poniedziałek, 25 listopada 2013

Rozdział X

Obudziła się czując potworny ból głowy i suszenie w gardle. Ostatnim co pamiętała były zawody w piciu wódki z Blaisem, Harrym i jakimś kolegą, które nawiasem mówiąc wygrała, a potem była ciemność. Leżała na czymś miękkim, a tuż obok niej coś oddychało. Z trudem otworzyła oczy i jęknęła gdy ostre światło uderzyło jej w oczy. Głowę przeszyła szpila bólu ale dziewczyna dzielnie zignorowała go i już po chwili rozejrzała się po pomieszczeniu. Leżała na łóżku, w swoim dormitorium, które ledwo poznała. Pościel ktoś zawiesił w oknach, firanki ciągnęły się do łazienki, dywan leżał zrolowany, a z tego 'naleśnika' wystawały czyjeś nogi. Wszędzie walały się pusta butelki po różnorakim alkoholu, na ścianie ktoś namalował jakieś bohomazy i Hermiona chwilę spędziła podziwiając geniusz nieznanego artysty, nim zainteresowała się czym granatowym, co leżało obok niej na łóżku i z pewnością nie było sukienką.
- Ooo, wykluł się. - zauważyła przytomnie, wpatrując się w niedużego, granatowego smoka.
Jej otępiały kacem umysł nie reagował normalnie, więc zamiast zacząć panikować, dziewczyna niezgrabnie zlazła z łóżka i złapała równowagę. Na szczęście była boso, więc nie zrobiła sobie krzywdy. Włożyła dłoń we włosy i wyciągnęła ją ze zdziwieniem, trzymając niezwykle rzadki okaz lilii tygrysiej. Wzruszyła ramionami, wsadziła kwiat na miejsce i ruszyła przez pokój, chcąc dotrzeć do łazienki. Tam zignorowała chrapiącego w wannie chłopaka i podeszła do lustra. Jej makijaż zupełnie się rozmazał i mogła z powodzeniem udawać zombie, włosy upięte były jakąś wstążką i przyozdobione pięknym kwiatkiem, a oczy miała przekrwione. Odkręciła wodę i ochlapała nią twarz i kark, czując się nieco bardziej przytomna. Makijaż zupełnie spłynął, zostawiając na policzkach ciemne smugi, ale Hermionę mało to w tej chwili obchodziło. Mechanicznie nalała wody do stojącego na umywalce kubka i podeszła do wanny. Obojętnie przekręciła naczynie nad głową zielonookiego chłopaka, który chwilę później poderwał się z piskiem i natychmiast złapał za głowę.
- Cokolwiek Zabini miał w barku, było w chuj mocne. - wręcz wyszeptał Wybraniec i nieprzytomnie rozejrzał się po pomieszczeniu.
- Miona? - spytał niepewnie, skupiając na niej wzrok. - Co się stało ostatniej nocy i gdzie są moje okulary? - dodał niemal niewinnie, przypominają dziewczynie zagubione dziecko.
- Liczyłam, że ty mi powiesz. - odpowiedziała zrezygnowana i wyszła z łazienki.
Omiotła wzrokiem zdemolowane pomieszczenie i po chwili z triumfalną miną chwyciła wystającą z książki różdżkę. Zaklęciem przywołała do siebie eliksir na kaca i wypiła całą buteleczkę duszkiem, czując jak wracają jej siły. Kolejnym zaklęciem odwinęła tajemniczego osobnika z dywanu i uśmiechnęła się, widząc Blaise'a Zabiniego z fioletowymi włosami. Jego również obudził strumień wody, ale w przeciwieństwie do Gryfona nie poderwał się w krzykiem, tylko leniwie przeciągnął.
- Dawno się tak nie bawiłem. - powiedział z niejakim podziwem i otworzył oczy.
- To znaczy, że coś pamiętasz? - spytała z nadzieją dziewczyna, przywołując kolejną buteleczkę.
- Nie i to jest najlepsze. - opowiedział po prostu, a Hermionie opadły ręce.
Podała chłopakowi fiolkę ze zbawiennym eliksirem i podeszła do łóżka, na którym nadal spał smok. Przekrzywiła lekko głowę i po chwili przykryła go leżącą na ziemi firanką. Zaraz po tym z łazienki, prawie wyczołgał się Harry, który spojrzał na nią błagalnie, bez słowa. Gryfonka przewróciła oczami, ale podała mu eliksir i już po chwili siedzieli na porwanej kanapie, próbując przypomnieć sobie minioną noc. Po kilku minutach bezowocnego myślenia, doszli do wniosku, że to nie ma sensu i cokolwiek się stało, było niesamowite. Ze zgodnym milczeniem uznali, że Harry i Blaise zeszli z wojennej ścieżki i udali się na śniadanie, jak stali. Stanowili śmieszny, ale nie odosobniony widok : zupełnie rozmazana i zmęczona dziewczyna idąca boso, po jej jednej stronie wysoki Ślizgon z fioletowymi włosami, bez marynarki i w rozpiętej koszuli, a po drugiej rozczochrany Wybraniec, bez okularów, w samych spodniach i butach, umazany po łokcie w farbie. Narobili wiele szumu, siadając przy pierwszym lepszym stole i jak gdyby nigdy nic, zbierając się za jedzenie, zwłaszcza, że pociąg odjeżdżał za niecałą godzinę, a oni nigdzie się nie spieszyli. Spokojnie się pożegnali i wyszli z Wielkiej Sali, podążając w sobie tylko znanym kierunku. Hermiona szła szybkim krokiem do swojego zdemolowanego dormitorium, zastanawiając się co się stało z jej współlokatorem. To nie tak, że się martwiła, była tylko zaciekawiona, bo na balu widziała go tylko przelotem, a w pokoju go nie było. Jednak gdy tylko weszła do sypialni porzuciła temat Ślizgona i chwyciła różdżkę. Paroma sprytnymi zaklęciami przywróciła dormitorium do dawnego stanu, sprowadzając wszystkie nowe przedmioty na środek. Większość z nich odesłała w niebyt, a na podłodze zostawiła jedynie spory kawałek zielonego sukna. Z zaciekawieniem podniosła materiał i dopiero po chwili zorientowała się, że był to fragment sztandaru Domu Węża, który wisiał w Wielkiej Sali. Zagadką było co robił w jej pokoju, ale nie zaprzątała tym głowy, tylko położyła go na kanapie w formie kapy i z zadowoleniem skierowała się do szafy. Smok nadal spał na łóżku, tym razem przykryty kocem, więc nie zwróciła na niego zbytniej uwagi i chwyciła parę ciuchów, by niknąć z nimi w łazience. Tam, z małą pomocą magii wyplątała się z sukni i z ulgą zanurzyła w gorącej, pachnącej wodzie. Zamknęła oczy, a wtedy w jej umyśle pojawiło się lekko niewyraźne wspomnienie.

"Stała w Wielkiej Sali, obok Blaise'a i oboje zastanawiali się co zrobić z niewygodną sytuacją. Nad nimi wesoło dyndała się jemioła, a żadne z nich nie miało najmniejszej ochoty na pocałunek. To byłoby niewłaściwe i wręcz obrzydliwe, bo byli prawie jak rodzeństwo. Na jej szczęście przyplątał się do nich narąbany jak autobus Malfoy, więc dziewczyna z cierpiętniczą miną chwyciła go za krawat.
- Nie mogę uwierzyć, że to robię. - wymamrotała do siebie i przycisnęła usta do jego warg.
Smakował mocnym alkoholem i czymś słodkim, jak karmel, czy czekolada, ale oderwała się od niego jak tylko gałązka zniknęła. Przymknęła oczy, chcąc się uspokoić i puściła lekko oszołomionego chłopaka.
- I tak nie będzie nic pamiętał. - powiedział pocieszająco Blaise i podał jej pełną szklankę.
Warknęła tylko i na raz wypiła połowę kolorowego drinka. Świat powoli zaczął wirować."

"Śmiejąc się wisiała na magicznej linie i z zapałem odcinała sporą część sztandaru Domu Węża, a chłopcy stali pod nią i jej kibicowali, lekko pijanym głosem. W końcu, z triumfalną miną zamachała odciętym materiałem i z piskiem poleciała w dół, gdy lina zniknęła. Na szczęście, nawet po pijaku jej kocia strona była czujna, więc z gracją wylądowała na lekko ugiętych nogach. Blaise i Harry zaczęli bić jej brawo, a po chwili wychodzili z Wielkiej Sali śmiejąc się głośno. Zielony materiał zarzuciła sobie na ramiona jak pelerynę, a buty trzymała w ręku, gdy schodzili po schodach do lochów, by wyciągnąć alkohol z barku Ślizgona. Spotykali wielu pijanych uczniów, a na tę krótką noc krew, dom i status społeczny nie miały znaczenia. Blaise wszedł do Pokoju Wspólnego Slytherinu, a Harry razem z nim ale ona poszła głębiej, szukając czegoś, choć nie miała pojęcia czego. Z irytacją rzuciła buty w kąt i zawiązała materiał pod szyją. Włosy opadały jej na twarz, więc zaczęła szukać czegoś, czym mogła je związać i po kilku minutach trafiła na otwarte drzwi. Nie zastanawiając się długo weszła do mrocznego pomieszczenia i prawie od razu uderzył ją znany zapach. Niestety, przez procenty we krwi nie mogła dopasować osoby do zapachu, więc beztrosko podeszła do wiszącej na fotelu szaty. Jej pomalowane paznokcie zmieniły się w ostre szpony, które bez problemu przecięły czarny materiał. Wycięła sobie długi, wąski pasek i związała nim włosy, rozglądając się tym samym po pomieszczeniu. Na masywnej ławie leżał piękny, prążkowany kwiat i rozpoczęta butelka ciemnego alkoholu. Hermiona wplotła kwiat we włosy, łyknęła z butelki i wyszła, biorąc ją ze sobą."


- O Merlinie...  - jęknęła z rozpaczą, gdy uświadomiła sobie czym była wstążka na jej włosach. - Obrabowałam Snape'a.
Szybko jednak otrząsnęła się z ponurych rozmyślań i zanurzyła wraz z głową w ciepłej wodzie. Musiała zmyć z siebie całą noc picia i balowania, by móc w normalnym stanie pożegnać przyjaciół. Gdy tylko przypomniała sobie o pociągu wyskoczyła z wody i zaczęła w ekspresowym tempie wciągać na siebie ubrania. Założyła ciemne jeansy, szary sweter i zwykłe kozaczki, a na to narzuciła płaszcz, w biegu szepcząc zaklęcie na wysychanie włosów, których nawet nie spięła. Wypadła na dwór w ostatnim momencie i z rozpędu rzuciła się Blaisowi na szyję. Po ostatniej nocy nikogo  już to nie dziwiło, z czego Hermiona była bardzo zadowolona.
- Przypomniałeś coś sobie? - spytała mu do ucha, gdy już odstawił ja na ziemię.
- Tak. I chyba wolałem nic nie pamiętać. - odpowiedział ze zbolałą miną, a dziewczyna wybuchła śmiechem.
- No nic, mam nadzieję, że napiszesz. - powiedziała z lekkim smutkiem i jeszcze raz go uścisnęła.
Ślizgon po prostu ja przytulił, a chwilę później odwrócił się i odszedł. Hermiona w tym czasie zaczęła szukać Wybrańca i po chwili podeszła do niego niepewnie. Nadal nie wiedziała co wydarzyło się na balu i miała do niego żal, że zachował się tak chamsko w stosunku do Ginny. Jednak bawiła się tej nocy świetnie i jakoś nie przeszkadzało jej towarzystwo, więc teraz nie wiedziała jak się zachować. Na szczęście chłopak podjął decyzję za nią i już po chwili tonęła w znajomym uścisku.
- Przepraszam. Za wszystko. - wymruczał jej do ucha i spojrzała na nią tymi swoimi zielonymi oczami.
Były inne niż te Blaise'a. Oczy Ślizgona przypominały kamienie szlachetne, zieleń ciemną i głęboką, a oczy  Harry'ego miały kolor świeżej trawy i lśniły jasnym światłem. Uśmiechnęła się delikatnie i ścisnęła jego rękę, a potem długo mu machała, gdy odchodził wraz z Ronem. Nie mogła nigdzie znaleźć Ginny, więc ze smutkiem odwróciła się w stronę zamku, gdy nagle wyczuła czyjąś obecność. Instynktownie ustawiła się w pozycji ochronnej i dosłownie w ostatnim momencie złapała rzucającą się na nią Ginny. Nie mogąc zapanować nad odruchem, przerzuciła ja przez ramię i mocno docisnęła do ziemi, nim zdała sobie sprawę co robi.
- No nieźle Miona, ja tu zostaję w Hogwarcie żebyś nie czuła się samotna, a ty mnie o ziemię rzucasz? - spytała z udawaną pretensją rudowłosa, podnosząc się z puchu.
- Cholera, wybacz Ginny, to był odruch. - wyjaśniła skruszona dziewczyna, nim dotarł do niej sens jej słów. - Jak to zostajesz w zamku?!
- Normalnie. Jestem dużą dziewczynką i uznałam, że nie zostawię cię samej na święta. - wyjaśniła Gryfonka, otrzepując się ze śniegu.
- Dziękuję.- powiedziała po prostu Hermiona i objęła przyjaciółkę ramieniem. - Teraz idziemy do mnie do dormitorium i urządzimy sobie damskie pogaduszki.
Po chwili stały już w ciepłym dormitorium, a Ginny z szokiem wpatrywała się w łóżko.
- Hermiona? Co to jest? I co się stało na wyjeździe? Co przed nami ukrywasz? - wyrzuciła z siebie na jednym wydechu i spojrzała na przyjaciółkę z pretensją.
- Czeka nas dłuższa rozmowa. - wymamrotała dziewczyna i wyczarowała dwie gorące czekolady.


                                                                             *

Milczały. Ginny przetwarzała wszystko czego się dowiedziała, a Hermiona po prostu czekała na reakcję przyjaciółki. To było bardzo dużo dziwnych informacji, więc rozumiała, że mogą się od siebie oddalić, była na to przygotowana.
- Jeszcze bardziej żałuję, że mnie tam nie było. - powiedziała w końcu rudowłosa Gryfonka, a Miona wytrzeszczyła na nią oczy. -  Nie patrz tak na mnie. Jesteś moją przyjaciółką i kocham cię nawet, gdyby okazało się, że wolisz kobiety. - wyjaśniła z rozbrajającą szczerością, a starsza dziewczyna rzuciła się jej na szyję.
- Kocham cię. - mruknęła po prostu i uśmiechnęła się do niej radośnie.- A teraz zaczniemy się bawić. - dodała ze złośliwym uśmieszkiem i pociągnęła dziewczynę w stronę wyjścia.

                                                                                *

Siedziały w Wielkiej Sali, pod ogromną choinką i rozpakowywały prezenty. Niebo przybrało barwę ciemnego granatu, a gwiazdy migotały radośnie. Takich świąt zawsze brakowało Hermionie, która każde Boże Narodzenie świętowała w domu, wraz ze swoją 'kochającą rodziną'. W praktyce, jej rodzice byli gdzieś w Ameryce, na wielkiej gali, a ona siedziała w pustej willi i czytała książki. Tym razem jednak, czuła się szczęśliwa. Wielką Salę wypełniał zapach cynamonu, imbiru, czekolady, jabłek i pomarańczy, wszyscy z zapałem przeglądali prezenty, a kolorowe światełka migotały pod sufitem i na choince. Z transu wyrwał ją dopiero pisk Ginny, która z blaskiem w oczach wpatrywała się w piękną, złotą bransoletkę wysadzaną szmaragdami. Gdy spojrzała na wewnętrzną stronę biżuterii zobaczyła wygrawerowany delikatny napis : Tu es belle. Widząc to Hermiona uśmiechnęła się delikatnie i spytała z ciekawością : 
- Od kogo to?
- Od Billa i Fleur ale nie wiem co to znaczy... - odpowiedziała niepewnie, wciąż wpatrzona w bransoletkę.
- Jesteś piękna. - wyjaśniła starsza ale rudowłosa spojrzała na nią bez zrozumienia. - To oznacza  Jesteś piękna. - powtórzyła z uśmiechem.
Ginny zarumieniła się delikatnie i od razu zapięła błyskotkę na nadgarstku.
- Teraz ty coś rozpakowujesz. - rozkazała pewnym głosem dziewczyna i ponagliła przyjaciółkę gestem.
Złotooka prychnęła pod nosem ale sięgnęła po pierwszy pakunek. Był on wielkości sporej książki ale grubszy niż normalna, więc z ciekawością rozerwała papier. Pierwszym prezentem był prosty, czarny album oprawiony w skórę, bez żadnych napisów. Gdy otworzyła na pierwszej stronie zaparło jej dech w piersi. Patrzyła na samą siebie, leżącą na ziemi wśród książek z rozwianymi włosami i dość oszołomioną miną. Na samym dole znajdował się dopisek : 

" Tak się to wszystko zaczęło..."

Ginny spojrzała na niego bez zrozumienia ale Hermiona roześmiała się głośno i czule pogłaskała szkic. Już wiedziała od kogo była ta paczka. Mimo tego zaczęła przeglądać rysunki, z zafascynowaniem wpatrując się w swoją przemianę.

Strona trzecia...
Ona z łukiem w ręku, tak bardzo naturalna, rozluźniona, i strzała wbita w niewielki sęk na drzewie po drugiej stronie polany.

Strona piąta.
Zupełnie pokiereszowana rozgląda się po wielkich pomieszczeniach tajemniczego domu.

Strona dziesiąta.
Ona w pomiętej i zakrwawionej koszuli, brudnymi rękami i błyskiem w oczach wchodzi do domu w świetle nowo wstającego dnia.

Strona piętnasta.
W skupieniu miesza skomplikowany eliksir, jej długie kręcone włosy wyślizgują się z koka, a para wiruje w powietrzu...

Wzruszona zamknęła album i ostrożnie odłożyła go na ziemię, po czym sięgnęła po drugą księgę. Była to księga zaklęć z gatunku iluzji i mącenia w umyśle więc tylko prychnęła i sięgnęła po kolejną paczkę. Była podłużna ale niebyt długa więc nie była pewna co się tam znajduje. Była to Ognista Whisky, a obok niej wyślizgnęła się niewielka koperta. Z pewnymi podejrzeniami wyciągnęła list i natychmiast parsknęła śmiechem.

" Udław się tym Granger. Wesołych świąt.
                                                      D.M."

- Nie spodziewałam się tego. - mruknęła rozbawiona Ginny, rozpakowując kolejne prezenty.
Dostała jeszcze sweter od pani Weasley, paczkę słodyczy i horror od Harrego, śliczną bluzkę od przyjaciółki i gitarę od rodziców. Była zaskoczona, że w ogóle pamiętali na  czym gra i postanowili kupić jej nową. Za to Ruda patrzyła na nią z zaciekawieniem i pretensją w oczach.
- Nie mówiłaś, że grasz. 
- Nie pytałaś. - mruknęła obojętnie dziewczyna i szturchnęła przyjaciółkę w bok.
W świetnych humorach zebrały wszystkie rzeczy, odsyłając je do dormitoriów i ruszyły w stronę błoni. Tam zaczęły rzucać się śnieżkami, krzyczeć i wpadać w zaspy, a otrząsnęły się dopiero gdy stało się całkiem ciemno.
- No moja droga, wydaje mi się, że powinnyśmy już wracać. - powiedziała zdyszana Hermiona, wtrząsając śnieg z włosów.
Zgodnie wróciły do dormitorium i dopiero wtedy złotooka przypomniała sobie o smoku, który leżał na dywanie przed kominkiem i spał. Wbrew pozorom Ginny zareagowała na niego dość spokojnie, a jej krzyk wcale nie był bardzo głośny...

                                                                     *

Nim się obejrzały, był już 31 grudnia, kiedy Hermiona chciała zrobić przyjaciółce niespodziankę. Gdy tylko wstały rzuciła się do szafy i zaczęła przeglądać stroje. W końcu zadowolona wyciągnęła dwie pasujące sukienki i rozłożyła je na kanapie.
- Możesz mi powiedzieć po co nam te kiecki? - spytała podejrzliwie Ginny, a złotooka uśmiechnęła się przebiegle.
-Idziemy na imprezę. - oświadczyła spokojnie i z radością przyglądała się wyrazowi twarzy swojej przyjaciółki.
- Gdzie... Jak... - wykrztusiła dziewczyna, po czym rzuciła się jej na szyję. -  Merlinie Miona, nie poznaję cię! Łamiesz regulamin po raz kolejny i jeszcze się z tego cieszysz!
- Ludzie się zmieniają. - powiedziała  tajemniczo. - Dobra moja droga, musimy być na miejscu około 14 więc musimy wziąć się do roboty. - zarządziła energicznie i już po chwili obie szykowały się do tajemniczej imprezy.
W końcu, tuż po 13 stanęły przed kanapą i chwyciły za sukienki. Ta dla Ginny była fioletowa, obcisła i marszczona, z paroma diamentami nad prawą piersią i jakby nakładką na przylegający do ciała materiał.


Ta Hermiony była cała złota : góra składała się z samych cekinów, a od talii zaczynały się warstwy tiulu, wyszywane paroma cekinami. Spódnica delikatnie się rozszerzała, a złoto stroju idealnie pasowało do oczy dziewczyny.


Szybko dobrały buty, torebki i były gotowe do wyjścia. Hermiona wrzuciła jeszcze do torby klucze od domu i gotówkę, a także Ogniską Whisky z barku Malfoy'a po czym ruszyły w stronę Zakazanego Lasu, przykryte zaklęciem ogrzewającym. Stamtąd teleportowały się do mugolskiego Londynu.

                                                                              *

Wszystko pokryte było białym puchem, a nieliczni ludzie spieszyli się do swoich rodzin, więc niezauważonae wyszły ze ślepej uliczki, podążając w stronę domu Hermiony. Gdy już tam dotarły, Ginny zaniemówiła. Nie miała pojęcia jak mieszka jej przyjaciółka, ale na pewno nie spodziewała się tego. Stały przed dużą, kremową willą, utrzymaną w renesansowym stylu, z pięknym, zadbanym ogrodem i wielkim podwórkiem.
- Nie patrz się tak. - mruknęła Miona gdy szły długim podjazdem i mijały piękne rzeźby lodowe. - To tylko na pokaz... - wyszeptała pod nosem i przyspieszyła.
Już po chwili stały w przestronnym, eleganckim holu z marmurową posadzką i rzeźbionymi poręczami. Hermionaa poprowadziła przyjaciółkę po schodach na górę, do swojego pokoju. Był on utrzymany w kontrastujących kolorach : białym i czarnym. Pod oknem stało ogromne łóżko z delikatnym, białym baldachimem, na czarnej podłodze leżał puchaty dywan, a jedną ścianę zajmowały lustra. Pod  innymi ścianami stały regały z magicznymi książkami, artefaktami i przedmiotami, a przy biurku leżała miotła, na którą Ginny patrzyła wręcz z szokiem.
- Kiedyś ci opowiem. - mruknęła pod nosem dziewczyna i podeszła  do wgłębienia w ścianie, przykrytego czarnym materiałem.
Pod nim siedział nieduży sokół wędrowny o czarnych, przenikliwych oczach. Hermiona delikatnie chwyciła go na ręce, a ten szybko usiadł na jej ramieniu.
- To jest Slade. Zaniesie wiadomości do mojego znajomego i przyniesie odpowiedź, bo nie wiem gdzie przenieśli siedzibę. - wyjaśniła skrobiąc coś na kartce.
- Do Altair'a. - wyszeptała do ptaka, który natychmiast poderwał się do lotu i zniknął z oknem.
- Kim jest Altair? - spytała Ginny, raczej z nudów niż faktycznej ciekawości.
- Mój znajomy. Jest czystokrwisty, ale jego rodzice robią interesy z moimi i w sumie znamy się całe życie. Chodzi do szkoły do Francji, więc widujemy się tylko w wakacje i Nowy Rok. - odpowiedziała rzucając się na łóżko.
Slade przyleciał parę minut później, z listem, za co dostał ciastko, Hermiona szybko przeczytała wiadomość.
- Czyli tradycyjnie... - zanuciła i chwyciła przyjaciółkę za rękę. - Idziemy, bo zaraz się spóźnimy...
Po kilku minutach stały pod podobną willą, ale dobiegała z niej głośna muzyka i śmiechy ludzi. Brama była otwarta, więc Miona bez krępacji podeszła do drzwi i szybko je otworzyła. Jej wrażliwe uszy uderzyła głośna fala dźwięków ale szybko się przyzwyczaiła i pociągnęła Ginny w stronę kanapy. Tam przedstawiła wszystkich sobie. Zabawa rozkręcała się bardzo szybko, Ruda bez problemu odnalazła się w nowym towarzystwie, aż nagle Arktur zaproponował grę w Never I Have Ever. Już lekko wstawione towarzystwo z aprobatą przyjęło pomysł i chwilę później wszyscy siedzieli w kółku na podłodze z kilkoma butelkami alkoholu i kieliszkami obok. Jako, że nie wszyscy znali zasady Hermiona wzięła się za wyjaśnianie.
- Jedna osoba wyznaje czego nigdy nie robiła, na przykład " Nigdy nie biegałam nago po ulicy" i każdy kto kiedykolwiek coś takiego zrobił, wypija kieliszek alkoholu. Chodzi o to żeby być szczerym, bo wtedy serio się bawimy.
Ginny roześmiała się radośnie i zaczęła się gra.
- Nigdy nie biegałam pijana po Londynie.
Hermiona, Altair, Akrtur i jeszcze parę osób wypiło kieliszek.
- Nigdy nie ukradłam samochodu. - mruknęła niska blondynka, patrząc znacząco na Mionę i Altair'a, którzu tylko jęknęli i wypili.
Ginny spojrzała na Hermionę z lekki zdziwieniem i uśmiechnęła się przebiegle.
- Nigdy nie całowałam się z dziewczyną. - powiedziała lekko nieśmiało, a wszyscy chłopcy poza przyjacielem Miony, sama Hermiona i blondynka wypili.
 W końcu przyszła kolej złotookiej, która przez chwilę się zastanawiała.
- Nigdy się z nikim nie kochałam. -  wyznała w końcu, a tu i ówdzie rozległy się gwizdy, nim znaczna część grających wypiła swoją porcję.
Po następnej godzinie większość była już dość mocno wstawiona, znała się prawie na wylot i miała bardzo dobre humory.
- Dobra moi drodzy, teraz gramy w Truth or Dare! - krzyknęła pewnie Ginny, za co została nagrodzona pomrukami i krzykami aprobaty.
Kieliszki wylądowały na podłodze, a grający chwycili pustą butelkę.
- Ten kto zaproponował kręci. - oznajmił Andy przekazując naczynie rudowłosej, która z zapałem zakręciła.
Następna godzina mijała na śmiechach, głupich wyzwaniach typu "Biegaj półnagi po ulicy śpiewając We are the Champions" lub wyznaniach typu " W jakiej pozycji straciłaś dziewictwo". W końcu butelka zatrzymała się na Hermionie, która odważnie wybrała wyzwanie. Altair uśmiechnął się przebiegle i spojrzał na Ginny.
- Jako, że nasza mała koleżanka nie całowała się jeszcze z dziewczyną... Wyzywam się być ją pocałowała!   - powiedział triumfalnie, a Hermiona tylko wzruszyła ramionami i wstała.
Dzieki alkoholowi Ginny nie była spięta więc gdy przyjaciółka pociągnęła ją w górę bez sprzeciwu dała się podnieść. Spojrzała w te błyszczące złote oczy, poczuła jej ręce na swojej talii, a już po chwili jej usta znalazły się na wargach Wesley'ówny. Miona smakowała mocnym, dobrym alkoholem, czekoladą i truskawkami, a jej usta były miękkie i delikatne. Odrzucając myśl, że to jej przyjaciółka, oddała pocałunek. Wkoło rozlegały się gwizdy i  krzyki, ale one przerwały dopiero gdy zabrakło im powietrza.
- Wow. - mruknęła lekko oszołomiona Ginny. - Już wiem co traciłam. - oznajmiła i oblizała wargi.
Wszyscy, łącznie z nią samą wybuchli śmiechem i gra toczyła się dalej, aż do 23:30, kiedy wszyscy poderwali się z miejsc i ruszyli na podwórko. Tam, bardziej trzeźwi ludzie ustawiali fajerwerki i wtedy zaczęło się odliczanie.

5...

4...

3...

2...

1!

W niebo wystrzeliły oszałamiające, różnokolorowe sztuczne ognie, tworzące niesamowite kształty i rozświetlające niebo. Przyjaciółki stuknęły się wysokimi kieliszkami i szybko wypiły musującego szampana. Potem zabawa rozpoczęła się na nowo i trwała aż do 5 rano, kiedy słońce stało pewnie na niebie. Wtedy Gryfonki pożegnały się z towarzystwem i aportowały do Hogwartu. Gdy wracały przez Błonia, Ginny wyciągnęła różdżkę i sama wystrzeliła w niebo fajerwerki, śmiejąc się niekontrolowanie.
- NAJLEPSZE ŚWIĘTA W ŻYCIU!!! - wykrzyczała w przestrzeń i rzuciła Hermionie na szyję....

_________________________________________________________________

Tym rozdziałem zaczynamy akcję właściwą. Kanon pójdzie się kochać, tak zupełnie poważnie i proszę o tym pamiętać. Musicie mi wybaczyć tą scenę z pocałunkiem itp. ale po prostu nie mogłam się powstrzymać. :) Mam jakiś taki nastrój ;) Mam nadzieję, że się podobało, a nazwy gier podałam specjalnie w języku angielskim. Bardziej mi pasują :) Jednak tą pierwszą - Never I Have Ever można przetłumaczyć, bardzo niezależnie, jakoś Nigdy Przenigdy, a ta druga to po prostu Prawda Czy Wyzwanie :) Proszę wyrażać swoje opinie, może następny rozdział będzie szybciej :)
Całuję
Kath<3

niedziela, 24 listopada 2013

Między nami nic nie było

UWAGA!!! 
Miniaturka jest o tematyce homoseksualnej. Nie chcesz, nie czytaj. 

  Stał na wzgórzu, tuż za Hogwartem i wpatrywał się w ciemny zarys zamku. Był środek nocy, gwiazdy świeciły wysoko, a księżyc leniwie przesuwał się między chmurami. Wiatr szarpał jego czarne włosy, a zielone oczy zasnuwał smutek i determinacja. Odchodził. Myślał nad tym od dłuższego czasu, ale tym razem padło zbyt wiele nieprzemyślanych słów, które na dobre zadomowiły się w jego sercu. 'Nie potrafisz kochać, potworze! Czy ty w ogóle masz serce?!' Tamte dwa zdania zabolały go mocniej niż mógł przypuszczać. Może dlatego, ze powiedziała to jedyna osoba, którą kochał? Tego nie wiedział, wiedział za to, że lepiej będzie im bez niego. A On? Przecież tak naprawdę nic nich nie łączyło. Parę nocy, przelotne pocałunki. Nic do niego nie czuł, a zasługiwał na szczęście. Był przystojny, szarmancki, może zbyt gwałtowny ale kobiety to lubiły. Bez problemu znajdzie wielką miłość i zapomni o nim. Przecież nie był nadzwyczajny : oschły, zimny, obojętny, złośliwy, przebiegły, odległy... Nie lubił tłumów i uwagi, wolał stać w cieniu, podczas gdy jego kochanek pławił się w blasku swej chwały. Tak było dobrze. Ale kłócili się i to często. Godzili się w łóżku i te kłótnie nic nie zmieniały. Aż do tamtej nocy. Tamtej nocy coś się w nim złamało, serce uznało, że już dosyć i pod wpływem chwili spakował się i odszedł. Wiedział, że gdy się odwróci, już nigdy nie zawita do Hogwartu. Dlatego teraz stał i patrzył, chcąc zapamiętać jak najwięcej. Wspominał. Ich słowne przepychanki, namiętne pocałunki, noce przepełnione pożądaniem, które rozświetlało oczy. Nie chciał by tak się to kończyło, ale najwyraźniej los tak chciał. Jakie to ironiczne, że akurat on miał takie myśli, że to jego zabolała tamta kłótnia. Przecież podobno nie umiał czuć, był kamieniem zaklętym w ciele człowieka... Zaśmiał się ironicznie do własnych myśli i na chwilę zapatrzył w taflę wody. Jego kochanek zawsze mówił, że przypomina mu wodę, choć on nie mógł zrozumieć dlaczego. Mimo wszystko pokochał wodę, bo kojarzyła się mu z jego słowami, które cały czas obijały się o jego umysł. W końcu opuścił ramiona i gwałtownie się odwrócił. Zaczynał życie na nowo. Bez Hogwartu, bez Niego, bez tych wszystkich wspomnień. Był znany w świecie czarodziejskim, ale również przebiegły więc ukrycie się nie stanowiło dla zielonookiego żadnego problemu. Zamknął oczy i teleportował się z trzaskiem, choć coś rozrywało go od środka. Tamtej nocy Hogwart i okoliczne drzewa po raz ostatni widziały Salazara Slytherina, a Godryk Gryffindor jeszcze długo wypominał sobie tamte słowa


Między nami nic nie było!

Żadnych zwierzeń, wyznań żadnych,

Nic nas z sobą nie łączyło

Prócz wiosennych marzeń zdradnych;



Prócz tych woni, barw i blasków

Unoszących się w przestrzeni,

Prócz szumiących śpiewem lasków

I tej świeżej łąk zieleni;



Prócz tych kaskad i potoków

Zraszających każdy parów,

Prócz girlandy tęcz, obłoków,

Prócz natury słodkich czarów;



Prócz tych wspólnych, jasnych zdrojów,

Z których serce zachwyt piło,

Prócz pierwiosnków i powojów

Między nami nic nie było!

piątek, 8 listopada 2013

To co widzę zapiera mi dech...

Miniaturka z dedykacją dla Ani, czyli LaFinDeLaVie, która zawsze komentuje i naprawdę zasługuje na wielkie podziękowania :) Jesteś takim moim małym motorkiem napędowym :*
  
Valentina siedziała na krześle, przed wielką sztalugą i w skupieniu mieszała farby farby na płótnie. Potrzebowała nowej kolekcji na bożonarodzeniową wystawę, a pomysł przyszedł jak grom z jasnego nieba. Widziała przed sobą Ginny, jej roześmiane lazurowe oczy i ognistorude włosy skaczące na wietrze. Szybko zmieszała niebieski z granatowym i zielonym, dodała parę srebrnych plamek i zmiękczyła wzrok białym. Malowała pewnie, chcąc wydobyć na wierzch to, co uważała w rudowłosej dziewczynie za najważniejsze. Pociągnięcia pędzlem były długie i zamaszyste, linie delikatnie się zacierały, a kolory nachodziły na siebie, tworząc wrażenie rozpierającej energii. Ginny stała na błoniach, śmiała się i żartowała, we włosach miała parę kolorowych liści, ostatnich tej jesieni. Niebieski płaszcz był rozpięty i powiewał wesoło, a w jej oczach skakały iskierki energii. Malując chciała pokazać innym tą ciągłą energię, radość i pewność siebie, odrobinę rozmarzenia i bardzo dużo ukrytej wrażliwości. Chciała pokazać Ginny taką, jaką ją widziała, bez masek i zachcianek, bowiem taka była sztuka. Nie była precyzyjna, ani delikatna, ale zdecydowana i może trochę szalona, podczas przenoszenia jej najlepszej przyjaciółki na płótno. Taka dokładnie była Ruda, a pomysł, który jej podsunęła, opierał się na prawdzie. Chciała namalować osoby jej znane, tak jak je widziała, bez mydlenia oczu i udawania. Chciała pokazać im jak wiele dla niej znaczą, jak ważni są w jej życiu, a nie umiała zrobić tego słowami. Nigdy nie umiała, jej jedynym sposobem wyrażania siebie, była sztuka. Tylko podczas tworzenia mogła być sobą - Valentiną Scozarri, Włoszką, marzycielką, artystką, pewną siebie czarownicą, która nie umiała opisywać. Długie, czarne, kręcone włosy splotła w luźny warkocz, ale parę pasemek wyślizgnęło się ze splotu i przez przypadek umazała je farbą, ale nie zwracała na to uwagi. Działała intuicyjnie gdy dodawała ostatnie poprawki, a gdy skończyła, światło wpadające przez okno, było zupełnie czerwone. Zadowolona, ale i wykończona, narzuciła na obraz czarną płachtę i zaczęła uprzątać farby. Odgarnęła włosy z twarzy, zabezpieczyła płótno zaklęciem i wyszła na kolację. Gdy szła przez korytarze, uczniowie dziwnie się na nią patrzyli ale podejrzewała, że to przez kolorowe włosy i ubranie umazane farbą. Wzruszyła ramionami i weszła do Wielkiej Sali, siadając obok Ginny. 
- Cześć Tina. - rzuciła z wesołym uśmiechem dziewczyna, a starszej Gryfonce przypomniały się jej skaczące na wietrze włosy i zaplątane w nich liście, które uwieczniła na obrazie.
- Cześć Ginn. - odpowiedziała spokojnie Valentina i zabrała się za jedzenie.
- Moi drodzy, proszę o uwagę! - powiedział donośnie dyrektor i wszyscy umilkli. - Wraz z kadrą nauczycielską, postanowiłem urządzić w szkole mały konkurs. Będzie to konkurs artystyczny, który rozwinie waszą kreatywność i wrażliwość. Zostaniecie podzieleni na czwórki, międzydomowe czwórki, które zostały już przez nas wybrane, więc nie możecie nic zmienić. Przed wami pojawi się kartka z waszą grupą i dokładnymi informacjami... - zaczął opowiadać, ale czarnowłosa już go nie słuchała.
Konkurs artystyczny? Nareszcie coś dla niej! Pozostawała jeszcze kwestia partnerów, ale nie martwiła się tym za bardzo. Na kogokolwiek by nie trafiła, poradzi sobie, zawsze sobie radziła. Jednak chwilę później spojrzała na kartkę i zamarła.
- Wy sobie kurwa jaja robicie.

Hermiona Grager
Ginevra Weasley
Dracon Malfoy
Blaise Zabini

                                                     *

- To są jakieś pieprzona żarty, nie możemy z nimi pracować! - krzyczała Ginny, wchodząc do ich dormitorium i rzucając się na łóżko.
Valentina tylko westchnęła i zapatrzyła się na Zakazany Las. Też nie mogła uwierzyć z kim będą musiały pracować, ale wiedziała, ze nie mają wyjścia. Wtedy coś ją tknęło, tak jak zwykle gdy nachodziła ją inspiracja. Zerwała się i szybko wyciągnęła duży arkusz, węgiel i gumkę. Oparła się o ścianę i zaczęła szkicować Zakazany Las targany wieczornym wiatrem. Rozmazywała, podkreślała, ścierała, przekręcała, dodawała i wyodrębniała. Zaciekawiona Ginny usiadła obok niej i z zachwytem patrzyła jak powstaje arcydzieło, malowane węglem, na łóżku, bez żadnego przygotowania. Gdy kończyła,  było dobrze po północy, rudowłosa spała głęboko, a jedynym dźwiękiem przerywającym ciszę były ich oddechy. Ostrożnie odłożyła szkic, delikatnie ułożyła przyjaciółkę w pościeli i sama położyła się obok, przykrywając je kołdrą. Następnego dnia obudziła się jak zwykle pierwsza i bardzo powoli wyślizgnęła z łóżka. Chwyciła czyste ubrania, po czym zniknęła w łazience, a Ginny obudził szum wody. Valentina zmyła z siebie farbę i węgiel, ale włosy zostawiła w spokoju, wiedząc ile czasu zajmie jej ułożenie ich po myciu. Wyskoczyła spod prysznica, ubrała się w czarne rurki, za dużą koszulę umazaną farbą i czarny kardigan, rozczesała włosy, splotła je w luźnego warkocza i wyszła z pomieszczenia. Rudowłosa leniwie przeciągała się na łóżku ale obok niej leżały naszykowane ubrania, więc starsza dziewczyna tylko się przywitała i podeszła do biurka. Spakowała się na lekcję, wrzuciła jeszcze swój notatnik z rysunkami i parę ołówków, nim wyszła Ginny. Długie, proste włosy miała rozpuszczone, a w biegu zapinała morską koszulę i wkładała ją w karminowe spodnie. Rozbawiona czarnowłosa patrzyła jak w pośpiechu pakuje torbę i szuka różdżki. Sama włożyła jeszcze kozaki z kolorowymi sznurówkami i schowała magiczny patyk do tylnej kieszeni., po czym oparła się o framugę i czekała aż Gryfonka założy botki na obcasach. W końcu szły obok siebie w kierunku Wielkiej Sali wesoło rozmawiając i starając się omijać temat konkursu. Były już przed samymi drzwiami, gdy drogę zagrodziła im dwójka Ślizgonów. Valentina popatrzyła na nich obojętnie, lecz mimowolnie skupiła się na szmaragdowych oczach Blaise'a. Musiała przyznać, że nawet Harry nie ma takich oczu, przez co po jej kręgosłupie przebiegły znajome dreszcze.
- Tylko nie to... - jęknęła cicho, a przyjaciółka spojrzała na nią z niepokojem.
Artystka tylko machnęła ręką i skupiła się na odegnaniu krystalizującej się w jej umyśle wizji. Bardzo rzadko odpychała napływ went twórczej, ale wiedziała, że te oczy namaluje jedynie wraz z całym portretem, a nie znała tego człowieka i nie wiedziała jak miała go przedstawić. Mogła oczywiście go poznać i wtedy zacząć malować, ale wolała trzymać się z daleka od ciekawskich Ślizgonów, ponieważ oni mogli bez większych problemów znaleźć luki w jej historii Hermiony Granger. Tego nie chciała, więc unikała mieszkańców Domu Węża jak tylko się dało, z całkiem niezłym skutkiem. Teraz jednak została zmuszona do pracy z nimi, ale ta wizja nie wyglądała tak źle, gdy dodawała do niej Ginny.
-... er. Granger do cholery! - głęboki krzyk wyrwał ją z zamyślenia, więc rozejrzała się lekko nieprzytomnie i rzuciła Malfoy'owi mordercze spojrzenie.
- Czego Malfoy? - spytała zimno, starając się nie patrzeć mu w oczy.
Nigdy tego nie zrobiła i nie chciała zrobić nigdy. Z tego co mówiły inne dziewczyny, miał najbardziej niesamowite oczy w szkole, więc trzymała się od nich z daleka, nie chcąc wpaść. Gdyby okazały się tak piękne jak opowiadały MUSIAŁABY go namalować, a to byłaby katastrofa... Szybko otrząsnęła się z rozmyślań i spojrzała na chłopaka wyczekująco.
- Jesteśmy razem w grupie idiotko. - warknął wściekle Ślizgon, ale w środku podziwiał jej postać.
- Brawo Malfoy, jestem z ciebie dumna. - odpyskowała ironicznie, po czym spoważniała. - Nie wiem czy któryś z was ma zdolności artystyczne, ale musimy się spotkać i przedyskutować cały ten cyrk. - powiedziała stanowczo.
- Dziś o 19:30 w Pokoju Życzeń, może być? - spytał Blaise, a gdy się zgodziły odszedł, pociągając za sobą Dracona.
- Czemu ty nigdy nie chcesz spojrzeć Malfoy'owi w oczy? - spytała z irytacją Ginny, gdy siadały przy stole.
- Już ci mówiłam Ginn, nie mam najmniejszego zamiaru go malować. Moje obrazy... Zbyt wiele dla mnie znaczą, szczególnie portrety. - wyjaśniła na odczepnego, spoglądając na stół Slytherinu.
Zaklęła po włosku i odwróciła wzrok od pięknych, szmaragdowych tęczówek ale wiedziała, że już wpadła. W jej głowie zaczęła krystalizować się bardzo wyraźna wizja kolejnego portretu, portretu o zielonych oczach. Znów zaklęła, czym prędzej zjadła, wyjęła szkicownik i zaczęła kreślić rysy twarzy. Nie pamiętała go zbyt dobrze, ale wiedziała, że jest zabawny, bystry i szarmancki, więc przywołała jego najświeższe wspomnienie i zaczęła dodawać szczegóły, podczas gdy jej przyjaciółka jadła. Miała mało czasu, ale nie spieszyła się, sztuka nie mogła być wymuszona, ani pospieszna. W końcu Ginny kończyła i razem udały się na Transmutację. Cały dzień starała się udoskonalić portret, ale gdy kończyła jeden, zaczynała drugi. Nigdy nie poprawiała swoich dzieł, jeśli się jej nie podobały, po prostu je chowała. Teraz miała 7 różniących się od siebie portretów, z których każdy pokazywał inną cechę, inne spojrzenie dziewczyny na Ślizgona. To nie tak, że się zakochała, Merlinie broń!, tylko on był dla niej inspiracją, więc po prostu musiała go uwiecznić. Lekcje minęły zadziwiająco szybko i nim się obejrzała, wybiła godzina 19.30, a one siedziały w Pokoju Życzeń i czekały na dwójkę przyjaciół. Jako, że ci się spóźniali, Valentina wyciągnęła swój notatnik i zamknęła na chwilę oczy. Przypomniała się jej chwila z ONMS, gdy Luna trzymała na ramieniu niedużego puchacza i patrzyła z zafascynowaniem w niebo, mówiąc coś o latających Święcitrójkach. Wtedy pokazała swoje całe oblicze, tamta scena była esencją jej osoby. Podniecona dziewczyna chwyciła ołówek i zaczęła robić poglądowy szkic, by nie stracić nowego pomysłu, a Rudowłosa zwyczajowo usiadła obok niej, by wpatrywać się w powstający rysunek. Nagle drzwi gwałtownie się otworzyły i wpadli przez nie zdyszani Ślizgoni. Ołówek w ręku Gryfonki osunął się i pociągnął linię nie tam gdzie trzeba, na co dziewczyna zaklęła głośno i sięgnęła po gumkę.
- Nie... Nie wierzę, że... że to mówię... - wysapał Draco. - Ale przepraszamy za spóźnienie. - dokończył już normalnie.
Ginny spojrzała na niego z lekkim zdziwieniem i skinęła głową by usiedli.
- Nie wiem jak wy, ale ja chcę wygrać ten konkurs. - oznajmiła po chwili milczenia.
- Niby jak chcesz to zrobić? - spytał sceptycznie blondyn, przymykając oczy. - Żadne z nas nie ma zdolności artystycznych, a u Krukonów wiele osób jest utalentowanych. - powiedział znużony.
- Wy naprawdę niczego nie widzicie? - spytała autentycznie zdziwiona rudowłosa.
- Czego nie widzimy Rudzielcu? - odpowiedział pytaniem Blaise.
- Tego, że Ti - Miona jest genialną artystką. - zająknęła się dziewczyna.
Oboje, jak na komendę, otworzyli oczy i przyjrzeli się siedzącej naprzeciw nich Gryfonce. Zdążyła już schować szkicownik i teraz wyglądała zupełnie niewinnie, ale Zabini nagle zmarszczył brwi i zaczął przyglądać się jej bardziej intensywnie. Zmierzył wzrokiem farbę w jej włosach, niedbały warkocz, luźne ubrania i kolorową koszulę nim coś zaświtało w jego głowie.
- No rzeczywiście wygląda jak artystka. - powiedział z lekkim zdumieniem, jakby sam w to nie wierzył.
- Brawo geniuszu, ale przejdźmy do sprawy. To musi być nasza wspólna praca i nawet nie myślcie, że.zrobię wszystko sama. Chwilowo mam ważniejsze zajęcie, a czasu co raz mniej więc mam nadzieję, że rozwiązanie konkursu odbędzie się po przerwie Bożonarodzeniowej. Inaczej nie wyrobię się ze wszystkim. - powiedziała znudzona.
Po tych słowach chłopcy otrząsnęli się z szoku i spojrzeli na nią podejrzliwie. Dziewczyna uniosła ręce w obronnym geście i odezwała się lekko przepraszającym tonem :
- Mam swoje sprawy, każdy ma tajemnice.
Ginevra uśmiechnęła się na tą oczywistą aluzję i oparła wygodnie o kanapę.
- Dobra, myślę, że będziemy współpracować więc powinniśmy zacząć się tolerować. - oznajmił poważnie Blaise. - Wiem, że między nami było niemiło, ale jesteśmy dorośli i chyba powinniśmy zacząć od nowa. Blaise Diabeł Zabini, miło mi. - przedstawił się z rozbijającym uśmiechem, a Ginny zarumieniła się lekko.
Widząc reakcję przyjaciółki, Valentina uśmiechnęła się przebiegle i mrugnęła do Blaise'a znacząco. Chłopak otworzył szeroko oczy w zdumieniu, na co Scozerrio zaśmiała się cicho. Nie zauważyła pełnego podziwu wzroku blondyna, który zresztą od razu zniknął. Postanowili zacząć od nowa, dać sobie szansę na poznanie siebie, z czego Włoszka była bardzo zadowolona. Nie miała ochoty na bezsensowne kłótnie z powodu pochodzenia, które nawet nie powinny zdarzyć, jako że była ona półkrwi czarownicą. Ustalili, że będą spotykać się codziennie, po lekcjach, w dormitorium chłopców, w lochach. Rozstali się z cichym ' Cześć' i bez kłótni udali się do swoich pokoi. Gdy Ginny weszła do łazienki, Valentina usiadła przed sporym płótnem i wyciągnęła szkic Luny. Na moment zamknęła oczy, znów przywołując tamtą scenę i niemal bezwiednie sięgnęła po niebieską farbę. Musiała osiągnąć inny kolor niż przy Ginny, więc dodała jeszcze biały, złoty i trochę fioletowego. Zmieszała różowy, czerwony i kremowy, z zadowoleniem uzyskując barwę jej rumieńców. Gdy namalowała to, czego tak bardzo pragnęła, zaczęła malować resztę. Pociągnięcia pędzlem były długie i niezbyt staranne, jej długie włosy przypominały promienie księżyca, a oczy świeciły jak małe stworzenia nad jej głową. Miała na sobie jeden ze swoich kolorowych i zupełnie niedopasowanych strojów, które jednak ujmowały swoją radością i oryginalnością. Świat wokół niej był biały, pokryty puchem, a słońce rzucało niewyraźnie cienie na zaspy. Ta scena ukazywała rozmarzoną Lunę taką, jaką ją widziała i jak chciała by inni ją widzieli. W niej zawarta była cała istota magii, tej tajemnicy i mistycyzmu. Coś, na co inni nie zwracali uwagi, zbyt zajęci swoimi małymi sprawami. Sztuka miała pokazywać świat z punktu widzenia artysty, dlatego każdy obraz był inny. Dlatego też poświęcała tyle czasu na każdy portret i pejzaż, chciała uświadomić ludziom jak mało widzą. Ginny, przyzwyczajona do późnego siedzenia przyjaciółki, tylko zasłoniła zasłony i poszła spać, a starsza dziewczyna skończyła dopiero po drugiej w nocy. Przykryła obraz czarnym materiałem i szybkim zaklęciem posprzątała farby. Chwyciła piżamę i zniknęła za drzwiami łazienki chcąc wziąć odprężającą kąpiel. W końcu zmyła farbę z włosów, umyła się dokładnie i zupełnie wyczerpana rzuciła na łóżko.

                                                    *

Udawało im się nie kłócić, a podczas spędzonych wspólnie wieczorów poznawali się jeszcze raz. Najczęściej Ginny rozmawiała z chłopakami, a Valentina szkicowała coś na kolanie i przysłuchiwała się ich rozmowie, czasami dodając coś od siebie. Było im tak dobrze, ale  czarnowłosa była co raz bardziej zdenerwowana. Na razie miała raptem 2 portrety, parę pejzaży i masę szkiców robionych najróżniejszymi technikami, ale nadal brakowało jej właściwych obrazów. Przez cały czas starała się wyłapać jak najwięcej cech charakteru obu chłopców, nie chcąc jednocześnie się zakochać. Twardo powiedziała sobie, że nie pozwoli sobie zawrócić w głowie i w sercu, ale niestety artyści byli na to bardzo wrażliwi. Na jej nieszczęście jej serce posiadało własny rozum i najwyraźniej postanowiło, że najlepszym jego właścicielem będzie sam Draco Malfoy. Byał wobec tego bezsilna i to ją gryzło. Nie podobało jej się, jak jej umysł stawał się pusty, zamarzał, lub nagle stawała się świadoma własnych myśli, którym po prostu kazała milknąć. Ślizgon był znanym łamaczem serc, a ona nie potrzebowała kolejnego zawodu miłosnego. Tym razem chciała szczęścia, ale najwyraźniej los miał inne plany. Pozostawało jej przyjąć to ze spokojem i nie dać po sobie nic poznać. Często razem milczeli, podczas gdy Ginny i Blaise bawili się w co raz głębszy flirt, bo im nie potrzebne były słowa. Cisza była wygodna, uspokajająca i pocieszająca. Nikt jednak nie wiedział, że podczas gdy oni się zabawiali, Valentina układała w myślach piękny obraz, który byłby połączeniem wszystkich czterech domów, czymś wspaniałym. Jej rudowłosa przyjaciółka przywykła już do jej częstych zniknięć, a ich nowi koledzy po prostu to zaakceptowali. Nowe dzieło, to na konkurs miało pobić wszystko co do tej pory namalowała, więc miało wymiary 3m na 5m, przez co musiała używać rusztowania. Nie zraziło jej to, wręcz przeciwnie, stanowiło interesujące wyzwanie. Przełom w przygotowaniach do Bożonarodzeniowej wystawy nastąpił pewnego słonecznego popołudnia, na tydzień przed świętami i konkursem. Siedziała przed pustym płótnem i rozmawiała z Blaisem, gdy on pogrążył się w opowieści. W ręku trzymał swój nieodłączny sztylet, którym wycinał najróżniejsze kształty we wszystkim. W pewnym momencie spojrzał na nią zza kurtyny czarnych włosów, a słońce zamigotało w jego zielonych tęczówkach i odbiło się od ostrza sztyletu. Ręka dziewczyny powędrowała w stronę zielonej farby.
- Blaise, zostań tak. - poleciła mu cicho i zaczęła nakładać barwy na płótno.
Już wiedziała co i jak ma namalować. Te wszystkie cechy, o których myślała były nieważne, ważne były emocje. Nie te co u Ginny, bardziej... żywe. Blaise dla Tiny był kłębkiem emocji, dobrych i złych, ale co najważniejsze prawdziwych. On zawsze był szczery przed sobą i przed każdym innym i to właśnie chciała uchwycić. Prawdę. Nim chłopak się zorientował rzuciła na niego parę zaklęć i ułożyła na łóżku, samej kontynuując obraz. Skończyła dość szybko, ale byłą zupełnie zmęczona, więc nawet się nie rozbierając rzuciła się na łóżko obok Ślizgona i usnęła. Obudziła się pierwsza, stosunkowo wcześnie i zwaliła ramię Blaise'a ze swojej talii. Szybko doprowadziła się do stanu używalności, zostawiła chłopakowi notatkę i pobiegła do Pokoju Życzeń, dokończyć dzieło konkursowe. Na śniadaniu pojawiła się jak gdyby nigdy nic i od razu trafiła na zamglone spojrzenie Blaise'a. Nie zupełnie pamiętał co się stało po południu, ale z kartki wywnioskował, że prawie usnął podczas ich rozmowy, więc nie chciała go budzić. Ginny spędziła noc u koleżanek z 5 roku, więc nikt nic nie podejrzewał. Uśmiechnęła się tylko do chłopaka i usiadła obok przyjaciółki. Już dawno zauważyła, że nikt oprócz niej z jej grupy, nie pamiętał o zadaniu, ale nic jej to nie obchodziło. Chciała ich zaskoczyć, zrobić coś spektakularnego. Kolejne dwa dni minęły szybciej niżby chciała, bo chociaż obraz konkursowy już ukończyła, nadal brakowało jej jednego portretu, portretu Dracona Malfoy'a. W końcu znalazła idealny kadr. Siedzieli u chłopców w sypialni, a Draco grał na gitarze, siedząc na wysokim stołku. Spojrzał w górę i wtedy ją uderzyło. To było to. Zerwała się z miejsca jak oparzona i pognała do swojego dormitorium, cały czas mając przed oczami tamten moment. Malowała pastelowymi ale szlachetnymi barwami, przedstawiając dług szyję, zarys twarzy, blade usta, platynowe kosmyki opadające na twarz i kark. Smukłe palce szarpiące z uczuciem struny, delikatny uśmiech, mięśnie rysujące się pod koszulą i tą atmosferę pełną spokoju. Wydobywała nic nie znaczące dla innych szczegóły, pomagając im wyjść na zewnątrz i ułożyć się w mężczyznę, któremu oddała serce. Znów pogrążyła się w swoim świecie, ale tym razem skończyła szybciej niż się podziewała. W końcu czuła się spełniona, zrobiła to co zamierzała od samego początku : namalowała obraz, który wyrażał najbardziej skrywane i intymne uczucia, obraz pełen miłości i piękna.

Dokładnie 3 dni później Ginny, Draco i Blaise siedzieli zrozpaczeni w Wielkiej Sali i czekali na rozpoczęcie konkursu. Wszyscy zapomnieli o głównym powodzie ich spotkań i teraz czekało ich gorzkie upokorzenie, gdy patrzyli na rozentuzjazmowane grupki uczniów dopracowujące swoje dzieła. Valentiny nigdzie nie było, ale nie mięli teraz do tego głowy, a ich twarze wyrażały skrajną rozpacz, gdy dyrektor zaczął przemowę. Potem kolejne grupy prezentowały swoje dzieła o najróżniejszej tematyce i wykonaniu. W końcu, gdy już wszyscy ustawili obrazy i rzeźby na środku przyszła pora na ostatnią grupę - Hermionę, Ginny, Blaise'a i Draco.
- Zapraszam moi drodzy, pokażcie nam co stworzyliście przez ten czas. - powiedział serdecznie Dumbledore, a wtedy drzwi się otworzyły i weszła przez nie Valentina.
Była ubrana cała na czarno, a całe jej ciuchy pochlapane były różnokolorową farbą. Uśmiechała się radośnie, a jej ciemne oczy błyszczały.
- Dziękuję dyrektorze, pozwoli pan, że zabiorę głos. - powiedziała spokojnie i stanęła przed stołem nauczycielskim. - Długo zastanawiałam się co stworzyć na ten niezwykły konkurs, a pomysł powoli budowali moi przyjaciele, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Obraz, który namalowałam przedstawia po części nas wszystkich, bo to my jesteśmy istotą Hogwartu, który jednak opiera się na czterech domach. I właśnie to postanowiłam uwiecznić. - wyjaśniła i szybkim ruchem nadgarstka zrzuciła czarne płótno ze ściany znajdującej się za nią.
Wszyscy wstrzymali oddech, patrząc na ogromny, niesamowity obraz, namalowany ręką uczennicy. Z dzieła patrzyli na nich założyciele Hogwartu w plenerze błoni. Salazar, dumny ale i lekko melancholijny stał zapatrzony w taflę jeziora, które odbijało promienie słoneczne, a bardzo widoczny wąż owijał się wokół jego postaci, ale jednocześnie do niej należał. Godryk leżał na ziemi, przy skałach oparty o wielkiego, rozleniwionego lwa, a razem wyglądali trochę jak rzeźba, lecz czuć w nich było ogień. Rowenna wyciągała rękę po majestatycznego kruka, błękitne szaty powiewały na wietrze, a od jej postaci bił spokój i cisza. Na skałach, najwyżej stała Helga w rozłożystej, kolorowej sukni, przy której leżał borsuk, niemal zlewając się ze wschodzącym za nią słońcem. Dopiero gdy przyjrzeli się bliżej zobaczyli obecność całej grupy w obrazie, choć nie była ona oczywista. Ognistorude włosy Ginny przedstawiało słońce załamujące się przy postaci blondwłosej kobiety, zieleń oczy Blaise'a ukazywała się w trawie porastającej całe błonia, bladość skóry Dracona była ewidentnie niebem nad słońcem, które jeszcze nie zrobiło się niebieskie. Najtrudniej było znaleźć obecność samej autorki ale w końcu wszyscy ją zauważyli. W ciemności Zakazanego Lasu w tle, w tych błyskach światła między drzewami,  które bardzo przypominały plamy na jej czarnym ubraniu. Brawa rozległy się dopiero po pewnym czasie.

                                                   *

- Mamo, po co my idziemy na tą głupią wystawę. To nie ma sensu. - jęczał Draco, gdy wraz z rodzicielami wchodził do pięknego, renesansowego budynku.
- Obrazy, które tutaj zostaną pokazane namalowała córka mojego przyjaciela, Valentina Scozarri, podobno ma niesamowity talent. - wyjaśniła Narcyza, kiwając różnym osobistościom.
Na szczęście spotkali jeszcze państwa Zabini z synem, więc jako tako pocieszony chłopak zapatrzył się w czarne płótna pokrywające ściany. W końcu wszyscy ucichli, światła pogasły, a odpowiednie lampy oświetliły kawałek sceny i ściany. Wtedy płótna opadły, a jego serce zamarło. Z obrazu naprzeciw patrzył na niego... on sam. Tylko zupełnie inny. Piękniejszy, spokojniejszy... Tuż obok wisiał pogrążony w monologu Blaise ze świecącymi oczami, dalej roześmiana Ginny, której włosy tańczyły na wietrze, rozmarzona Luna, wpatrująca się w coś latającego nad jej głową... Wiele pejzaży, szkiców i rysunków, przedstawiających ich czwórkę siedzącą na kanapie, ich wspólne picie, żarty. Coś, czego nigdy nie spodziewał się zobaczyć. Nagle wszyscy wrócili się w kierunku sceny, na której ktoś stał. Zupełnie zaskoczony chłopak rozpoznał w tej osobie Hermionę Granger. Miała na sobie zwiewną, lejącą się suknię z czarnego jedwabiu, przetykaną kolorowymi nićmi, jej długie ciemne włosy były upięte w kok, z włożonym w niego kwiatem, a na rękach miała czarne rękawiczki bez palców.
- Chyba wreszcie nauki mojego taty do mnie dotarły i założyłam na tą wystawę coś bardziej odpowiedniego niż zwykle. -  zaczęła ze śmiechem. - Cieszę się niezmiernie, że zechcieli państwo przyjść bo zobaczyć co też udało mi się wydumać, ale muszę przyznać, ze z tych dzieł jestem bardzo dumna. Wszystkie przedstawiają moich przyjaciół, bądź sceny z mojego życia. Pomysł podsunęła mi moja ukochana przyjaciółka, by namalować osoby mi bliskie, tak jak je widzę. Sztuka to wyrażanie siebie i ja właśnie to zrobiłam. Wyraziłam swoje spojrzenie na świat, pokazałam wam go takim jakim go widzę. Mówią, że artyści są bardziej wrażliwi na piękno, ale ja uważam, że my po prostu mamy czas i chcemy je dostrzegać w najmniejszych szczegółach. Tymi obrazami chcę wam udowodnić jak bardzo zaślepieni jesteśmy, jak bardzo zatracamy się w tym beznadziejnym wyścigu, w którym nie ma zwycięzców. Chciałabym abyście czasem, choćby na chwilę, zatrzymali się i popatrzyli na świat inaczej, Po swojemu, bez żadnych złudzeń i zdania innych. Tylko wy i to przed wami i zapewniam was, że to o zobaczycie pozbawi was tchu.
Po jej słowach na moment zapadła cisza, a chwilę później rozległy się gromkie brawa. Dziewczyna zeszła ze sceny i skierowała się do swoich przyjaciół, którzy patrzyli na nią w szoku. Ginny natychmiast rzuciła się jej na szyję, bez słów dziękując za to co zrobiła, a chwilę później podszedł do niej Blaise.
- Dziękuję, że pomogłaś mi dostrzec to, co tak bardzo chciałem zobaczyć. - powiedział cicho i chwycił Rudą pod ramię, prowadząc ją gdzieś.
Zostali sami, patrząc sobie w oczy, aż odezwał się Draco.
- Czy to tak mnie widzisz? - spytał, a jego głos lekko zadrżał.
- Tak. - odpowiedziała. - Czy to coś złego?
Draco skinął głową.
- Pokazałaś wrażliwość, spokój, radość, łagodność i te wszystkie cechy, których nie posiadam. Jestem zimny i obojętny, nie taki, jakim mnie namalowałaś.
- Draco, nie namalowałam tego co chciałam, tylko to co widzę. - powiedziała łagodnie, a w jej oczach zabłysły łzy.
- I widzisz te wszystkie cechy we mnie? Jak? My nawet ze sobą nie rozmawiamy, to chyba nasza najdłuższa rozmowa. Jak możesz to wszystko zauważać? - spytał już bezradnie.
- Jak? Jest takich kilka niewielkich momentów, Draco, kiedy się uśmiechasz, śmiejesz , czy rumienisz i nie ma znaczenia, że są niewielkie, ponieważ przez cały czas siedzą w moim umyśle. Posiadasz te wszystkie dobre cechy. Kiedy cię widzę, to widzę właśnie taką osobę, na co dzień, bez maski, którą pokazujesz wszystkim innym. 
- Widzisz mnie? - spytał chłopak - Jak? 
- Bo… jestem artystką. - odpowiedziała cicho. - Co jeszcze widziałeś w obrazie?
- Widziałem... Widziałem miłość. - wyszeptał niepewnie, a dziewczyna tylko skinęła głową.
- Kocham cię. Nie obchodzi mnie przeszłość, to czy coś do mnie czujesz, ani co sądzą inni. Moje serce postanowiło, że należy do ciebie i nie jestem w stanie nic z tym zrobić. Nawet nie chcę. - powiedziała po prostu, jakby stwierdzała  fakt. -  Nie umiem wyrażać siebie słowami, jestem beznadziejna w mówieniu o emocjach, ale wiem co czuję i jest mi z tym dobrze.
Ślizgon po prostu wpatrywał się w jej ciemne oczy, a w tych srebrnych płonął co raz większy ogień.
- Więc nic nie mów. Patrzę. I to co widzę zapiera mi dech w piersi. - powiedział z uśmiechem i zdobył jej wargi w pocałunku.

_________________________________________________________________


Dodaję, mimo iż komentarzy nie jest szczególnie dużo... Powiem tylko, że z rozdziałem totalnie utknęłam, nie mam motywacji i pomysłu. Ale dodaję to co obiecałam :) Miniaturka powstała pod wpływem przeczytania ujmującego one-shota. Bardzo zagmatwana, dużo opisów i mało dialogów, ale po prostu musiałam coś takiego napisać. Mam nadzieję, że się wam spodoba i postanowicie wyrazić swoją opinie :) I jeszcze zahaczę o owe pytanko. Cieszę się, że dostałam parę odpowiedzi :) Postanowiłam, iż wątek będzie ale przed każdym momentem będę starała się dodawać adnotację. Tak na wszelki wypadek :)
Całuję
Kath<3