazienki, zabierając po drodze bokserki. W czasie gdy on się kąpał, Miona rozłożyła na, zaścielonym już łóżku, czarne spodnie, zieloną koszulę i marynarkę, po czym podeszła do komody. Jej wzrok przyciągnęła ruchoma fotografia, przedstawiająca Blaise'a i Dracona. Rzucali się na ziemi, śmiejąc i wygłupiając, a w oczach Malfoy'a błyszczały iskierki radości. Wyglądał zupełnie inaczej niż w szkole, miał na sobie zwykłe dżinsy i szary T-shirt, a jego włosy nie były ulizane. Czyli słynny Draco Malfoy też ma swoją inną stronę... Wyczuła, że brunet stanął za nią i też oglądał zdjęcie, a po chwili usłyszała jego głos.
- On wcale nie jest taki, na jakiego się kreuje. To wina jego ojca i całego tego chłamu. 
- Wierzę ci Diable, ale i tak go nienawidzę, choć... W sumie mi go szkoda. Żyć bez miłości to takim jakby w ogóle nie żyć... - powiedziała melancholijnie i na chwilę oboje zatopili się w rozmyślaniach.
Zabini zapatrzył się smętnie w zdjęcie ale po chwili wrócił mu dobry humor.
- To chyba nie czas na filozoficzne rozmyślania Księżniczko. Musimy się skupić na testach. - powiedział, wyrywając ją z transu.
Hermiona uśmiechnęła się do niego porozumiewawczo i ruszyła w stronę wyjścia, a kilka minut później jedli już śniadanie w ogromnej, ale mrocznej sali. Siedzieli przy osobnym stole, razem z innymi reprezentantami, którzy wyglądali na dużo bardziej zestresowanych od nich.
- Nie denerwujesz się Miona? - zapytał szeptem do jej ucha, a dziewczyna wzdrygnęła się czując jego oddech na szyi.
- Nie mam czym. To co umiem, to umiem, niczego więcej się nie nauczę.
Ślizgon spojrzał na nią z podziwem, wnioskując, że dopiero teraz wychodzi jej prawdziwy charakter. 'Teraz to dopiero Gryfoni będą mięli piekło.' - pomyślał z mściwą satysfakcją. Nie miał wrodzonej niechęci do wychowanków Domu Lwa, ale przez 5 lat nauki zdążył już zapałać do nich nienawiścią, bo byli butni, dumni, uparci i temperamentni. Nie dało się im niczego wytłumaczyć, i mięli ogromne poczucie własnej wartości. A tu proszę, ślizgońska lwica będąca panterą... Zaśmiał się na tą myśl i wyobraził sobie miny gryfiaków gdy dziewczyna pokaże pazurki. To będzie chwila godna zapamiętania.
- Co się tak szczerzysz jak głupi do sera Diabełku? - zapytała złośliwie Miona.
Zabini odpowiedział jej nie mniej złośliwym uśmieszkiem.
- A nic, nic maleńka, to tylko takie wredne, ślizgońskie myśli.
Gryfonka spojrzała na niego wzrokiem 'i tak ci nie wierzę' i skupiła się na dyrektorze, który właśnie wstał.
- Mam nadzieję, że już się najedliście, bo zaraz zaczną się testy. Zostaniecie podzieleni na grupy, po 4 reprezentantów, a każdy będzie z innej szkoły. Najpierw odpowiecie ustnie na pytania, a potem napiszecie test. Jeszcze dzisiaj zostaną podliczone punkty, które zsumujemy i podamy procentowy wynik. Rozwiązanie turnieju i rozdanie nagród odbędzie się 3 godziny po zakończeniu pisania. A teraz grupy : Blaise Zabini, Melani Greek, Piotr Krokowski i Jeane da Sathe, idą za profesorem Miettem. Za to Hermiona Granger, Igor Krakovicz, Sylwia Brzeska i Francouist Courbert, za profesor Drien.
Do dwóch grupek podeszła wysoka, smukła kobieta o popielatych włosach i niewysoki, rudowłosy mężczyzna. Nauczycielka sztywno skinęła na uczniów, by poszli na nią, a jej towarzysz z miłym uśmiechem polecił im iść. Granger spojrzała na Blaise'a, uśmiechnęła się przekornie i zniknęła za masywnymi drzwiami. Chłopak westchnął i podążył razem z różnorodną grupką, za wesołym czarodziejem, na wyższe piętro. Test był dość trudny i na niektóre pytania nie znał odpowiedzi, a eliksiry zawalił śpiewająco, ale numerologię i runy zakazane napisał na 100%, więc miał nadzieję na wyrównanie wyniku. Z sali wyszedł 4 godziny później, zmęćzony i prawie całkowicie bez myśli, wiec skierował się od razu do dormitorium i zasnął kamiennym snem. Obudziło go brutalne zetknięcie z podłogą i złośliwy śmiech. Zrezygnowany otworzył oczy i zobaczył wpatrzoną w niego Hermionę.
- No wreszcie. - powiedziała sarkastycznie dziewczyna. - Łowca z ciebie, jak z koziej dupy trąba. Można nad tobą pojedynek toczyć, a i tak się nie obudzisz.
- Sen jest zdrowy, nie pierdol. - warknął chłopak zbierając się z podłogi i spojrzał na nią pytająco.
- Mamy 15 minut na dojście na błonia. Zaraz ogłoszenie wyników. - wyjaśniła mu i wyszła z pomieszczenia.
Ślizgon szybko ją dogonił i razem przeszli przez mroczne korytarze, kierując się do wyjścia. Na błoniach stali już wszyscy uczestnicy i nauczyciele, a za dyrektorem lśnił podejrzanie wyglądający kamień. Szybko ustawili się przed czarodziejami i niecierpliwie czekali na wynik.
- Wasze wyniki były bardzo podobne, a zwycięscy wygrali dwoma procentami, więc niech nikt nie czuje się pokrzywdzony. Wszyscy spisaliście się niesamowicie dobrze, jest to jeden z najbardziej udanych turniejów, ostatnich 100 lat. Mimo zażartej bitwy wyłoniliśmy naszych wygranych, których nagroda będzie proporcjonalna do włożonej w to pracy. Nie przeciągając, Igrzyska Przetrwania, w tym roku wygrali... Hermiona Granger i Blaise Zabini z Hogwartu!
Ślizgon i Gryfonka stali jak zaczarowani, nie mogąc uwierzyć w to co słyszą. Dopiero lekkie popchniecie ze strony uczestników zmusiło ich do reakcji. Wciąż zszokowani, podeszli do dyrektora i ustawili się obok niego.
- Reprezentanci uzyskali 95% z testów ustnych i pisemnych, co jest nowym rekordem! Serdeczne gratulacje. - powiedział staruszek i uścisnął im dłonie. - Jako, że osiągnęliście tak wielki wynik postanowiliśmy, wraz z innymi dyrektorami iż wasza nagroda będzie wyjątkowa.
To mówiąc odsunął się, ukazując dziwny, wydrążony kryształ, wielkości człowieka. Mimo tego nie był przezroczysty ale mienił się srebrem i błękitem.
- To co widzicie, to Kryształ Wyboru. Wiecie co to jest?
- Tak. - odpowiedziała pewnie Hermiona, a staruszek spojrzał na nią z zaskoczeniem. - To jedno z najbardziej tajemniczych rzeczy w magicznym świecie. Nie wiadomo kiedy, ani jak powstał, ale on wybiera różdżkę dla czarodzieja. Zagląda w najgłębsze zakamarki duszy i łączy najbardziej niewiarygodne rdzenie z drewnem by stworzyć różdżkę idealną. Jest strzeżony przez Mroźne Elfy, które raz na 100 lat pozwalają czarodziejom go zabrać, na okres 2 dni. - wyrecytowała, wpatrując się w kamień
- Tak, dokładnie panno Granger. - odezwał się w końcu mężczyzna. - Jak już się pewnie domyślacie, Kryształ Wyboru wybierze dla was różdżki. Proszę tak nie patrzeć panie Zabini, tylko włożyć tam rękę i skupić się na sobie.
Chłopak posłuchał i nagle poczuł ogarniający go chłód. Rozluźnił pięść i nagle wyczuł cienki kształt w swojej dłoni. Zaskoczony wyciągnął rękę, w której trzymał długą, jasną różdżkę, z czarnymi wzorami.
- Proszę się pochwalić panie Zabini, co to za różdżka?
- 14 cali, świerk i włókno z pachwiny nietoperza, odpowiednio giętka. - wymamrotał chłopak, cały czas niedowierzając.
Morozow zmrużył oczy i nagle się uśmiechnął.
- Różdżka ze świerku wymaga twardej ręki, ponieważ miewa własne pomysły, a najlepiej pasuje do czarodziejów śmiałych i z poczuciem humoru. Chyba doskonale pan trafił, nieprawdaż? - zapytał retorycznie i skinął głową w stronę Hermiony.
Szybko powtórzyła ruchy kolegi i poczuła jak pali ją ogień. Zaraz potem ogarnął ją zimny powiew i wyczuła różdżkę w swojej dłoni. Błyskawicznie wyciągnęła rękę i spojrzała na ciemny, misternie rzeźbiony patyk.
- 13 cali, dziki bez i kieł widłowęża, sztywna. - powiedziała z podziwem i pogładziła delikatnie drewno.
Mężczyzna wciągnął głęboko powietrze i ciężko je wypuścił.
- Bez należy do najrzadszego rodzaju drewna z jakiego tworzy się różdżki. Ma złą reputację, mówiono, iż przynosi pecha. Różdżki z bzu opanowuje się najtrudniej. Zawierają w sobie wielką magiczną moc, ale lekceważą każdego, kto nie jest jej prawowitym właścicielem. Nawet największym czarodziejom długi okres czasu zajmuje poskromienie takiej różdżki. Stary przesąd "różdżka z czarnego bzu szczęścia nie przyniesie" wziął się stąd, iż czarodzieje bali się ogromu jej mocy, jednak w rzeczywistości to uprzedzenie jest bezpodstawne. Prawdą jest, iż tylko nietuzinkowym osobom ta różdżka przypadnie do gustu. Występują też rzadkie przypadki, gdy istnieje powiązanie między różdżką z bzu a czarodziejem, jednak ma to swoje przeznaczenie. Tutaj mamy do czynienia, z tym ostatnim. Ta różdżka panią wybrała, teraz musi pani dowiedzieć się jaki miała cel. - powiedział tajemniczo i wyprosił ich ze sceny.
Hermiona uśmiechnęła się rozmarzona i nieuważnie przeczekała wyniki. Drugie miejsce zajął Durmstrang, a trzecie Szkoła im. Fryderyka Forens'a. Wszycy dostali nagrody, dyrektor jeszcze przez chwilę mówił, że wyjeżdżają o 15 i wszyscy się rozeszli. Hogwartczycy też udali się do swoich pokoi by spakować rzeczy i przygotować się do wyjazdu. Dziewczyna przez ten czas sprawdziła nową różdżkę, a gdy użyła jej po raz pierwszy poczuła to COŚ. Ciepło i magię przebiegającą w żyłach, delikatny powiew mocy i energię gdy zaklęcie zadziałało. Zadowolona przygotowała sobie rzeczy na następny dzień i ułożyła się wygodnie w pościeli, z książką w rękach. Już miała zaczął czytać, gdy coś spadło na ziemię. Zaciekawiona podniosła się z łóżka i zobaczyła leżące obok biurka tajemnicze zawiniątko. W końcu uznała, ze czas najwyższy zobaczyć co to jest i podniosła szmatkę z ziemi. Delikatnie uchyliła materiał, a jej oczom ukazał się nieduży, czarny sztylet, z małym, srebrnym okiem na rękojeści. Zafascynowana przebiegła palcami przez metal i dotknęła ostrza. Nie było to żelazo, ani nic takiego tylko jakiś czarny kamień, jak kryształ. Szybko jednak przekonała się, że jest bardzo ostry ale dziwnym trafem nie zrobiła sobie krzywdy. Pamiętając słowa szamanki położyła go na szafce nocnej i wróciła do lektury.
  

* Nienawidzą, bo nie rozumieją ( łac.)

_________________________________________________________________


Wiecie, ze ostatni rozdział dodałam w lutym? Wiem, jestem okrutna ale Wen mnie zupełnie opuścił więc postarałam się wam to zrekompensować długością. Ten rozdział ma ponad 15 stron w Wordpadzie, Arialem 12. Dalej... Na zwierzątko totalnie nie mam Wena, bo napisałam początek ale ciągu dalszego nie umiem, ni chuja. Dalej... Jeśli chodzi o te Bestie, to niektórzy z was mogą zauważyć, że coś podobnego jest na blogu Sheireen. Pewnie nie uwierzycie, że pojawiło się to w mojej głowie o wiele wcześniej niż na jej blogu ale jeśli ktoś chce posądzić mnie o plagiat to proszę to zrobić pod tym rozdziałem. Bo myślę, że jak komuś przeszkadza to wymyślę inną nazwę ale wolałabym teraz póki jeszcze jestem w temacie. Coś jeszcze? Kolejny rozdział zapewne szybciej bo Wen mnie wczoraj wziął i napisałam trochę. Mam już ponad 5 stron wiec mam nadzieję, że będę mogła pisać dalej.

Droga Jullo, skomentowałaś Zwierzątko z prośbą o kolejną część w przeciągu 2 tygodni. Niestety się nie udało więc postanowiłam dodać to, żeby to jakoś zrekompensować. Mam nadzieję, że się nie zawiodłaś jeśli to czytasz.

To chyba na tyle.
Całuski
Kath<3

wtorek, 16 lipca 2013

Harry Potter Historia Inna

Chciałabym was poinformować, iż za namową pewnej upartej dziewczyny ( i tak cię kocham Zuz ), postanowiłam założyć kolejnego bloga. Sama, z inną historią, Dramione oczywiście, bo innych pisać nie umiem ale... No właśnie, będzie ona pisana od podstaw, czyli od 1 roku w Hogwarcie, a nawet wcześniej.
Mam nadzieję, że zajrzycie, prolog pojawi się niebawem.

Harry Potter Historia Inna

Całuski
Kath<3

wtorek, 2 lipca 2013

You raise me up...

  
" I am strong, when I am on your shoulders..."

Kłamanie bolało przez pierwszy  miesiąc. Potem przestało, a ona się wyrobiła. Po 2 miesiącach przychodziło jej to tak naturalnie, jak oddychanie, a oni dalej się nie domyślali. Była na 7 roku w Hogwarcie, a cała ta szopka zaczęła się już we wrześniu, podczas jednego z patroli...

"Szli ramię w ramię, korytarzami na najwyższym piętrze, a cisza dźwięczała im w uszach. Nie rozmawiali, bo nawet nie mięli o czym. On ją uważał za kujonicę Granger, a ona go za tępą fretkę. Nagle usłyszeli trzask jakichś drzwi, więc błyskawicznie wyjęli różdżki i pobiegli z kierunku, z którego dobiegł dźwięk. Weszli do przestronnego, zakurzonego pomieszczenia, a wejście zamknęło się z głuchym stuknięciem. Byli uwięzieni w 7 metrach kwadratowych, z różdżkami i bojowym nastawieniem. To nie mogło się skończyć dobrze. Chwilę później poleciały wyzwiska, a wraz z nimi klątwy. Kolorowe promienie rozświetlały mroczne pomieszczenie, a jeden z nich strącił materiał okrywający tajemniczy mebel.Oboje jak na komendę odwrócili się w stronę... lustra. Malfoy stał z głupią miną i patrzył jak Hermiona podchodzi do tafli i czyta na głos napis.
'Odbijam nie twą twarz ale twego serca pragnienia.'
- Malfoy, to Zwierciadło Ain Eingarp! - zawołała dziewczyna, a Smok spojrzał na nia jak na kretynkę.
- I co z tego Granger? Nic mi to nie mówi. - warknął zirytowany, że ona wie coś, o czym on nie ma pojęcia.
- W tym lustrze zobaczysz swoje największe pragnienia, ukryte marzenia, które starasz się wypchnąć ze swojego serca. - wyszeptała melancholijnie.
Chłopak podszedł z obawą do lustra, stanął obok Gryfonki i popatrzył w jej brązowe oczy.
- Spojrzymy na nie razem? - spytał niepewnie, obawiając się jej reakcji.
Hermiona, choć zszokowana skinęła głową i oboje zapatrzyli się w taflę, a chwilę później nie mogli uwierzyć w to co widzą. Draco w lustrze przytulał do siebie brązowowłosą Gryfonką, która patrzyła na niego z miłością, a dziewczyna widziała siebie obejmowaną od tyłu przez blondwłosego Ślizgona i uśmiechającą się szczęśliwie. Żadne z nich nie mogło uwierzyć  w odbicie więc błyskawicznie rozeszli się w przeciwne strony, a Malfoy różdżką zakrył Zwierciadło. W ciszy przetrawiali ostatnie minuty, ale ich wrodzona ciekawość zwyciężyła i postanowili użyć Legilimencji i po chwili stali przed sobą jeszcze bardziej zszokowani.
- Ty...Ty...Niemożliwe! - wykrztusił z siebie chłopak patrząc na nią pięknymi, srebrnymi oczami.
- Niemożliwe nie istnieje... Draco. - wyszeptała niepewnie, patrząc mu w oczy.
- Hermiono... - powiedział cicho, zbliżył się do niej subtelnie i ostrożnie przytknął usta do jej warg.
Dziewczyna poczuła się jakby wybuchł w niej wulkan ciepła, które spłynęło na całe jej ciało, gdy przylgnęła do niego mocno. Obejmowali się co raz mocniej, a delikatny pocałunek przerodził sie w coś ognistego i namiętnego. Nie wiedział ile czasu minęło, kilka sekund, minut, godzina? Wiedział tylko, że coś zaczyna się w nim łamać, i że wcale nie ma zamiaru tego przerywać. Oparł swoje czoło o jej i spojrzał z niewielkiej odległości w jej brązowe oczy skrzące się złotymi drobinkami.
- Chyba mamy problem. - powiedział ochrypłym głosem, wywołując u niej dreszcze.
- Chyba tak... - przytaknęła mu nieuważnie, wciąż wpatrzona w jego srebrne oczy. " 

Od tamtej pory spotykali się systematycznie, poznając się bliżej i odkryli, że mają te same zainteresowania, a ich rozmowy nigdy nie były nudne. Cieszyli się swoim towarzystwem, przed przyjaciółmi grając wielką nienawiść, wiedząc jaka będzie ich reakcja na prawdę. Był prawie grudzień, a oni spotkali się przypadkowo na korytarzu, niestety z przyjaciółmi.

- Jak leziesz tępa fretko? - warknęła obolała Hermiona, zbierając się z ziemi. 'Przedstawienie czas zacząć.' - pomyślała rozbawiona.
- Naucz się szacunku do prawdziwych czarodziei kujonico. - Draco nie pozostał jej dłużny, lecz zauważyła delikatny uśmiech posłany w jej kierunku.
- Chodź Miona, nie warto. - wtrącił się Harry chwytając ją za rękę i mordując blondyna wzrokiem.
Oddalili się od grupy Ślizgonów na jakieś 10 metrów, a Ron od razu wyskoczył do niej z pretensjami.
- On się do ciebie uśmiechnął! - wrzasnął na cały korytarz, a Miona w duchu przeklęła. - Ty się z nim umawiasz!  - oskarżył ją, zupełnie słusznie.
- O czym ty mówisz Ron? Ja i ta fretka? Nienawidzę go i nic tego nie zmieni więc przestań mnie oskarżać! - warknęła rozpoczynając swoje kłamstwa. - Mam dość idę do biblioteki. - dodała i zniknęła w korytarzu, a chwilę później pojawił się tam Draco.
Od razu przytulił ją do siebie i zaczął dusić się ze śmiechu. Hermiona pokręciła głową, objęła go w pasie i pozwoliła sobie na chwilę odprężenia.
- To jest pokręcone. - powiedziała w jego bark. - Zaczynają coś podejrzewać, ja gubię się w tych historyjkach i mam ochotę po prostu im wszystko powiedzieć.
- Jeśli chcesz to proszę bardzo, tylko wiesz, że zabronią ci się ze mną spotykać? - spytał smutny chłopak.
Granger tylko pokiwała głową i znów westchnęła.
- Ja lecę Smoczusiu, do zobaczenia później. - powiedziała, szybko go pocałowała i już jej nie było.

                                             *           *            *

- Mam patrol, muszę lecieć Ginny! - kolejne kłamstwo i już jej nie ma, a w Pokoju Życzeń już czeka na nią jej książę.
- Co tym razem wymyślamy? - krótkie pytanie i długie spekulacje

                                             *             *            *
- Idę do Łazienki Prefektów, muszę się odprężyć. - tym razem prawda, z zatajonym gościem.
Szum nalewanej wody, śmiech chłopaka i głośny krzyk wrzuconej do wody dziewczyny.
- Chyba zaczynam się w tobie zakochiwać Granger... - cichy szept przerywający chwilową ciszę.
                                   
                                          *                 *                *

Mecze Gryffindor - Slytherin, głośne krzyki z trybun, czerwone policzki Ginny i zielony szalik, pod peleryną, na szyi Hermiony.
- Powodzenia. - wypowiedziane niewyraźnie, między kolejnymi pocałunkami w szatni.
Krzyk oznajmiający zwycięstwo Domu Węża, pozorny smutek brązowookiej i długi wieczór w Pokoju Życzeń, z Ognistą i słodyczami.
- Chyba zaczynam się w tobie zakochiwać Malfoy... - cichy szept przerywający pełną napięcia ciszę, po kolejnym pocałunku.

                                         *                 *                  *

Bal Bożonarodzeniowy, który miał odbyć się w tym roku miał być wyjątkowy. Dyrektor postanowił, że tym razem zaprosi rodziców uczniów 7 roku lub ich opiekunów. Draco po raz kolejny przeklinał głupi pomysł starca, stojąc na błoniach i czekając na swoich rodziców. A chciał ten czas spędzić z Hermioną... Chwilę później usłyszał trzask i poczuł rzucającą się na niego mamę, która wyjątkowo rozpuściła swoje długie, jasne włosy. Za nią stał jego ojciec z delikatnym uśmiechem i patrzył na to zadowolony.
- Witaj Draco, jak mija rok? - zapytał podchodząc do syna.
- Cześć tato... Rok jest raczej nudny... Nic ciekawego się nie działo. - skłamał pośpiesznie przypatrując się jego twarzy.
 Na jego szczęście mężczyzna chyba nic nie zauważył i skierował się do zamku, wspominając dawne czasy. Matka ruszyła za nim ale on obejrzał się jeszcze na Hermionę witającą się z Patricem Silverpar'em, który po tym jak jej rodzice o niej zapomnieli, został jej opiekunem. Na jego nieszczęście, w Hogwarcie Lucjusz zauważył starego przyjaciela i szybko do niego podszedł.
- Witaj Patric, jak tam życie staruszku? - spytał z uśmiechem Malfoy witając się z mężczyzną.
- Witaj Luc, życie kolorowe, a to wszystko dzięki jednej, zmiennej kobiecie... - westchnął czarnowłosy, udając zrezygnowanie.
- Masz kobietę?! - prawie wrzasnął wstrząśnięty jasnowłosy.
- No co ty! Mówię o Hermionie. Jestem jej opiekunem. - wyjaśnił mu odsłaniając, chowającą się za jego plecami Gryfonkę.
Zdumiony Lucjusz obrzucił ją spojrzeniem i krótko skinął jej głową, na co odpowiedziała mu tym samym. Chwilę później, tknięty przeczuciem skierował wzrok na Dracona, który wpatrywał się z dziewczynę z czułością w oczach. 'Draco się zakochał?' - przeszło mu przez myśl i z zaciekawieniem spojrzał na szatynkę. Hermiona uśmiechnęła się do jego syna delikatnie i skinęła mu 3 razy głową, a młody Malfoy uśmiechnął się do niej szeroko. 'Chyba czas na męską rozmowę...' - westchnął w duchu Lucjusz.
- No nic Ric, musimy już iść ale na pewno jeszcze porozmawiamy. - obiecał przyjacielowi i chwytając Draco za ramię skierował się ku lochom.
Srebrooki, zaniepokojony prawie biegł za swoim ojcem, który zatrzymał się dopiero pod wejściem do Pokoju Wspólnego.
- Jakie jest hasło synu? - spytał niecierpliwie.
- Tato, ja mieszkam w dormitorium Prefektów Naczelnych... - powiedział niepewnie.
Mężczyzna zaklął i kazał się tam zaprowadzić, a po chwili stali już w dużym, szaro - kremowym pokoju.
- No Draco, opowiadaj. - rozkazał Lucjusz, rozsiadając się w fotelu.
- Ale o czym tato...? - zapytał pełen najgorszych myśli.
- O twoim związku z panną Granger oczywiście. - wyjaśnił mu prosto, a chłopaka zatkało.
- A-ale jak...? - zająknął się.
Mężczyzna westchnął zrezygnowany i spojrzał na niego ponuro.
- Jestem raczej dobrym obserwatorem chłopcze i potrafię rozpoznać wzrok zakochanej osoby. Szczególnie mojego, jedynego syna. - powiedział dobitnie, na co Ślizgon się zaczerwienił.
- No dobra... Zakochałem się w niej, zadowolony? - zapytał ironicznie, wiedząc co teraz nastąpi.
- Nawet nie wiesz jak bardzo. - usłyszał w odpowiedzi i prawie zakrztusił się powietrzem.
- C-co proszę...? - wyrzucił z siebie pomiędzy napadami kaszlu.
- Oh Draco, chcę twojego szczęścia. Nie byłem najlepszym ojcem ale pragnę byś był szczęśliwy, poza tym, o ile się nie mylę, po wojnie zniknął podział krwi... - powiedział Lucjusz z delikatnym uśmiechem.
Chwilę później mężczyźni siedzieli na fotelach i rozmawiali jak ojciec z synem, czego nie mięli okazji do tej pory robić. Dopiero o 20 Draco zorientował się, że coś jest nie tak. ' O kurwa...' - warknął na siebie w myślach. Zerwał się z miejsca i pognał na Wieżę Astronomiczną rzucając tacie tylko imię ' Hermiona'. Wpadł zdyszany na szczyt i rozejrzał się po wieży wzrokiem szaleńca. Na parapecie siedziała samotna, skulona postać i patrzyła na niebo, zamyślona. Podszedł do niej cicho i delikatnie ją objął, kładąc głowę na jej ramieniu.
- Wybacz mi. - wyszeptał jej do ucha, przyciągając jej ciało do siebie.
Hermiona westchnęła ciężko i obróciła lekko głowę by spojrzeć w, pełne skruchy, srebrne tęczówki. Uśmiechnęła się delikatnie i pocałowała chłopaka w usta, na znak, że jego winy zostały zapomniane.
- Rozmawiałeś z tatą, prawda? - zapytała cicho, wtulając się w niego mocniej.
- Tak. Wie o wszystkim i... Jest szczęśliwy Hermiono... - wyszeptał jej do ucha.
Dziewczyna zaśmiała się krótko i skinęła lekko głową.
- Z kim idziesz na bal, Smoku? - zapytała chytrze, zmieniając temat.
Draco zamyślił się na moment, a gdy pojął o co jej chodzi wykrzywił twarz w złośliwym uśmieszku.
- Niestety Granger, jest taki zwyczaj, że Prefekci Naczelni idą razem więc jestem na ciebie skazany. - powiedział, udając niezadowolenie.
- Znam ten ból Malfoy. Ale jak mu, to mus. A tak à propos balu, jaki kolor lubisz najbardziej? - spytała melancholijnie.
- Na tobie? Wszystkie. - wymruczał jej do ucha zmysłowym tonem.
Gryfonka roześmiała się tylko i obracając do niego, wpiła się w jego usta. Chłopak objął ją mocniej i rozchylił jej wargi językiem, pogłębiając pocałunek. Z jej gardła wydobył się pomruk przyjemności, gdy poczuła jego dłonie pod koszulą więc natychmiast skierowała swoje ręce na jego plecy. Chwilę później Draco rozkoszował się uczuciem jej delikatnych dłoni na swojej skórze i smakiem jej ust na swoich. Dla takich chwil był gotów udawać cały czas. Westchnął z rozmarzeniem i oderwał się na moment od jej warg, tylko po to, by wyczarować patronusa do taty. Chwilę później srebrny sokół mknął pustymi korytarzami, aż do dormitorium Prefektów Naczelnych. Tam poinformował Lucjusza, że ma się usunąć z pomieszczenia i zniknął. Gdy dwójka przytulonych czarodziei weszła do salonu zastała tam tylko wesoło skaczący w kominku ogień i ciszę. Hermiona zaśmiała się cicho i skierowała do swojej sypialni by przygotować się do kąpieli. Po pół godzinie wyszła z łazienki w zielonych spodenkach i topie, z mokrymi włosami i uśmiechem na twarzy. Siedzący na kanapie Draco pożerał ją wzrokiem, a gdy się zbliżyła szybko wstał i przycisnął jej ciało do siebie.
- Kusisz mnie kocie. - wyszeptał do jej ucha, wywołując dreszcze ochrypłym głosem.
- Nie tym razem gadzie.  - wymruczała w jego szyję i wyplątała się z jego uścisku.
Malfoy pokręcił głową i sam skierował się do łazienki, by wyjść z niej po 20 minutach w szarych dresach i koszulce. Wszedł luźnym krokiem do swojej sypialni by, w zielonej pościeli, znaleźć skuloną dziewczynę. Zgasił światło i wślizgnął się pod ciepłą kołdrę, natychmiast czując wtulające się w niego, ciepłe ciało. Objął Hermionę ramieniem i nim się obejrzał odpłynął.
                                       *                     *                         *
Obudziła się przytulona do czegoś ciepłego i otulona znajomym zapachem. Draco. Uśmiechnęła się rozkosznie i delikatnie wyswobodziła z jego ramion. Gdy spał wyglądał uroczo... Zaśmiała się cicho i wymknęła do łazienki, zabierając po drodze ciuchy. Malfoy' a obudził szum prysznica i dopiero po chwili zorientował się, że Hermiony nie ma obok niego. Przeciągnął się jak dziecko i z powrotem opadł na poduszki, czekając aż dziewczyna wyjdzie z łazienki. Po kilku minutach drzwi do jego dormitorium otworzyły się i chłopak miał okazję podziwiać jej długie, lekko opalone nogi w czarnych szortach i piękną talię w kremowej koszuli.
- Wstawaj leniu, zaraz śniadanie. - zarządziła ze śmiechem, ściągając z niego kołdrę.
-  Nieeee chceeeee mi sięęęęę... - zajęczał chłopak ale nie zdążył nic dodać bo wylądował na ziemi, z głuchym łoskotem
Nagle drzwi otworzyły się i wszedł przez nie Lucjusz Malfoy, który dokładnie obejrzał leżącego na podłodze syna.
- Dzień dobry panno Granger, widzę, że budzi pani tego lenia. - przywitał się uprzejmie wyjmując różdżkę.
- Dzień dobry. I tak, staram się ale nic z tego nie wychodzi. - odpowiedziała ze śmiechem.
- Tutaj trzeba brutalnych środków. - powiedział poważnie celując różdżką w syna. - Aquamenti.
Draco poderwał się z głośnym krzykiem, gdy został oblany lodowatym strumieniem wody i spojrzał na ojca ponuro.
- To było wredne. - warknął kierując się do szafy.
- Gdybyś raczył podnieść tyłek wcześniej, do niczego by nie doszło. - odpowiedział nieprzejęty. - Macie zamiar iść razem na bal? - spytał zainteresowany.
- Nie mamy wyjścia. - powiedziała lekko dziewczyna. - Prefekci Naczelni zawsze idą razem.
- Och, rozumiem. jak długo macie zamiar ciągnąć tą szopkę? - spytał ze współczuciem.
- Dopóki będzie trzeba. - burknął, nadal obrażony Draco.
- Dobrze, już sobie idę, bo mój syn zaraz zionie ogniem. - zarechotał wrednie Lucjusz i ulotnił się z dormitorium.
Hermiona zachichotała cicho i też zniknęła za drzwiami, zostawiając Dracona na pastwę własnej złości. Dzień minął im zaskakująco szybko, a jako, że o 18 miał rozpocząć się bal, wszystkie dziewczyny już o 15 poznikały w dormitoriach. Panna Granger, też zamknęła się w swoim pokoju i zabarykadowała łazienkę, tak, że Draco musiał iść do Blaise'a. Chciała wyglądać oszałamiająco, tak, by jej chłopakowi zabrakło słów. Włosy spięła w prostego koka, którego przystroiła liliami calla, a makijaż zrobiła bardzo subtelny. Specjalnie na tą okoliczność kupiła sukienkę, w mugolskim Paryżu i teraz z zachwytem przyglądała się delikatnym koronkom. Suknia była kremowa, bardzo prosta lecz elegancka, cała obszyta koronką, a jedynym dodatkiem był satynowy pas pod piersiami. Do tego założyła zwykłe, kremowe szpilki bez palców i skropiła się perfumami o zapachu lilii. Wyglądała oszałamiająco.







Gdy weszła do salonu, zamiast Draco znalazła tylko bukiet lilii calla i krótką notatkę.

Czekam na dole.
                             D.

Dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie i skierowała do Wielkiej Sali. Gdy schodziła po schodach wszystkie oczy skierowane były na nią. Na samym dole, pod drzwiami Draco zachłysnął się powietrzem. Wyglądała jak anioł, nieludzko pięknie, niewinnie i kobieco jednocześnie. Widział te wszystkie pełne zachwytu i pożądania spojrzenia, słyszał ciche gwizdy i komplementy, ale zwracał uwagę tylko na nią. Gdy w końcu stanęła obok niego, przez chwilę nie mógł zebrać słów, jego mózg się wyłączył. Wyglądała na usatysfakcjonowaną, a w jej brązowych oczach błyszczały wesołe iskierki.
- Wyglądasz... oszałamiająco. - wykrztusił wreszcie, podając jej ramię. - Pozwoli pani, panno Granger? - spytał z kurtuazją.
- Oczywiście panie Malfoy. - odpowiedziała szeptem zatapiając się w jego spojrzeniu.
 Razem weszli do ozdobionej sali i stanęli na podwyższeniu. Wszyscy ustawili się przed nim i w skupieniu słuchali pary Prefektów
- Za nami pełna cierpienia wojna. - zaczęła Hermiona. - I mimo, że nigdy nie zniknie ona z naszej pamięci, przed nami piękna przyszłość. Każdy z was ma otwarte drzwi, może robić wszystko. Chciałabym, by ten bal bożonarodzeniowy był naszym startem, naszym nowym życiem. Tu i teraz zaczyna się nowy rozdział naszego życia, więc chcę by był to najlepszy początek jaki będziecie mięli okazję doświadczyć. Gdyby kilka lat temu, ktoś powiedziałby mi, że będę organizować z Malfoy'em bal i na dodatek to właśnie z nim na niego pójdę, wysłałabym go do Munga. Teraz jednak stoję tu, obok niego i choć nie jest to moja decyzja, jestem szczęśliwa. Oboje dużo przeszliśmy, tak jak każdy z was zresztą, ale liczy się przyszłość. Chciałabym więc na tym balu, w ten specjalny czas zacząć od nowa. Z czystym kontem, ale z doświadczeniami zacząć znajomość z Draco, tak byśmy mięli do wspominania świetne chwilę. Mam nadzieję, że wy też tak postąpicie, że dacie innym szanse, bo każdy z nas na nie zasługuje. Teraz więc, jako Prefekt Naczelna, oficjalnie otwieram Bal Bożonarodzeniowy! - zakończyła donośnie, a wszyscy radośnie jej przytaknęli.
Gdy schodzili z podwyższenia Draco objął ją delikatnie ramieniem i spojrzał na rozweselony tłum. Tym przemówieniem Hermiona przeszła samą siebie i po raz kolejny udowodniła, że jest wyjątkowa. Nagle usłyszał piękną, wolną piosenkę i spojrzał na dziewczynę z czułością.
- Zatańczysz moja piękna? - spytał szeptem, do jej ucha.
            
                                            [muzyka] *KONIECZNIE!!!     

Gryfonka jedynie się uśmiechnęła i chwyciła go za rękę. Ustawili się na środku i zaczęli tańczyć. Każdy ich krok był idealnie zgrany, dopełniali się we wszystkim, aż w końcu inni zeszli z parkietu by podziwiać niesamowitą sztukę, rozgrywającą się przed ich oczami. Draco patrzył jej w oczy, a każdy wers piosenki czuł całym sercem. Ona właśnie taka była. Była jego siłą...

"You raise me up, so I can stand on mountains
You raise me up, to walk on stormy seas
I am strong, when I am on your shoulders
You raise me up to more than I can be."

Czuła jak muzyka przenika jej ciało, a ramiona chłopaka idealnie przylegają do jej talii. Byli dla siebie stworzeni... Każe słowo było jakby do niej, jakby Draco właśnie piosenką chciał jej przekazać ile dla niego znaczy. Wirowali w świetle, a złote drobinki unosiły się w powietrzy i przyczepiały do jej sukni. Wyglądali jak najgłębiej zakochani, idealnie dopasowani, jakby nic nie mogło ich rozdzielić. Jeśli wcześniej w myślach Hermiony pojawiał się Ron czy Harry, to gdy Draco ją podniósł wszystko się ulotniło. Był tylko on, jego zapach, jego oczy i melodia. Inni się rozmyli, nie widzieli uczniów, swoich niedowierzających przyjaciół, ani piękna sali. Byli tylko oni i ich równo bijące serca. Gdy melodia zaczęła cichnąć Draco okręcił ją jeszcze raz, po czym wpadła w jego ramiona. Nie chciała się powstrzymywać, on też nie. Pochylił się i zdobył jej usta w delikatnym pocałunku, a sala zamarła. Hermiona objęła go mocniej, gdy całowali się nie zważając na świat. Czas się zatrzymał, a oni bezczelnie śmiali mu się w twarz nie chcąc powrócić do rzeczywistości. W końcu, gdy zabrakło im powietrza, oderwali się od siebie i zatopili się w swoich spojrzeniach. Serca nie chciały milczeć, a słowa popłynęły same.
- Kocham cię.

"You raise me up to more than I can be."


_________________________________________________________________________________


To miało wyglądać zupełnie inaczej. Wyszło jak wyszło, nic nie poradzę. Końcówka jest strasznie sentymentalna ale cóż poradzić. Tak mnie wzięło. Obiecałam, że miniaturkę dodać 2.07 i dodałam. Jest godzina 00:14 i wywiązałam się z umowy.
Całuski Kath<3