niedziela, 29 września 2013

Rozdział IX

UWAGA!!!

Ten rozdział dedykuję mojej kochanej Sarah, która może zmieniać nicki do woli ale dla mnie i tak będzie Sarah :* Za te rozwalające komentarze, które czasem doprowadzają mnie do łez i za to, że jest nawet jak jej nie ma<3

Dziękuję za uwagę :)

W skupieniu mieszała ciemnoniebieski eliksir i co chwilę dosypywała sproszkowanego rogu jednorożca. Był to wyjątkowo trudny eliksir, jej pomysłu więc starała się by wszystko było idealnie. W dziedzinie eliksirów była wyjątkowo perfekcjonistką, a ta konkretna substancja musiała wyjść bezbłędnie. To była ich przepustka na wolność, przerwanie więzów. Gdy uznała, że eliksir ma odpowiednią barwę i konsystencję, zostawiła go na wolnym ogniu i podeszła do regału z księgami. Wyciągnęła tą z bazami do esencji i szybko przekartkowała ją, w poszukiwaniu odpowiedniej. W końcu przeczytała listę składników i z niezadowoleniem odkryła, że czeka ją randka z akromantulami. Westchnęła ciężko i położyła otwartą księgę na stole, obok parującego kociołka. Spojrzała na zegarek, rejestrując godzinę 17:40, więc przelała esencję do fiolki, podpisała ją, wstawiła do szafy i szybko uprzątnęła całe stanowisko. Wybiegła z lochów, kierując się do dormitorium i na jej szczęście zastała tam Dracona.
- Malfoy, mogę nas rozdzielić. - powiedziała na jednym wydechu, grzebiąc w kufrze.
- Co?! - wrzasnął podrywając się z fotela.
- To. - odpowiedziała spokojnie, wyjmując jeden z zeszytów. - Znalazłam zaklęcie, które rozdzieli nas na 5 godzin, nie informując tym samym twórcy. Na razie tylko tyle mogę.
- No tak, zapomniałem, że mam do czynienia z szlamowatą kujonką z Gryffindoru. - powiedział sarkastycznie.
Dziewczyna zamiast się odezwać, skierowała różdżkę na chłopaka i rzuciła zaklęcie. Chwilę później, na jego miejscu stała nieduża, biała fretka, taka sama jak na 4 roku. Uśmiechnęła się na ten widok i chwyciła magiczny aparat. Chwilę później miała już serię zdjęć z Malfoy'em-fretką, więc odłożyła urządzenie i podniosła wierzgające zwierzątko.
- Widzisz freciu, na co ci to było? - powiedziała słodko, zaplątując go w kocyk.
Taki tobołek obwiązała sznurkiem i położyła przed kominkiem, a dopiero później znów chwyciła różdżkę.
- Vincula Rumpere. - powiedziała wyraźnie, a chwilę później poczuła, jak więzy znikają.
Zadowolona narzuciła na siebie sweter, płaszcz i szalik, chwyciła sztylet i wybiegła z dormitorium, zostawiając związaną fretkę na fotelu.Wyostrzyła zmysły i przebiegała korytarzami, nie zwracając uwagi na oburzone krzyki portretów. Wyślizgnęła się przez ogromne drzwi i szybkim krokiem skierowała się do Zakazanego Lasu. Dzięki szlabanom jako tako poznali niektóre ścieżki, i teraz łatwiej jej było znaleźć drogę. Po godzinie bezsensownego chodzenia miała sporo, na razie niepotrzebnych, składników i ani jednej akromantuli. W końcu, gdy zaczynało się jej robić naprawdę zimno, usłyszała jej ryk. Zaczęła poruszać się ostrożniej, wyciągnęła różdżkę i po chwili znalazła się  na niedużej polanie, wraz z dość wściekłą akromantulą. Nim ta zdążyła ją zobaczyć, Hermiona rzuciła potężne zaklęcie oszałamiające i pająk upadł na ziemię. Mimo tego, dziewczyna bardzo ostrożnie podeszła do zwierzęcia i wyjęła fiolkę. Przycisnęła sztylet do zębów jadowych, a stworzenie w naturalnym odruchu trysnęło substancją, wprost do naczynia. Zadowolona dziewczyna zrobiła jeszcze jedno nacięcie i drugą fiolkę uzupełniła jego krwią. Potem pozamykała wszelkie rany i szybko ulotniła się z miejsca zdarzenia. Tym razem musiała się bardziej spieszyć, bo nie miała szlabanu, a niektórzy nauczyciele mięli niezdrowy zwyczaj szwędania się po zamku o nieludzkich porach. Rzuciła na siebie Kameleona i skierowała do swojego dormitorium lecz na trzecim piętrze usłyszała fragment rozmowy. Wrodzona ciekawość wzięła górę i nim się obejrzała, stała przy schodach i ostrożnie obserwowała dwójkę mężczyzn. Jednym z nich był Snape, ale drugiego nie znała. Miał kręcone, jasnobrązowe włosy i jasną karnację, a gdy się odwrócił, zobaczyła niesamowicie zielone oczy. Mgliście przypomniała sobie, że już je gdzieś widziała, całkiem niedawno... Blaise! To musiał być jego ojciec, lub jakiś bliski krewny...
- Myślisz, że ona tu jest? - spytał szeptem Snape, ale nie miał na twarzy słynnej maski.
Wydawał się jakby młodszy, bardziej zrelaksowany i spokojniejszy.
- Nie wiem, ale od czegoś trzeba zacząć. On się musi ogarnąć Sev, inaczej nasze szanse są równe zeru. - mężczyzna mówił szybko, widać było, że jest podekscytowany.
- I co ja mam niby zrobić Raph? - zapytał zrezygnowany Mistrz Eliksirów, który najwyraźniej się poddał.
- Zaklęcie zmieniło jej wygląd, ale nie mogło charakteru. Znaczy Rudi mówił, że częściowo prawdopodobnie zatarło, ale minął prawie rok, więc wszystko zaczyna wracać do normy. Ona ma teraz 17 lat, uczysz 7 klasę, wiec po prostu obserwuj. Lucek też szuka, tylko on ma też swoje sprawy, a ty jesteś na miejscu i, no nie oszukujmy się, zawsze byłeś najlepszy w szpiegowaniu. Zrób to dla Bruno.
Przez chwilę panowała cisza, a Hermiona gorączkowo zastawiała się o co chodzi. Kim był Bruno? O jaką dziewczynę chodzi? Jaka klątwa? Miała zbyt wiele niewiadomych, a emocje zaczęły rozsadzać jej ciało. Czuła rosnące kły i pazury, wiec błyskawicznie się opanowała, i schowała wszystko w sobie. To nie był czas i miejsce na tego typu popisy. Wzięła głęboki oddech i oparła plecami o zimną ścianę. Emocje opadły, Bestia zwinęła się w kłębek, a szpony i kły zniknęły. Uspokojona otworzyła oczy i znów skupiła się na rozmowie.
- Zgoda. Tylko, gdyby ktoś o coś pytał, ja nic nie wiem. - zastrzegł Severus, a na twarzy jego towarzysza odmalowała się ulga.
- Jasne. Dzięki Szatan. - mruknął owy 'Raph' i uścisnął krótko czarnowłosego.
Ku bezbrzeżnemu zdziwieniu Hermiony, Mistrz Eliksirów oddał uścisk, a po chwili szatyn odszedł. Wtedy w umyśle dziewczyny zapaliła się czerwona lampka, a nauczyciel odwrócił się w jej stronę. Nie wiedział, że tam jest, ale wyrobiony przez lata instynkt kazał mu sprawdzić okolicę. Wobec tego Gryfonka przemieniła się w panterę, schowała pazury i miękko opuściła miejsce spotkania. Tym razem bez przeszkód dotarła do obrazu, wróciła do ludzkiej postaci i wślizgnęła się do pokoju. Tak jak się spodziewała, fretka spała na fotelu, a w pomieszczeniu panowała idealna cisza. Dziewczyna podpisała obie fiolki i schowała je do szuflady, po czym zdjęła płaszcz i szalik. Potem wskoczyła pod prysznic i w końcu usiadła przed kominkiem. Dołożyła drewna do ognia i chwyciła swoją różdżkę.
- Odczarować go czy nie? - zastanawiała się głośno, obracając patyk w dłoni, jednak w końcu skierowała go na fretkę i wypowiedziała antyzaklęcie.
Nim jednak chłopak zdążył się ruszyć, rzuciła na niego Silencjo i unieruchomiła linami.
- Posłuchaj mnie teraz uważnie, bo od tego zależy twoja reputacja. Mam zdjęcia ciebie jako te urocze zwierzątko i bez problemu, mogę wysłać je do największych plotkar Hogwartu. Wątpię byś chciał znów być kojarzony z fretką, tym razem na większą skalę. Jeśli ci się to nie uśmiecha, trzymaj język za zębami i spróbuj współpracować. Ja się staram nas uwolnić tak, bo Dumbledore się nie dowiedział, więc powinieneś mi dziękować. - powiedziała szybko i cofnęła oba zaklęcia.
- Będę milczał Granger, ale nie rób tego więcej. - odpowiedział Ślizgon i  podniósł się z fotela.

                                                       
                                                     *

Dni mijały szybko, eliksir był prawie gotowy, a jedynym tematem był nadchodzący bal. Hermiona już wpisała się na listę osób, które zostają w Hogwarcie i jak się dowiedziała, była jedyną Gryfonką, która to zrobiła. Wiedziała za to, że jej upierdliwy współlokator wyjeżdża do domu, tak samo jak Blaise i Ginny. Żałowała, że owa dwójka nie zostaje, ale miała świadomość, że dla innych święta to czas rodzinnej radości. To, że ona miała rodziców-pracocholików, nie znaczy, że każdy miał. Westchnęła ciężko i oparła się o blat, obserwując kolor eliksiru. Był mocno czerwony, więc niedługo miał być gotowy. Ubłagali Dumbledore'a i zgodził się on zdjąć zaklęcie na okres 2 dni przed balem, aż do powrotu innych do szkoły. Dzięki temu , dziewczyna  mogła się przygotować, bez wrednego Ślizgona, komentującego jej wygląd. Mimo tego, chciała mieć odrobinę wolności na kolejne miesiące szlabanu,  a mogła to sobie zapewnić jedynie licząc na siebie. Malfoy był z Eliksirów raczej przeciętny, a jedyną osobą, do której mogła się zwrócić o pomoc był Snape, ale nawet o tym nie myślała. Po pierwsze, była Gryfonką, po drugie, miała na nazwisko Granger, a po trzecie, chciała złamać zaklęcie szlabanu. Szybko wyrzuciła ze swych myśli Mistrza Eliksirów, a chwilę później substancja stała się prawie czarna. Dziewczyna ostrożnie przelała płyn do wielkiej fiolki, podpisała ją i wstawiła do regału. Machnięciem różdżki posprzątała wszystko i z ciężkim westchnieniem usiadła na fotelu, rozpalając zaklęciem kominek. Był 16 grudnia, a właściwie prawie 17 ale zaklęcie zostało już zdjęte. Teraz ona przesiadywała w laboratorium, a Malfoy szlajał się gdzieś z Blaisem. Po raz pierwszy od powrotu do Hogwartu była spokojna i zrelaksowana. Wyczarowała sobie gorącą czekoladę, chwyciła książkę i pogrążyła w lekturze.
- Masz zamiar tak milczeć przez cały czas? - spytał nagle głęboki głos, odrywając ją od czytania.
Leniwie przeniosła wzrok na obraz i zaznaczyła kartką stronę w księdze.
- Czyżbyś się nudził Selethrinie? - spytała kąśliwie i wzięła łyk czekolady.
- Wyobraź sobie, że tak. Wiszę tu od 600 lat, mam prawo się nudzić. - odparował portret.
- Jutro jest bal. - powiedziała nagle, a mężczyzna spojrzał na nią z zaciekawieniem. - W Hogwarcie, z okazji Bożego Narodzenia... - dodała.
- Jak rozumiem w strojach wieczorowych, partnerami i pięknymi tańcami? -  spytał, ale jakby odlegle.
- Coś w tym stylu. Tyle tylko, że pary muszą być mieszane, czyli z innych domów. - wyjaśniła z lekkim niesmakiem.
- Gdy ja uczyłem się w tej szkole, było coś podobnego. Wtedy jeszcze mój ojciec i Godryk byli przyjaciółmi i postanowiono wyprawić wielki bal. Byłem na 6 roku i przez 2 tygodnie temat balu był tematem wielu plotek. Pamiętam, że zaprosiłem piękną ale i niedostępną dziewczynę... - zaczął opowiadać, a Hermiona słuchała z ciekawością.
Jego głęboki, miękki głos szybko ją uśpił i nim skończył opowieść, ona już spała, przykryta kocem, z książką na kolanach.

                                                                  
                                                   *

- Masz jakieś... 4 godziny do balu. - obudził ją głęboki głos, a gdy tylko dotarło do niej co powiedział, zerwała się jak oparzona.
- Jak mogłam tyle spać?! - spytała, ale jakby samą siebie.
Mimo tego Selethrin udzielił jej odpowiedzi.
- Przez ostatnie 48 godzin prawie nie spałaś, twój organizm stracił siły. Ale teraz lepiej będzie, jeśli pójdziesz się szykować, bo możesz być dziwna, ale wszystkie kobiety są takie same...
- Cholera, cholera, cholera... - mruczała, ignorując drugą część wypowiedzi portretu i po chwili zniknęła w ciemnym korytarzyku.
Po korytarzach szwędali się prawie wyłącznie chłopcy, bo dziewczyny poznikały w dormitoriach, więc jej widok wzbudził lekkie zaskoczenie. Hermiona kierowała się najpierw do Wieży Gryffinfora ale po chwili zrezygnowała i pobiegła do swojego dormitorium. Wpadła tam z rozwianymi włosami i ubraniem w nieładzie, po czym, nie zważając na krzyki chłopaka, dopadła jajo. Schowała je do regału i dopiero potem odwróciła się w stronę Malfoy'a.
- Musisz się stąd ulotnić.  - powiedziała stanowczo, a w odpowiedzi otrzymała pełne niedowierzania spojrzenie,.
- U ciebie Granger, z główką wszystko dobrze? - spytał obłudnie.
- Nie Malfoy, ale to rodzinne. - zbyła go szybko. - Muszę się przygotować do balu idioto, więc przenieś się na ten wieczór do swojego dawnego dormitorium. Wiem, że masz oddzielne. - powiedziała ale już przymilniej. - Proszę. - dodała w końcu.
Ślizgon zmrużył oczy ale zaklęciem przeniósł odpowiednie rzeczy do lochów i wyszedł, nawet się nie oglądając. Dziewczyna uśmiechnęła się radośnie i sięgnęła po różdżkę.
- Expecto Patronum. - mruknęła, w myślach powtarzając odpowiednie zdanie, ale zamiast wydry, jej patronus przybrał postać... średniej wielkości gada.
Nie potrafiła określić co to za gatunek, ale zwierzę było dumne i pełne zwinności. Przypominało trochę warana z Komodo, ale było mniejsze i bardziej smukłe. Dziewczyna uśmiechnęła się lekko i mruknęła :
- Do Ginny Weasley. - chwilę później po patronusie nie było śladu.
Gryfonka wyciągnęła zapakowaną suknię, wszystkie dodatki i odpowiednie kosmetyki, a gdy była w łazience usłyszała jak ktoś wchodzi do dormitorium. Wyjrzała z pomieszczenia i uśmiechnęła się do Ginny, która właśnie kładła na kanapie swoje rzeczy.
- Panno Weasley, zapraszam do gabinetu piękności. - powiedziała uroczyście i obie zachichotały.
Kilkanaście minut później Hermiona siedziała w wannie, a Ruda myła jej włosy.
- A właśnie Miona, od kiedy twój patronus jest jaszczurką? - zainteresowała się młodsza z dziewczyn, spłukując po raz kolejny pianę.
- Od dzisiaj. - mruknęła. - Ale  tak na poważnie, to nie wiem. Jakoś tak się stało... - wyjaśniła wzruszając ramionami.
- Patronus może zmienić postać pod wpływem silnych uczuć... - rzuciła jakby mimochodem Ginny, a złotooka zamarła.
Przecież tyle razy nazywała takiego jednego Ślizgona gadem... Możliwe było, by to przez niego jej patronus się zmienił? Jęknęła i schowała twarz w dłoniach. Wszystko dobrze, tylko on nie mógł się o tym dowiedzieć.
- Ej Miona, wszystko dobrze? - zaniepokoiła się jej ruda przyjaciółka, a Hermiona pokiwała uspokajająco głową.
- Jasne, jasne. Dobra, podaj mi ręcznik. - poprosiła twardym głosem, a po chwili ociekała wodą przed lustrem.
Choć Ruda wiedziała, że jej przyjaciółka ma tatuaż, chciwie pożerała go wzrokiem, a w jej głowie pojawiło się co raz więcej myśli dotyczących zrobienia sobie własnego. Panna Granger, jakby czytając jej w myślach, uśmiechnęła się przebiegle i zaczęła wycierać włosy.
- Możemy kiedyś się wybrać do Londynu, znam takie świetne studio, gdzie zrobią ci tatuaż za bardzo przyzwoitą cenę. - rzuciła w stronę wanny, gdzie siedziała już młodsza dziewczyna.
Godzinę później siedziały na podłodze w dormitorium i malowały paznokcie. Hermiona na granatowo i czarno, a Ginny na ciemną zieleń, by pasowały do sukni. Cały czas rozmawiały, o chłopakach, o nauczycielach, o Paryżu, o korzeniach Miony... To był taki niezwyczajny, kobiecy wieczór. Ostatnio nie miały okazji porozmawiać o niczym, bo Hermiona miała szlaban, a Ginny dalej kłóciła się z Harrym i własnym bratem. Oboje zaczęli zachowywać się jak dzieci, bardzo wredne dzieci i na każdym kroku starali się zranić słowami obie dziewczyny. Żadna z nich nie mogła zrozumieć jakim cudem aż tak bardzo się zmienili, przy czym była to zmiana na gorsze. Szybko jednak porzuciły nieprzyjemne tematy i na nowo pogrążyły się w rozmowie o wszystkim i o niczym. Minuty mijały niepostrzeżenie, a one systematycznie szykowały się do balu. Hermiona dowiedziała się, że Ginny zaczęła się zmieniać, że Gryfoni zaczęli ją denerwować, a jej temperament zrobił się jeszcze bardziej wybuchowy. Mimo tych zmian czuła się zadziwiająco dobrze, a nowa fryzura pokręciła się jeszcze bardziej i zaczęła przypominać wielką, kręconą, płomienną szopę. Jak twierdził Blaise, nowa fryzura panny Weasley pobiła nawet grzywę pierwszorocznej Hermiony. W końcu obie były uczesane i umalowane, a suknie leżały na łóżku. Złotooka miała luźny, spięty po boku kok, a Ginny wykorzystała naturalnie kręcone włosy koleżanki i sprawiła, że wyglądały bardzo elegancko. Makijaż starsza Gryfonka zrobiła sama, stawiając na granatowy i czarny, po chwili stwierdzając, że nigdy nie była tak mocno umalowana. Rzęsy podkreśliła czarnym tuszem, a ciemny cień pociągnęła w stylu smoky-eyes. Usta podkreśliła jedynie bezbarwnym błyszczykiem i obrysowała ciemniejszą konturówką. Delikatnie wyciągnęła z koka parę pasemek, które szybko zwinęły się wokół jej twarzy. Z fryzurą Ginny męczyły się nieco dłużej, jako, że jej włosy nie chciały się układać. Ze względu na suknię, dziewczyna musiała być uczesana elegancko i klasycznie. W końcu, po wielu trudach, tonach specyfików i setkach zaklęć, Hermionie udało się uzyskać zadowalający ją efekt. Ginny miała gładki ale oryginalny kok z pięknym, dobieranym warkoczem po prawej stronie głowy. Makijaż miała zielony, bardzo delikatny ale kobiecy. Usta musnęła czerwoną szminką, a rzęsy wytuszowała brązowym tuszem. Były swoimi przeciwieństwami : Hermiona lekko roztrzepana, bardzo seksowna ale niezbyt klasyczna, a Ginny elegancka, subtelna ale nie nudna. Czerwone usta i płomiennorude włosy dodawały jej pazura i charakteru, a złośliwy błysk w czekoladowych oczach nie pozostawiał żadnych wątpliwości co do temperamentu niewysokiej dziewczyny. Hermiona z ciężkim westchnieniem stanęła przed łóżkiem i sięgnęła po granatowe buty na szpilce. Lekko się zachwiała ale szybko odzyskała równowagę i spojrzała ponuro na suknię. Nie lubiła żadnej formy spódnicy, czy to krótkiej, czy długiej i nie za bardzo chciała zakładać to co leżało na łóżku. Ginny jednak uniosła znacząco brwi i dziewczyna z cierpiętnicza miną sięgnęła po suknię. Mimo wszystko, musiała przyznać, że trzymała w rękach małe dzieło sztuki. Suknia miała cienkie ramiączka, obcisły, sznurowany gorset, delikatnie marszczony z przodu, który ciągnął się mniej więcej do bioder. Tam, na styku z tiulem, wszystko obszyte było koronką, w którą wpleciono delikatne kryształki. Potem zaczynały się kolejne warstwy tiulu, przy czym pierwsza była podwinięta pod siebie, przez co wyglądała jak oddzielna sukienka. Kolejne warstwy były po prostu nałożona na siebie, gdzieniegdzie ozdobione podobnym motywem co wokół bioder, a ostatnie lekko ciągnęły się po ziemi. Z pomocą Ginny, Gryfonka ostrożnie wsunęła się w suknię i zawiązała wszystkie sznurki. Usłyszała tylko cichy okrzyk przyjaciółki, nim stanęła przed lustrem i zaniemówiła. Jej włosy doskonale komponowały się z granatem sukni, a złote oczy błyszczały podkreślone mocnym makijażem. W uszy włożyła cienkie, srebrne kolczyki z diamencikami i zadowoleniem uśmiechnęła się do siebie.




Ginny przyglądała się jej z zazdrością, wkładając w międzyczasie zielone szpilki. Z fotela ściągnęła swoją suknię i przyjrzała się jej dokładnie. Była zupełnym przeciwieństwem stroju Miony. Ciasno przylegała do ciała, koronkowe rękawy zakrywały ją aż po palce, tiul skrywał górę pleców, a mniej więcej na linii stanika przechodził w satynę powleczoną koronką. Tam też zaczynały się guziki, które ciągnęły się aż za pośladki, a tam materiał delikatnie się rozchodził, tworząc krótki tren. Wszystko pokrywała koronka, bez zbędnych dodatków, bo uszyta była  najrozmaitsze wzory. Pod linią włosów miała zostać zawiązana kokarda, trzymająca cały przód sukni na miejscu. Hermiona bezradnie popatrzyła na masę guzików i skinęła na koleżankę by zaczęła się ubierać. Prawie pół godziny później stanęły obok siebie, podziwiając efekt kilkugodzinnych przygotowań.






Wyglądały diametralnie inaczej, ale w pewien sposób dopełniały się nawzajem. Hermiona spojrzała na zegarek i uśmiechnęła się z zadowoleniem.
- Zawsze wiedziałam, że na bal trzeba się spóźnić z klasą. - powiedziała stanowczo i niepewnie skierowała sie do wyjścia.
- Jesteś pewna, że nie zabijesz się na tych obcasach? - spytała sceptycznie jej przyjaciółka, za co została obdarowana morderczym spojrzeniem.
- Moje buty i tak są niższe, więc postaram się nie zrobić sobie krzywdy. Ewentualnie będę tańczyć boso. -  oznajmiła beztrosko, gdy szły korytarzami.
Rudowłosa tylko prychnęła i skupiła się na tym, by nie potknąć się o suknię. Miała większą wprawę w chodzeniu w spódnicach niż jej koleżanka, ale jej strój mocniej przylegał do ciała. Pod Wielką Salą, stało jedynie dwóch Ślizgonów, wszyscy inni już dawno weszli, a oni nadal czekali na swoje partnerki. W końcu usłyszeli cichy stukot obcasów i z ulgą odwrócili się w stronę schodów. Chwilę później jeden z nich zaniemówił, z szokiem wpatrując się w Hermionę, nie mogąc uwierzyć, że to ta sama dziewczyna co parę godzin wcześniej. Szybko się opanował i podszedł do schodzącej dziewczyny i szarmancko podał jej ramię.
- Wyglądasz nieziemsko kocico. - wyszeptał jej do ucha i z zadowoleniem obserwował delikatne dreszcze, które przebiegły po jej ciele.
- Ty też nieźle się prezentujesz gadzie. - odpowiedziała pomrukiem i poprawiła mu krawat.
Druga para zdążyła już wejść na salę, ale oni stanęli na chwilę przed drzwiami.
- Czas na wielkie wejście. - powiedział stanowczo chłopak i pchną ciężkie wrota.
Sala ucichła, a wszyscy wpatrywali się w nowoprzybyłych, jak w jakiś nieznany dotąd okaz zwierzęcia. Harry i Ron zrobili wielkie oczy, ale Potter, w przeciwieństwie do przyjaciele uśmiechnął się lekko. Dziewczyny z zazdrością spoglądały na jej suknię, a chłopcy pożerali wzrokiem całą jej postać i rzucali mordercze spojrzenia w kierunku chłopaka. Szli dumnie, jak król i królowa balu, nie zwracając uwagi na zdziwione szepty i wytykanie palcami, aż doszli do wolnego stolika.
- Nie widziałem cię jeszcze w takim wydaniu. - zauważył delikatnie chłopak, gdy już usiedli z drinkami w ręku.
- Bo nie lubię tak wyglądać. Może i ładnie i seksownie, ale to nie ja. Nie lubię makijażu, zupełnie się nie maluję, nie mówiąc już o sukienkach i butach na obcasach. - wyjaśniła skrzywiona, na wspomnienie całego procesu przygotowań.
- Może to i dobrze? Gdy odstawisz się tak raz na jakiś czas, robisz niezłe przedstawienie. - zachichotał wrednie Ślizgon.
- Spieprzaj. Nie pisałam się na to, nienawidzę bali, zawsze się źle kończą. - wywarczała zupełnie wściekła, a jej oczy zmieniły barwę.
Chłopak zaśmiał się cicho i nagle wstał gwałtownie, wyciągając z jej ręki szklankę.
- Idziemy tańczyć. - powiedział stanowczo, pociągając ją na parkiet.
- Czy ciebie już do końca pogrzało? Ja się zabiję w tej kiecce! - wykrzyknęła z pretensją, gdy po raz kolejny nadepnęła na materiał.
- Uspokój się, nie pozwolę ci upaść Granger. - wyszeptał jej do ucha, przyciągając ją do siebie.
Dziewczyna tylko westchnęła ale poprawiła chwyt i po chwili wirowali w rytm spokojnej muzyki. Inni uczniowie przeszli nad nietypową parą do porządku dziennego i nie zwracali na nich zbytniej uwagi, z czego Hermiona bardzo się cieszyła. I tak będzie musiała wyjaśniać wszystko Ginny, a na więcej się nie pisała. Teraz jednak wyrzuciła z głowy wszystkie niepotrzebne myśli i skupiła się na melodii płynącej znikąd i zewsząd jednocześnie i pocieszającym cieple ciała jej partnera. Położyła głowę na jego ramieniu i odpłynęła, a Ślizgon z gracją i pewnością prowadził ich przez salę. Mimo jej wcześniejszych rozterek nie potknęła się, ani nie wykręciła kostki w wysokich butach, a długi tren sunął gładko za nią, nie plącząc się pod nogami. Przetańczyli kilka piosenek nim zeszli z parkietu, by napić się czegoś i chwilę odetchnąć. Bawiła się bardzo dobrze, chłopak był wspaniałym kompanem do rozmowy, co chwilę szturchali się żartobliwie i śmiali, wiec czas mijał niepostrzeżenie. Wtedy zabrzmiała znajoma im skądś melodia i zgodnie ruszyli na parkiet.

                                       [muzyka] warto posłuchać

Chłopak trzymał ją blisko, tańczyli przytuleni, chcąc poczuć się kochanym. Ślizgon delikatnie okręcił ją wokół własnej osi i znów przyciągnął do siebie. Ich taniec nie był widowiskowy, ale miał w sobie coś takiego, że inni zatrzymywali się by popatrzeć. Patrzyli sobie prosto w oczy, nie ukrywając myśli i spojrzeń, byli ze sobą całkowicie szczerzy. To było coś innego niż zwykły taniec kochanków, tu nie było ani namiętności, ani pożądania, tylko zwykłe ciepło, miłość, czuła i bezpieczna. WIECZNA. Coś nie do złamania, pełne nadziei i bólu, smutku i radości, łez i śmiechu, żartów i milczenia. Coś nie do zdefiniowania. Nie byli parą, nie w romantycznym sensie. Byli chłopakiem i dziewczyną, młodym mężczyzną i młodą kobietą, którzy szukali zrozumienia i bezpieczeństwa, akceptacji. I znaleźli to wszystko, w najmniej spodziewanej osobie. Tutaj słowa nie były potrzebne, była tylko muzyka i to pocieszające ciepło płynące z dwóch, wydawałoby się, zupełnie różnych serc. Bo nie każdy Gryfon jest wybuchowy i nie każdy Ślizgon nie umie kochać...

_________________________________________________________________

I tym oto słodkim do bólu i może lekko sentymentalnym akcentem kończymy rozdział 9. Nie wiem co mi strzeliło do głowy, żeby pisać takie wywody ale jak to ujęła Zuz, każdy czasem musi być słodki :) Ja  miałam mały wypadek, który lekko przeszkodził mi w pisaniu ( a raczej przeszkodzili mi lekarze, którzy uznali, ze ze złamanymi żebrami nie można pisać na laptopie i byłam udupiona). Teraz na dodatek zaczynam uniwerek, więc zgaduję, że czasu będzie mniej, ale obiecuję coś dodawać :) Chociaż myślę, że nie zapomnę o takich wspaniałych czytelnikach, zwłaszcza, że pisanie to ucieczka od rzeczywistości. Znów się rozpisałam... Chyba tęskniłam :P Dobra, już nie zanudzam.
Kocham
Kath<3

niedziela, 22 września 2013

Ze spraw ważnych

Przeczytanie tego zajmie Ci najwyżej 10 minut, więc poświęć proszę chwilę ze swojego cennego czasu i zatrzymaj się przy tym apelu.

Zapewne wszyscy już zauważyliście, że nie trzymam się kanonu, moje postaci są zupełne inne, tak samo jak wiele wydarzeń w książce. Jeśli nadal to czytacie, oznacza to, że ten fakt nie przeszkadza Wam za bardzo i bardzo się z tego cieszę, aczkolwiek postanowiłam uprzedzić o paru rzeczach. Teraz kanon nie jest jakoś szczególnie zdeformowany, nie widać tego tak bardzo, ale gdy przejdziemy dalej, zacznę tworzyć coś zupełnie nowego. Obrócę wszystko o 180 stopni, wybebeszę i powieszę do góry nogami. Nie chcę wyjaśniać tego za każdym razem gdy takie odbieganie od kanonu się pojawi, tak samo jak nie chcę komentarzy typu : "A w książce on był kimśtam, a tu jest inaczej" , albo " Przecież ona miała na nazwisko jakośtam, a nie tak jak jest u ciebie!". Po prostu chcę uniknąć wyjaśniania to każdemu z osobna, bo nie mam tyle cierpliwości. Nikogo tu siłą nie trzymam, zawsze możecie wyjść i nie wracać, jeśli historia się Wam nie spodoba, Nie zrozumcie mnie źle, jesteście dla mnie całą siłą napędową, bo choćbym miała jednego czytelnika, będę pisała tylko dla niego. To nie tak, że nie chce krytyki, ja wręcz jej oczekuję, ale najprawdopodobniej kanon będzie zniszczony specjalnie.

Dodam jeszcze, że przepraszam za kolejną długą przerwę, ale miałam wypadek samochodowy i nie za bardzo miałam jak pisać rozdział :) Teraz biorę się do roboty, zaczynam od miniaturki, na którą mam już pomysł i tutaj też pojawia się temat odrzucanego przeze mnie kanonu : Hermiona od początku ma na nazwisko inaczej i jest innego pochodzenia niż w książce. 

To chyba tyle, dziękuję za uwagę :)

Kocham Was
Kathless<3